Co zrobić kiedy po „dobrym” doświadczeniu psychodelicznym czujesz się znacznie gorzej? #relacja #case study

1 tydzień temu

Zastrzeżenie! Psychodeliki są w Polsce nielegalnymi substancjami i nie zachęcamy ani nie tolerujemy ich używania tam, gdzie jest to niezgodne z prawem. Wiemy jednak, iż istnieją przypadki nielegalnego używania narkotyków i uważamy, iż oferowanie odpowiedzialnych informacji na temat redukcji szkód jest niez`będne do zapewnienia ludziom bezpieczeństwa. Z tego powodu niniejszy dokument ma na celu zwiększenie bezpieczeństwa i świadomości osób decydujących się na stosowanie tych substancji. Pamiętaj również, iż opisy przypadków pochodzą z państw gdzie substancje te są legalne lub opierają się na opisach badań co nijak nie przekłada się na spożywanie nielegalnych substancji niewiadomego pochodzenia

Substancja: Psylocybina

Uwaga ode mnie: Relację tą dostałem w “częściach” na email. Pozwoliłem sobie na lekkie korekty aby zachować spójność tekstu oraz usunać fragmenty skierowane bezpośrednio do mnie. Pozostałą częśc przedstawiam jak w oryginale (oczywiście za zgodą autorki)

Opis

Był rok 2022, rozpoczynałam wtedy nowe życie kilka lat po rozwodzie. Otwierałam swój biznes, dobrze mi szło, byłam po różnych formach terapii (ustawienia systemowe itp.) i to był moment, kiedy wszystko zaczęło się układać, a ja byłam naprawdę szczęśliwa sama ze sobą.

Nie szukałam nikogo, ale poznałam wtedy M, zakochałam się pierwszy raz od wielu lat. Cieszyłam się, iż mogę z nim porozmawiać na głębsze, duchowe tematy. Opowiedział mi o swoich wieloletnich doświadczeniach z grzybami. Wcześniej byłam do tego sceptycznie nastawiona, ale zaciekawiło mnie to, co mówił.

Ponieważ byłam osobą, która od wielu lat była na ścieżce rozwoju duchowego, dużo medytowałam, takie rzeczy bardzo mnie interesowały i chciałam zgłębiać różne tematy jeszcze bardziej.

M opisał mi swoje doświadczenia tak niesamowicie, iż w sumie zaufałam mu i chciałam też spróbować. I mimo iż był doświadczony, przygotował komfortowe i bezpieczne warunki, a ja sama też przygotowywałam się do tego przez miesiąc – do dziś bardzo żałuję tego dnia.

Jeśli chodzi o mój ogólny stan przed doświadczeniem – od wielu lat nie jem mięsa, nie piję alkoholu, nie paliłam nigdy marihuany, papierosów ani nie brałam żadnych leków czy innych substancji – wiem, iż to chyba też ma jakieś znaczenie w przygotowaniach.

Byłam naprawdę w dobrym stanie psychicznym, wiele rzeczy przepracowanych, w fajnym momencie życia, nie szukałam żadnej pomocy, nie szukałam „mocnych wrażeń” dla zabawy.

Raczej myślałam, iż to będzie jakiś kolejny rodzaj „wtajemniczania” i jeszcze lepszy kontakt z moją duszą, inspiracja itp. Podobne, ale nie tak silne oczywiście stany osiągałam podczas medytacji i myślałam, iż to będzie coś takiego, tylko „wyraźniejsze”.

“Co poszło nie tak?”

Doświadczenie było bardzo silne, trudne na początku, ale to, co potem zobaczyłam było jak powrót do domu duszy, czysta miłość i energia, moja dusza miała poczucie, iż wróciła do domu – to jest nie do opisania. I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, co było później i co trwa do dnia dzisiejszego.

Po obudzeniu się rano poczułam ogromne rozczarowanie – rozczarowanie tym, iż się obudziłam, rozczarowanie tym światem. Wydał mi się mdły, jałowy, bezbarwny i pusty. Chciało mi się płakać i krzyczeć, jakby ten świat tu był koszmarem, z którego nie mogę się obudzić, a „tam” jest mój prawdziwy dom.

Wszystko to, co mnie kiedyś cieszyło, moje ukochane mieszkanie, moje ukochane rzeczy, mój mały świat, wszystko straciło sens, stało się zwykłe i nijakie. Nic już nie było takie samo, i ja nie byłam taka sama.

Byłam tak załamana, iż nie mogłam się pozbierać przez kolejne tygodnie. Miałam wrażenie, jakbym ja też była pusta, jakby moja dusza nie wróciła, jakbym została sama.

Potem tak bardzo się męczyłam, iż chciałam wrócić tam i znaleźć moją duszę.

Zaczęłam więc już sama robić sobie sesje, co jakieś 2 tygodnie. Zawsze z jakąś intencją, ale tak naprawdę chciałam trochę pobyć w „duszowym” domu. Zrobiłam może jeszcze ze 3-4 takie sesje, a potem stwierdziłam, iż to tylko pogarsza sytuację i iż to ucieczka.

