ty – uroczo zwyciężane miasto, pod mury którego
zakrada się nieco bezczelny wielbiciel,
obdarowywacz udający złodzieja
podpełza na kolanach.
mówię ci o tonięciu pośród odbłysków,
nocą i w fosie, o przekradaniu się pomiędzy
rozrzedzonymi promieniami księżycowego światła,
o praktykach dokonywanych cichaczem i w drżeniu.
słuchaj tych nielegend. obrośnij nimi od wewnątrz,
niech każda arteria metropolci biegnie, linią
przerywaną, w kierunku zamku. na szczyt.
...ale gdy poczuję, iż nadmiernie się rozdrabniam,
rozmieniam na drobne miłosne wykwitki,
wypryski liryczne, kiedy sam będę mieć dość
skrzydlatych żołnierzyków w fiołkowych zbrojach,
którzy wirować ci będą nad głową
bzycząc serenady
– powiedz. bym za żadne skarby nie przestawał,
łagodnie, ale stanowczo rzuć:
`weź się nie zestal`.