Zbigniew Ziobro ogłosił, iż wydał polecenie umorzenia postępowania wobec rodziny z Poznania, która broniła się przed włamywaczem. W antyludzkim państwie więc wolno bronić się przed napaścią, jeżeli sprawa zyska medialny rozgłos, a minister „sprawiedliwości” będzie w dobrym nastroju. Inaczej czeka cię proces za przekroczenie „obrony koniecznej”, bo bandycie stała się „niepotrzebna krzywda”, czy inne bzdury.
29 września włamywacz wtargnął do domu, w którym przebywał 83-letni mężczyzna, jego córka i 18-letni wnuk. Doszło do walki, w efekcie której włamywacz zmarł od ciosu nożem.
W normalnym kraju stwierdzono by, iż rodzina oczyściła społeczeństwo od jednego bandyty. Być może policja pochwaliłaby też rodzinę za odważną postawę i ogłoszono ich bohaterami. Ale żyjemy w III RP, gdzie obowiązuje pojęcie „obrony koniecznej”.
Obrona konieczna to nic innego jak systemowe wspieranie bandytów i uciskanie ofiar napaści. Bo oto okazuje się, iż gdy ktoś jak w podanym przypadku włamie się nam do domu, to powinniśmy dbać o jego bezpieczeństwo i nie podejmować „niewspółmiernych” do działań napastnika akcji. Innymi słowy, mamy być na z góry przegranej pozycji.
Rodzina z Poznania ma szczęście. Sprawa przebiła się do mediów, a minister Ziobro w wyniku nacisków społecznych ogłosił, iż wydał „polecenie natychmiastowego umorzenia postępowania wobec rodziny z Poznania z uwagi na fakt działania w obronie koniecznej”. Fajnie, iż w tym jednym przypadku normalnych ludzi nie spotka państwowy, niegodziwy terror.
Ale ile innych osób zostało niemoralnie skazanych za przekroczenie „obrony koniecznej”? Samo istnienie takiego pojęcia jest złe, bo stawia bandytę na równi z normalnym człowiekiem. W praktyce obrona konieczna daje ogromną przewagę napastnikowi, ponieważ normalny człowiek obawia się konsekwencji obrony. Nie będę wymieniał wszystkich przypadków, bo było ich w ostatnich latach bardzo dużo i prawdopodobnie każdy z Was potrafi sobie jeden czy dwa przypomnieć.
Obrona ma być skuteczna, a nie „adekwatna do działań” napastnika. Moralnie nie ma niczego złego w unieszkodliwieniu czy zlikwidowaniu bandyty, który napadł nas na ulicy, czy tym bardziej w naszym domu. Tylko szkoda, iż państwo uważa inaczej i podtrzymuje prawo o „obronie koniecznej”, zamiast wprowadzić po prostu prawo do obrony.
Bo nie każdy przypadek obrony przed włamaniem zyska medialny rozgłos. I nie każdego będzie lubił minister. Wychodzi na to, iż od humoru jakiegoś człowieka zależy prawo stanowione w kraju oraz decyzja, czy ktoś „bronił się przed włamaniem”, czy jest jednak „kryminalistą, który zabił człowieka”. Dlatego najlepiej by było, gdyby po prostu odejść od zasad obrony koniecznej i wprowadzić prosty przepis wskazujący, iż napastnik na czas dokonywania napadu nie ma żadnych praw, zaś za wszelkie szkody, które poniesie w trakcie napadu jak i krótko po nim są wyłącznie jego „zasługą”.
Tylko, iż taki przepis przybliżyłby nas do normalności. A rządząca oligarchia nie chce, by tak się stało. W końcu nie będzie można stworzyć wizerunku „dobrego ministra”, który „ratuje rodzinę”. A to, iż „ratuje” od ich przepisów, to niedobra o tym mówić.