Męczyłam się okropnie, rozdarta pomiędzy światami. Męczyła mnie rzeczywistość, zaniedbałam biznes do tego stopnia, iż straciłam wszystkie oszczędności i po paru miesiącach musiałam zamknąć firmę. Nasza relacja też nie przetrwała, po roku M rozstał się ze mną w okropny sposób. Bardzo żałuję tego czasu, nie mogę mu wybaczyć wielu rzeczy. Choć mam świadomość, iż był dla mnie m.in. lekcją stawiania granic.

I mimo iż minęły już prawie 3 lata od pierwszej podróży, to wciąż nie mogę wrócić sama do siebie. Nic nie czuję jak dawniej, nic nie ma sensu, dosłownie nic mnie nie dotyka, jakbym była obserwatorem życia, a nie je żyła. Z jednej strony to wygodne, bo wcześniej byłam osobą bardzo wrażliwą, bojaźliwą, empatyczną, przeżywałam emocje na głębokich poziomach, co było czasem trudne, ale z drugiej strony to dziwne tak nic nie czuć.

Teraz znam emocje tylko z nazwy, z umysłu.

Są tego plusy – np. jestem wiecznie opanowana, żadna sytuacja nie obezwładnia mnie emocjonalnie. Nikt ani nic nie robi na mnie wrażenia, kiedyś np. bałam się osób na wysokim stanowisku, bałam się ich „ważności”, a dziś patrzę na nich jak na zwykłych ludzi, ich tytuły totalnie nie robią na mnie wrażenia. Tak samo jak zazdrość – nie ma już jej w moim życiu, nie odczuwam jej. Nic i nikt mi nie imponuje.

Nikt mi się nie podoba, mężczyźni stracili dla mnie płeć, postrzegam ich jako istoty, takie same jak kobiety. W ogóle przestałam chcieć też się podobać innym, wcześniej korzystałam z zabiegów medycyny estetycznej, a od tamtej pory tego nie robię. Chciałam stać się niewidzialna. Był moment, iż totalnie zaszyłam się w domu, prawie nie miałam kontaktu z ludźmi.

I mimo iż mija czas, mimo iż wróciłam do dawnych praktyk takich jak medytacja, praca ze sobą, pisanie, modlitwa, choćby pół roku wizyt u psychologa w zeszłym roku mi nie pomogło. Świat i ludzie przez cały czas wydają mi się wyjałowieni, wszystko jest takie „zwykłe” i bezduszne. Brakuje mi „magii”, którą wcześniej była obecna w moim życiu, w moich rytuałach, lub np. rzeczach przywiezionych z podróży, kiedy wystarczyło, iż na nie spojrzę, czułam zapachy, smaki, odczucia tamtego czasu, taka mała podróż w czasie wszystkimi zmysłami, a dziś podnoszę ten przedmiot i nic nie czuję.

I mimo iż próbuję, to utknęłam w tym stanie. I mam wrażenie, iż nic już nie można zrobić.

Może ktoś uzna, iż to wszystko, za czym tęsknię, to iluzje, które upadły, i iż to utrata ich tak przeszkadza, i iż zobaczyłam prawdę. Ale skąd ja mogę wiedzieć, iż ta prawda to nie kolejna iluzja? I czy prawda jest naprawdę taka jałowa?

Podobne rozczarowanie przeżyłam parę lat temu po przeczytaniu książki „Rozmowy z Bogiem”, kiedy zrozumiałam, iż Bóg to ja, a tak dobrze było mi wcześniej wierzyć, iż jest ktoś większy i mocniejszy, do kogo można się zwrócić, kto się zaopiekuje. To też była iluzja. Można to porównać do sceny z Matrixa, gdzie soczysty stek jest iluzją, a prawda jest szarą papką. Ale to nie jest tak, iż ja chcę wrócić do tych iluzji, ja chciałabym po prostu znów coś czuć. Czuć życie, czuć emocje, czuć, iż jest sens i euforia życia jak kiedyś.

Mój komentarz

Ta relacja jest o tyle niecodzienna, iż zwykle gdy słyszymy o złym samopoczuciu po doświadczeniu psychodelicznym, dzieje się to w wyniku „bad tripu”. Czyli sytuacji kiedy ktoś nie będąc gotowy, jest przytłoczony przez zbyt intensywne doświadczenie psychodeliczne.

Tutaj mamy inną sytuację – osobę, która już od dawna nad sobą pracowała, świadomie przygotowywała się do doświadczenia, a biorąc substancję psychodeliczną bardziej chciała pogłębić swoją praktykę niż coś przepracowywać.

Co ciekawe, w trakcie samego doświadczenia nie wydarzyło się nic niepokojącego – dlaczego więc doszło do takiego stanu później?

