Dramat dzieci z Mołdawii. Z dobytkiem błąkają się po Warszawie. "Nikt ich nie odwiózł do odpowiedniej instytucji"

1 godzina temu
Od kilku miesięcy w Warszawie widywani byli dwaj chłopcy z Mołdawii, którzy tułali się nocami po ulicach, dworcach i tramwajach. Wraz z matką, panią Raisą, funkcjonowali w kryzysie bezdomności, bez stabilnego schronienia i wsparcia, które mogłoby zatrzymać narastający problem.22 listopada w godzinach wieczornych biegacze przemierzający ul. Wybrzeże Szczecińskie zauważyli kobietę z dwójką dzieci ogrzewającą się przy prowizorycznym ognisku. Zaniepokojeni wezwali straż miejską. Widok był poruszający. Rodzina miała ze sobą przepastne torby, które jak się okazało, zawierały cały ich dobytek. Podczas interwencji strażnicy nie mogli namierzyć jednego dziecka - gwałtownie okazało się, iż chłopiec ukrył się w krzakach.
REKLAMA






Zobacz wideo

Marcin Kruszewski o walce uczniów o swoje prawa: Bez wsparcia rodziców będą mieli związane ręce



Z relacji służb wynika, iż kontakt z panią Raisą był utrudniony. Kobieta nie posiadała kompletu wymaganych dokumentów, dlatego interweniowała policja, która sporządziła stosowną notatkę. Sprawą zajmuje się Wydział ds. nieletnich i patologii, który po zebraniu materiałów może skierować wniosek do sądu rodzinnego. Rodzina już wcześniej szukała pomocyPani Raisa wraz z synami w wieku 9 i 13 lat trafiła do Centrum Kultury Prawosławnej w Warszawie. Jak potwierdza dyrektor placówki, ks. prot. dr Andrzej Lewczak, rodzina była już wcześniej pod ich opieką. - Bardzo mało mówi o sobie i swoich problemach. Do Polski trafiła w poszukiwaniu bezpieczeństwa i stabilizacji. Choć nasze centrum nie jest placówką specjalizującą się w pomocy osobom bezdomnym, w czasie kryzysu humanitarnego po wybuchu wojny w Ukrainie - tak jak wiele innych instytucji - zaangażowaliśmy się w działania pomocowe na rzecz uchodźców - wyjaśnia duchowny w rozmowie z Onetem. Kobieta wcześniej dobrowolnie zrezygnowała z pomocy CKP, jednak brak stabilizacji finansowej i trudności w odnalezieniu się w nowym otoczeniu sprawiły, iż rodzina ponownie popadła w kryzys. - W jej przypadku była to suma trudności związanych z odnalezieniem się w nowej rzeczywistości oraz brakiem stabilnych dochodów. (...) Czasem drobny kryzys potrafi uruchomić lawinę problemów. (...) Dzieci zostały skierowane do szkoły, natomiast aktualnie jest duży problem z ich absencją w tej placówce. Pani ma problem ze znalezieniem pracy - dodaje ks. Lewczak.Biuro Obrony Praw Dziecka zabiera głosBiuro Obrony Praw Dziecka zapowiedziało, iż złoży zawiadomienia do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez funkcjonariuszy publicznych. Według organizacji służby nie zareagowały adekwatnie do sytuacji. Dzieci wielokrotnie znajdowano w miejscach, w których nie powinny przebywać bez opieki.


"W naszej opinii policjanci i strażnicy miejscy pozostawiając te dzieci same, bez pomocy, mogli dopuścić się niedopełnienia obowiązków służbowych oraz przestępstwa, związanego z nieudzieleniem pomocy osobie znajdującej się w niebezpieczeństwie. Funkcjonariusze powinni byli odwieźć te dzieci do odpowiedniej instytucji opiekuńczej już po pierwszym ich spotkaniu, kilka miesięcy temu. Następnie powinni byli wystąpić do sądu rodzinnego z wnioskiem o zbadanie sytuacji małoletnich" - podkreśla Biuro Obrony Praw Dziecka w swoim wpisie na Facebooku. Organizacja zapowiada również skierowanie wniosku do sądu rodzinnego o zbadanie sytuacji chłopców i objęcie ich odpowiednią opieką.Chcesz dodać coś od siebie? Napisz na adres: [email protected]
Idź do oryginalnego materiału