Jeżeli uważamy, iż biznes ma zwracać uwagę w swojej działalności na korzystanie ze wspólnej przestrzeni, jaką jest środowisko naturalne, to podobne reguły trzeba przyjąć wobec bezpieczeństwa wewnętrznego i spójności społecznej państwa.
Trwająca debata wokół imigracji do Polski jest zaburzona przez zbliżające się wybory, interesy partyjne i biznesowe. Z jednej strony opozycja próbuje wyolbrzymiać stopień wzrostu imigracji, zwłaszcza odnosząc się do państw muzułmańskich, ponieważ PiS używał imigracji i związanych z nią problemów w Europie jako straszaka wyborczego w poprzednich wyborach.
Z drugiej strony koalicja rządząca próbuje powiedzieć, iż przeciwstawiała się jedynie nielegalnej imigracji, a nie imigracji legalnej i ekonomicznej. Co jest mocno naciągane, ponieważ i politycy i media związane z obozem rządzącym ostrzegali wielokrotnie, by nie powielać problemów Europy, a źródłem tychże nie jest kwestia legalności imigracji.
Poza tym są ugrupowania, które jak Konfederacja sprzeciwiają się imigracji jako takiej, chcąc, żeby Polska pozostała państwem narodowym, czy Lewica, która ogólnie jest za otwartością i problemy kulturowe z reguły pomija. Oczywiście jest to z grubsza zarysowany układ o ile chodzi o partie.
Jak do tej pory wśród większości polityków panował konsensus, iż powinniśmy przede wszystkim ściągać imigrantów ekonomicznych z państw bliskich kulturowo, ewentualnie z tych, których obywatele łatwo się zintegrują. Postawa ta wynikała z doświadczeń państw Zachodu.
To wydaje się kończyć, ponieważ środowiska biznesowe biją na alarm, iż na rynku pracy brakuje pracowników, zwłaszcza w sektorach takich, jak rolnictwo, budownictwo czy usługi. Nie znajdziemy ich też na Ukrainie czy Białorusi w wystarczającej liczbie. Tak więc organizacje biznesowe, a za nimi rząd, który przyzwala jak widać na zwiększoną imigrację, chcą ściągać pracowników z innych kierunków, gdyż ich zdaniem Polsce przez te braki grozi wstrzymanie rozwoju gospodarczego.
Jeżeli przyjrzymy się danym o wizach długoterminowych wydanych obywatelom innych państw, to poza krajami bliskimi kulturowo znajdziemy takie: Turcja (18,5 tys.), Indie (13,8 tys.), Uzbekistan (6,4 tys.), Filipiny (5,5 tys.), Kazachstan (5,4 tys), Azerbejdżan (4,4 tys.), Nepal (3,4 tys.), Indonezja (3 ty.), Turkmenistan (2,3 tys.).
Łącznie dla obywateli państw muzułmańskich – a niewpuszczanie ich to był element „obietnicy wyborczej” PiSu – wydano rok temu ponad 40 tys. wiz zezwalających na pobyt do roku. Wiza typu D upoważnia do przebywania na terenie danego kraju od 90 dni do roku, a choćby do poruszania się w strefie Schengen. Z reguły więc w większości będą to wizy dla pracowników lub studentów. PiS chce przeprowadzić referendum w sprawie tzw. przymusowych relokacji, które nie są przymusowe, ale debaty o legalnej ekonomicznej imigracji, która jest dużo większa liczebnie, unika.
A jednak, bezpieczeństwo i spójność społeczna to dobro wspólne, w taki sam sposób jak środowisko
Faktem jest oczywiście, iż brak jest pracowników na rynku i należy zastanowić się, co z tym problemem można zrobić. Tylko iż to nie może być decyzja jedynie środowisk biznesowych – którym udaje się jak widać skutecznie lobbować u rządu – ale także decyzja reszty społeczeństwa.
Jak bowiem widzimy, masowa migracja, błędy w integracji, ale też złożone zjawiska społeczne, doprowadziły do problemów z szeroko rozumianą spójnością społeczną, które trawią Zachód. Pomimo tego środowiska biznesowe przez cały czas oczekują, iż imigracja będzie ratować rynek pracy. Ten głód z powodu demografii się jednak nie kończy, ponieważ imigranci i ich potomkowie mieszkający w Europie także mają mniej dzieci.
Przedsiębiorstwa, naciskane przez konkurencję, kooperantów, rosnące koszty, chcą zatrudnić tanich pracowników lub też szukają w ogóle pracowników, bo mają możliwość dokonywania ekspansji. Jednak to nie one będą ponosić koszty nieudanej integracji imigrantów. Z kolei rząd nie przedstawia żadnego planu postępowania z pracownikami i ich ewentualnie przybyłymi rodzinami. Zachowuje się tak jak Niemcy w latach 60., licząc, iż gastarbeiterzy wyjadą. W efekcie czynnik materialny, niskie zarobki i ograniczone możliwości awansu społecznego następnych pokoleń mogą wywołać poczucie dyskryminacji.
