Dlaczego strzelamy „nie-dziki”

wildmen.pl 4 godzin temu

Media grillują nas za wypadki na polowaniach. Kreują obraz myśliwego – idioty, dla którego dzikiem jest wszystko, co na drzewo nie ucieka. Chcą nas ekskomunikować, a w najlepszym przypadku badać co dwa lata i niestety, jest coś na rzeczy.

Wypadki na łowach w Polsce zdarzają się skrajnie rzadko. Raz na milion polowań. Mało tego. Statystyki wskazują, iż polskie łowiectwo jest coraz bezpieczniejsze. Zatem skąd ta burza w mediach?

Reklama

Powodów jest kilka. Odbiorca mediów zawsze chętnie wysłucha, przeczyta, obejrzy krwawego newsa ze złym myśliwym w roli głównej. Myśliwy – sprawca wypadku – to łatwy cel. Jednoznaczne okoliczności zdarzenia praktycznie odbierają mu możliwości obrony. Dziennikarze, w swej masie, to mieszczuchy niechętne łowiectwu, bez jakiejkolwiek wiedzy o materii, którą mają zrelacjonować.

Oliwy do ognia dolewają politycy, którzy dostrzegli, iż atakując myśliwych łatwo mogą zwiększyć swój elektorat o wyborców niechętnych łowiectwu. I właśnie dlatego, choć statystyka nam służy, w odbiorze społecznym jawimy się jako grupa niebezpieczna dla otoczenia.

Reklama

Każdy wypadek na polowaniu to tragedia. Wielopłaszczyznowa. Dla ofiary, jej bliskich, dla sprawcy, dla organizacji. W mediach, także łowieckich, toczy się dyskusja o przyczynach takich zdarzeń. Niedawno doświadczony myśliwy i dobry publicysta łowiecki, Andrzej Brachmański, postawił kilka tez, dotyczących przyczyn wypadków z bronią na łowach. Generalnie się z Nim zgadzam, jednak w dwóch kwestiach zachowam zdanie absolutnie odrębne, zbudowane moim prawie 40. letnim stażem łowieckim, wiedzą adekwatną dla lektora PZŁ w dziedzinie strzelectwa, oraz doświadczeniami z dwóch kadencji na stanowisku wiceprezasa okręgowego sądu łowieckiego.

Widziałem dzika!

Andrzej Brachmański pisze, iż można pomylić człowieka z dzikiem. Myśliwy ściągnął spust, bo był absolutnie przekonany, iż widzi dzika. Źle rozpoznał cel, choć zrobił wszystko, by rozpoznać go adekwatnie. Dodatkowo czujność łowcy uśpiły okoliczności – cel był w kukurydzy, hałasował jak dzik. Przecież to oczywiste, iż gdyby w lunecie widział człowieka, to by nie strzelił!

Reklama

Dlatego – słusznie – odpowiada za spowodowanie wypadku, kwalifikowanego jako nieumyślne spowodowanie śmierci. Gdyby w szkłach widział człowieka, to by go skazali za zabójstwo! Źle rozpoznał cel. Pomylił człowieka z dzikiem.

W istocie to nieprawda. W trakcie dwóch dekad mojej pracy w „Łowcu Polskim” bezwiednie stworzyłem tam rodzaj myśliwskiej kroniki kryminalnej. Opisywałem wypadki z bronią. Analizowałem ich przyczyny. Rozmawiałem ze sprawcami. Między innymi z dziewczyną, która zastrzeliła bandziora, zakładającego nocą plantację konopi indyjskich, z byłym policjantem, który strzelił do złodziejki kukurydzianych kolb, z nieszczęśnikiem, który posłał kulę własnej żonie, gdy ta w towarzystwie przyjaciół wyszła mu nocą na spotkanie. Sprawcy w każdym przypadku wyjaśniali, iż źle rozpoznali cel, iż pomylili człowieka z dzikiem.

Reklama

Były to jednak – taka jest moja ocena – tłumaczenia na potrzeby postępowania karnego. Wyjaśnienia, które miały utrzymać korzystną dla sprawcy kwalifikację czynu, jaką było nieumyślne spowodowanie śmierci.