Hipoteza terapeutyczna

W tym konkretnym przypadku nie mogę stwierdzić jednoznacznie (ponieważ poza wymianą maili nie znam autorki), ale chciałbym podzielić się modelem pracy, który najczęściej stosuję w podobnych sytuacjach i okazuje się on skuteczny.

Gdyby ta osoba pojawiła się u mnie na sesji, pierwsza hipoteza, którą bym zweryfikował, brzmiałaby tak:

To co Pani przeżywa musi być bardzo trudne. Stosunkowo rzadko spotykam się z takimi sytuacjami, zwłaszcza w przypadku osób, które dobrze się przygotowywały do sesji.

Z Pani historii jednak bije pewne światełko – widzę tutaj pewne podobieństwo do sytuacji kiedy po przeczytaniu książki 'Rozmowy z Bogiem’ upadła iluzja i czuła się Pani podobnie, a w końcu udało się Pani podnieść. Może sesja z grzybami 'zmusza’ Panią do ponownego, jeszcze większego wysiłku? Co Pani o tym sądzi?”

Skąd ten pomysł? Wyjaśnienie

Wygląda na to, iż autorka jest na skraju głębokiej przemiany, która zaszła w sposób nieprzewidywalny (a czy wielkie zmiany zachodzą inaczej?). W praktyce w trakcie sesji psychodelicznej najczęściej otrzymujemy nie to, czego chcemy, a to, czego potrzebujemy.

W tym przypadku wydaje się, iż autorka po poprzednim wydarzeniu, które zniszczyło w niej jakąś iluzję, poukładała się… budując kolejną iluzję.

Dom, który stawiała, był na niestabilnym fundamencie.

Przez lata był wystarczający, aby się rozwijać i dobudowywać kolejne piętra, jednak do czasu.

Chęć, aby doświadczyć czegoś więcej podczas sesji psychodelicznej mogła być podszyta tym, iż tempo rozwoju zaczynało słabnąć (bo fundament był niestabilny i standardowe metody już nie działały).

Grzyby więc zamiast dobudowywać kolejne piętro, wysadziły tę konstrukcję u samych fundamentów.

Dla mnie wygląda to jak wezwanie do działania – postawienie domu po raz kolejny, jednak tym razem na elastycznej podstawie, która:

  • Wytrzyma każdy kolejny podmuch
  • Zniesie znacznie większe obciążenie
  • Pozwoli rozwijać się o wiele szybciej niż do tej pory

Dobrym punktem wyjścia byłoby oparcie pracy o jeden z (nomen omen) fundametów Terapii Akceptacji i Zaangażowania czyli “wartości”.

Ważne jest to, iż w terapii ACT uczymy się życia w zgodzie z wartościami choćby kiedy emocje, jakich doświadczamy (w tym przypadku pustka, beznadzieja, brak sensu) są trudne.

Działanie „pomimo” nich pozwala często odblokować błędne koło „Nic nie ma sensu → W nic się nie angażuję → Życie jest coraz bardziej jałowe → Nic nie ma sensu”. Może być to jedyny sposób na odkrycie “nowego” sensu kiedy poprzedni nagle przestał istnieć.

Bardziej przyziemne wyjaśnienie

Możliwe również, iż nie ma tu żadnej „głębi”, a jest to po prostu „efekt uboczny” działania psychodeliku.

Utrata poczucia sensu i emocjonalnego połączenia, jaką opisuje autorka, przypomina objawy depersonalizacji (poczucie odłączenia od własnego ciała lub procesów myślowych) i derealizacji (poczucie odłączenia od otaczającego świata) – zjawisk, które mogą być wywołane przez intensywne doświadczenia psychodeliczne.

Te stany, choć trudne, są odwracalne i mogą być przepracowane z pomocą odpowiednich technik terapeutycznych (mindfulness, terapia skoncentrowana na traumie).

W większości przypadków nie da się jednoznacznie stwierdzić, które z podejść będzie tym adekwatnym. W takiej sytuacji równolegle pracowalibyśmy nad oboma tymi aspektami, stosując różne metody i obserwując, które przynoszą najlepsze rezultaty.

Indywidualne podejście

Pamiętaj – to interpretacja dość uniwersalna. W praktyce terapeutycznej nie bazujemy tylko na trip raporcie, ale na wszystkich informacjach, które uzyskujemy od klienta, obserwując go podczas wspólnej pracy, często miesiącami przed sesją.

Najważniejsze jest to, iż z takiego stanu jest wyjście – wymaga to jednak cierpliwości, odpowiedniego wsparcia i zindywidualizowanego podejścia terapeutycznego.

Jeśli czujesz, iż chciałbyś porozmawiać rozważ wspólną rozmowę

Masz za sobą znaczące doświadczenie psychodeliczne?

Jeśli chciałbyś się nim podzielić, tak jak autorka wyżej możesz wysłać mi swoje przeżycia na [email protected]
Jeśli masz jakieś pytania – chętnie pomogę. Po prostu napisz email
Zapewniam anonimowość

Idź do oryginalnego materiału