A jednak bezpieczeństwo i spójność społeczna to dobro wspólne, w taki sam sposób jak środowisko. Nikogo nie dziwią dzisiaj regulacje dotyczące emisji spalin, oczyszczania rzek i całej masy zasad korzystania przez przedsiębiorstwa ze środowiska, tak żeby go nie zatruwać. Grupa biznesowa, która żądałaby zniesienia kosztownych wymagań dotyczących ekologii, bo musi tanio produkować i kraj bez tego nie będzie się rozwijał, zostałaby potraktowana jak jakieś patologiczne przedsięwzięcie. Dlaczego więc w przypadku imigracji nie stawia się pytań o rozważne korzystanie biznesu ze wspólnej przestrzeni, jaką jest szerzej rozumiane bezpieczeństwo?
W odpowiedzi można oczywiście odwołać się do liberalnych twierdzeń, iż nie wolno przecież powstrzegać ludzi jako zagrożenia, iż to ksenofobia, i próbować zamknąć tym usta krytykom. Jednakże coraz więcej doświadczeń płynących z Europy wskazuje na to, iż o ile nie można podchodzić z nieufnością to pojedynczego człowieka tylko dlatego, iż pochodzi z obcej kultury, to statystycznie imigranci jako grupy, w zależności od państw pochodzenia, stanowią wyzwanie z punktu widzenia bezpieczeństwa, systemu socjalnego i społecznej spójności.
Skądinąd z różnych rozmów wiem dobrze, iż część środowisk biznesowych też to widzi i uznaje za stan co najmniej niepożądany. Ktoś może zapyta, dlaczego wyszczególniam akurat muzułmanów. Skoro zrobił to socjaldemokratyczny minister ds. integracji w Danii Mattias Tesfaye (syn etiopskiego imigranta), tworząc oddzielne statystyki dla imigrantów z regionów Afryki Północnej, Bliskiego Wschodu, Pakistanu i Turcji, to widocznie miał powód.
Oczywiście problemy z integracją nastąpiły nie bez częściowej winy państw przyjmujących, ale nasze państwo postanowiło udawać, iż problem masowej imigracji nas nie dotyczy, kierując dyskusję jedynie na tory referendum w sprawie relokacji.
Powinien zakończyć się leseferyzm imigracyjny prowadzony przez obecny rząd i należy odbyć dyskusję z różnymi środowiskami, nie tylko konfederacjami przedsiębiorców, na temat imigracji ekonomicznej, oraz tego, jak mamy korzystać ze wspólnego dobra jakim jest bezpieczeństwo. Taka debata powinna dotyczyć takich kwestii:
- Jaki jest dalszy plan rozwoju kraju po 30 latach?
- Czy ściąganie taniej siły roboczej do pracy w podwykonawstwie w ramach zagranicznych łańcuchów wartości to pożądany model zwiększania PKB państwa?
- Czy jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, iż Polska może być krajem mniej licznym, niż jest obecnie, takim jak np. Szwecja (tu przykład podaję za prof. Maciejem Duszczykiem), który będzie mimo wszystko bogaty? Innymi słowy czy bogactwo warunkowane jest jedynie ilością osób pracujących, a nie efektywnością pracy rozumianą w sensie zysków jakie przynosi?
- Jeżeli ściągamy imigrantów, to czy możemy mieć preferencje co do kierunków z jakich przybywają i czy istotne dla nas są czynniki kulturowe, takie jak niechęć do Zachodu, skłonność do małżeństw mieszanych itp.?
- Czy rzeczywiście wierzymy w model „gastarbeiterów”, a skoro tak, to jak zapewnimy, żeby po kilku latach ci ludzie wyjeżdżali?
- Czy wiemy, korzystając z zachodnich doświadczeń, jakie plany integracji zadziałały a jakie się nie powiodły?
- Czy mamy perspektywę dla imigrantów i ich rodzin? Jaką rolę w tym procesie ma mieć edukacja, żeby nie okazało się, iż drugie i trzecie pokolenie (a to z nimi jest największy problem) uderza głową w szklany sufit i przez to doświadcza frustracji, więc jest podatne na radykalizację, kryminalizację lub w najlepszym razie żywi wrogość do państwa, w którym mieszka? Czy polska szkoła jest na to przygotowana?
- Co ma spowodować, iż drugie i trzecie pokolenie będzie myślało o sobie jako o Polakach z pochodzeniem imigranckim, ale jednak Polakach?
Na razie mamy do czynienia z wolną amerykanką w tej kwestii. Rząd udaje, iż nic się nie dzieje, biznes skupiony jest na swych potrzebach, opozycja najchętniej nie przygotowałaby się na Polskę – kraj imigrantów, tylko dowaliła rządowi. Przyszłość więc na razie widzę w tej kwestii taką, jaka jest na Zachodzie, minus środki finansowe, którymi nie będziemy dysponować.
Przeczytaj także:
〉 Imigracja, relokacja, islam – poglądy kandydatów do Parlamentu Europejskiego