Strzał do plamy

Strzał do plamy to zjawisko, do którego na nocnym polowaniu dochodzi na tyle często, iż trafiło ono, pod tą właśnie nazwą, do języka łowieckiego. To sytuacja, w której myśliwy decyduje się na oddanie strzału do obiektu – tak go nazwijmy – dzikopodobnego. Cel ma mniej więcej kształt dzika. Taki ogólny obrys miał gangster, który na kolanach sadził sadzonki konopi indyjskich, tak wyglądała ubrana w ciemną odzież złodziejka kukurydzy, która, jak zeznawał towarzyszący jej mąż, kiedy zobaczyła myśliwego to przykucnęła. Tak właśnie wyglądała żona sprawcy, przedzierająca się wraz z przyjaciółmi przez gąszcz pokrzyw, sięgających do pasa. Pokrzyw, których wierzchołki strzelający wziął za poziom gruntu.

Obiekt zachowywał się jak dzik. Tak się zachowywała złodziejka, która powoli, metr po metrze, szła łanem kukurydzy i obrywała kolby. Żerującego w sadzie dzika przypominał nastolatek, który na klęczkach zbierał z ziemi jabłka. Nieśpiesznym tempem żerującej watahy szło w stronę myśliwego troje ludzi, wśród nich żona sprawcy.

Myśliwy gwałtownie analizuje sytuację. jeżeli plama jest podobna do dzika, zachowuje się jak dzik, pojawiła się w miejscu, w którym spodziewany jest dzik – istnieje duże prawdopodobieństwo, iż jest dzikiem! Ale przez cały czas jest to tylko prawdopodobieństwo. Nie jest to pewność, bo przecież strzelec – celowo nie używam języka myśliwskiego, by materię pojęli goszczący tu niemyśliwi – nie widzi dziczego łba, uszu, kończyn, korpusu. przez cały czas ma w lunecie jedynie obiekt dzikopodobny. Mało tego! Są łowcy, którzy czekają, aż plama się poruszy. Jest to im potrzebne do określenia, z której strony jest łeb, a z której zad. Tak namierzają komorę, bo przecież dzik raczej nie przemieszcza się „na wstecznym”.

W takich właśnie okolicznościach w świadomości sprawcy rodzi się przypuszczenie, iż obiekt jest dzikiem. Znaczenie mają też poprzednie doświadczenia. jeżeli w kilku, czy niekiedy kilkudziesięciu przypadkach, plama w istocie była dzikiem, no to niby dlaczego tym razem nie miałby to być właśnie dzik?!

Jednak przez cały czas jest to tylko przypuszczenie, domniemanie. Sprawca niezmiennie nie ma pewności, iż to absolutnie dzik, jednak decyduje się na strzał, bo więcej przemawia za dzikiem, niż za tym, iż to cokolwiek innego, niż dzik.

Dlatego nie ma tu mowy o złym rozpoznaniu celu. Sprawca strzela do celu nierozpoznanego, który to cel, zdaniem strzelca, najprawdopodobniej jest dzikiem. Fakt wykonania czynności, służących rozpoznaniu np., obserwacja celu przez lornetkę, może jedynie zwiększać siłę domniemania, ale pewności nie daje. Sprawca nie mógł widzieć dzika, bo dzika tam nie było. Była jedynie plama. Dlatego tragiczny w skutkach strzał do plamy nie jest błędnym rozpoznaniem celu. Zawsze będzie to strzał do celu nierozpoznanego, który w stu przypadkach będzie dzikiem. W sto pierwszym – nastolatkiem, który zbiera jabłka.

Zabójstwo, czy śmierć nieumyślna?

Wszyscy mamy świeżo w pamięci zdarzenie, w którym myśliwy zastrzelił mężczyznę, stojącego pod swoim domem. Sprawca wyjaśnia, iż wziął go za dzika. Prokuratura twierdzi, iż nie było to nieumyślne spowodowanie śmierci, ale zabójstwo. Zabójstwo z zamiarem ewentualnym, czyli sytuacja, w której sprawca nie ma bezpośredniego zamiaru pozbawienia życia, ale jest świadomy tego, iż jego działania mogą doprowadzić do śmierci człowieka, i mimo tej świadomości działania takie podjął.

Taka kwalifikacja czynu wywołała oburzenie w szeregach myśliwych. Jak to? Zabójstwo?! Przecież on „jedynie” się pomylił! Źle rozpoznał cel, wziął człowieka za dzika.

