W poniedziałek 4 września mama dziewczynki, odbierając ją ze żłobka zauważyła, iż ma nietypowe uczesanie. Zwykle chodzi z rozpuszczonymi włosami, a tym razem ich część była zaczesana na czoło, a część spięta spinką. I to nie jej spinką. "Odbierając dziecko, zapytałam panie ze żłobka, czy nie działo się tego dnia nic nietypowego. Zaprzeczyły" - mówi w rozmowie z portalem trojmiasto.wyborcza.pl
REKLAMA
Zobacz wideo Po czym poznać, iż dziecko ma skrócone wędzidełko? Logopedka mówi o "domowym teście"
W domu wszystko wyszło na jaw
Po powrocie do domu dziewczynka powtarzała do siebie: "Jest dobrze, niczego nie widać". A gdy mama dotknęła jej czoła, zaczęła płakać z bólu. Nic dziwnego. Miała tam guza wielkości śliwki. "Następnego dnia poszłam z córką do pediatry. Stwierdził uraz głowy i powiedział, iż gdyby dziecko zaczął boleć tył głowy, mam natychmiast jechać z nią na SOR, bo może wystąpić uraz wtórny. Pocieszył mnie, iż skoro dziecko nie znalazło się jeszcze na chirurgii, to powinno być dobrze" - relacjonuje mama. "Panie ze żłobka skłamały, a do tego ukryły przede mną uraz głowy mojego dziecka. Dyrektorka żłobka nie udzieliła mi żadnych wyjaśnień. Nie tylko nie odpisała na mojego mejla w tej sprawie, ale również nie miała czasu się ze mną spotkać" - dodaje.
Sprawa trafiła do prokuratury
Rodzice dziewczynki wobec tego, iż nie mogli się doczekać żadnych wyjaśnień, zgłosili sprawę do Prokuratury Rejonowej w Gdyni. Została zarejestrowana w prokuraturze o czyn z art. 157 par. 1 kodeksu karnego: Kto powoduje naruszenie czynności narządu ciała lub rozstrój zdrowia, inny niż określony w art. 156 § 1,podlega karze więzienia od 3 miesięcy do lat 5. w tej chwili realizowane są czynności sprawdzające.
Zgłoszenie tego rodzicom to nasz obowiązek
- Takie rzeczy się zdarzają, przyzna to każdy, kto pracuje z takimi małymi dziećmi. Oczywiście staramy się robić wszystko, żeby nasze maluchy nie doznawały żadnych obrażeń, ale wiadomo, jak jest. Jeden wpadnie na drugiego, ktoś kogoś popchnie, ktoś się potknie, ktoś inny rzuci zabawką - mówi Natalia (nazwisko do wiadomości redakcji), nauczycielka wychowania przedszkolnego z jednej z prywatnych placówek na warszawskim Ursynowie. - W przypadku każdego zadrapania, czy guza, od razu informujemy o tym rodzica. Najpierw w ciągu dnia w aplikacji, a potem przy odbiorze dziecka wyjaśniamy co się stało. To nasz obowiązek Nie wyobrażam sobie zatajania czegoś takiego - dodaje.
A twoje dziecko? Zdarza się, iż w żłobku lub przedszkolu doznaje jakiegoś drobnego urazu? Jak panie to wyjaśniają? Daj znać w komentarzu.