Jeśli jednak przyjmiemy powyższą argumentację i uznamy, iż strzał do plamy w istocie jest strzałem do celu nierozpoznanego, a nie strzałem do celu źle rozpoznanego – stanowisko prokuratury już tak księżycowe się nie wydaje. Myśliwy nie strzelał do dzika, bo dzika tam nie było. Strzelał do plamy, co do której jedynie przypuszczał, iż jest ona dzikiem. Podjął ryzyko. Musiał mieć świadomość, iż plamą może być cokolwiek innego, niż dzik.

W mojej subiektywnej ocenie zarzut zabójstwa w zamiarze ewentualnym nie utrzyma się w sądzie. Myśliwy, co prawda, strzelił do celu nierozpoznanego, ale trudno uznać, iż tym samym automatycznie godził się na to, iż skutkiem strzału może być śmierć człowieka. Sąd najprawdopodobniej przyjmie, iż doszło do nieumyślnego spowodowania śmierci. Jednak skoro adekwatny do rozpoznania sprawy sąd zadecydował o aresztowania podejrzanego, co może sugerować uznanie kwalifikacji, dokonanej przez prokuratora, to może się zdarzyć, iż o korzystniejszej dla sprawcy kwalifikacji czynu zadecyduje dopiero sąd drugiej instancji.

Te rozważania znaczenie mają jednak poboczne. Istotą sprawy jest to, iż nie można pomylić człowieka z dzikiem. Oddawane są natomiast strzały do celu nierozpoznanego, jakim jest plama.

Sam sobie winien?

Wróćmy do tekstu Andrzeja Brachmańskiego. Autor stawia tezę, wedle której zdarzają się wypadki na polowaniu, gdzie sama ofiara – w mniejszym lub w większym stopniu – przyczynia się do tragedii. Jako przykładu używa tragedii, w której ginie złodziejka kukurydzy, czy członek grupy przestępczej, zakładający plantację konopi indyjskich. Stosując uproszczenie – gdyby tam nie poszli, do tragedii prawdopodobnie by nie doszło. Sami są sobie, przynajmniej w jakiejś części, winni!

Autor przyrównuje ich winę w dramacie do zawinienia pieszego, który wtargnął nagle na pasy i zginął pod kołami auta, którego kierowca nie miał szans na żaden manewr.
Nie wolno nam ulegać takiej narracji. Myśliwy zawsze musi mieć w tyle głowy świadomość, iż prócz zwierzyny w łowisku mogą być ludzie. choćby nocą. To obserwatorzy przyrody, zakochane pary, pijak wracający z imprezy, złodziej kukurydzy, absolutnie każdy!

To, iż człowieka w danym miejscu teoretycznie nie powinno być, nie umniejsza winy strzelającego. Istotą rzeczy jest bowiem ciągle naganny strzał do plamy, a nie rozważania, czy ofiara kradła kukurydzę, czy była jedynie cierpiącym na bezsenność nocnym markiem.

Jeśli trzymać się porównań ze sfery ruchu drogowego, to ofiara postrzelenia nie jest pieszym, który nagle wtargnął na pasy. To strzelający jest kierowcą, który wjechał na skrzyżowanie „na wczesnym czerwonym” z nadzieją, iż i tym razem mu się uda.

Osobiście znam tylko jedno zdarzenie, w dodatku jedynie z literatury, kiedy można mówić o współwinie ofiary. Oto młody myśliwy bardzo pragnął strzelić pierwszego w życiu dzika. Każdą noc z lada jakim księżycem spędzał na ambonie. Ale miał tylko dwururkę z archaiczną „czwórką”. Jego kumple postanowili podnieść ciśnienie młodemu łowcy. Poszyli sobie z dziczych skór przebrania. Zadali sobie sporo trudu. choćby dzicze uszy usztywnili drutem, by nie zwisały oklapnięte, ale stały na baczność, jak to u dzika. Tak przebrani wyszli na czworakach ze zboża na czyste. Od ambony odległość bezpieczna, prawie 200 metrów.

Chłopcy nie wiedzieli, iż młody łowca pożyczył od stryja sztucer z niezłą lunetą. Jeden z nich, lepiej myśliwemu stojący, przyjął kulę na komorę…

Idź do oryginalnego materiału