Jestem przeciwnikiem totalnej weryfikacji. Nie stać nas na to. Zmiany polityczne nie powinny być powodem do czystek
Adam Rapacki – nadinspektor policji. Kierował Biurem do Walki z Przestępczością Zorganizowaną (1996-1997) i Biurem do spraw Narkotyków (1997-1999) KG Policji, na bazie których utworzono Centralne Biuro Śledcze. W latach 2000–2003 zastępca komendanta głównego policji, w latach 2007-2012 podsekretarz stanu w MSWiA (MSW).
Panie generale, jak jest w policji?
– Jest nerwowa atmosfera, szczególnie na górze. Niektórzy komendanci napisali raporty i planują odejść na emeryturę. To wygląda słabo. Bo ci, co nie łamali prawa, nie uwikłali się politycznie, powinni służyć dalej. Jestem przekonany, iż nowa władza nie będzie robiła żadnych czystek.
Przez osiem lat policjanci byli czołgani przez PiS. Czy znajdzie pan tam ludzi, którym mógłby zaufać?
– Oczywiście! Ogromna większość policjantów, choćby kadry kierowniczej, to uczciwi i oddani służbie funkcjonariusze. Wiadomo, dostali awanse w takich czasach, kiedy rządziła ta partia, a nie inna. Ale to nie ich wybór. Ja pracowałem w policji za czasów wszystkich partii. Czasami dostawałem po łbie, bo byłem niedyspozycyjny. Ale to popłaca, lepiej być przyzwoitym.
Zwolni się sporo stanowisk…
– o ile ktoś w policji naruszył prawo, to nie ma sentymentów – trzeba rozliczać, trzeba się rozstać. o ile sprzeniewierzył się policyjnej rocie – decyzja jest oczywista. jeżeli natomiast nic takiego nie było, jeżeli ktoś kierował jednostką uczciwie, to absolutnie nie ma powodu, żeby mu dziękować za służbę, nie wolno robić czystek! Jestem przeciwnikiem jakiejś totalnej weryfikacji. Nie stać nas na to. Jak są mądrzy ludzie – trzeba wykorzystać ich potencjał. W policji mamy kadrę przetrzebioną, odchodzą młodzi ludzie – na emerytury albo w ogóle ze służby. Zmiany polityczne nie powinny być powodem do czystek. I myślę, iż nie będą.
Bzdurne zadania
A jak ten potencjał wygląda?
– Dziś kluczowym problemem policji są braki kadrowe. Oficjalnie brakuje ok. 12 tys. policjantów, ale trzeba też podkreślić, iż PiS zwiększyło naliczenia etatowe. Za moich czasów było 100 tys. policjantów, teraz jest 108 tys. Gdyby te 100 tys. policjantów było fizycznie w służbie, to oni są w stanie zapewnić bezpieczeństwo obywateli. Pod warunkiem, iż będą robili to, do czego są powołani. Że nie będą marnowali sił i środków na bzdurne zadania.
Typu confetti dla wiceministra Zielińskiego…
– Wiele rzeczy policja robi niepotrzebnie. To są zadania, czynności realizowane na podstawie różnych ustaw albo rozporządzeń ministra, czasami sama policja wymyśla biurokratyczne procedury absorbujące pracę ludzi i koszty. Trzeba zrobić dokładny przegląd tych wszystkich czynności, żeby policjanci zajmowali się tym, co wpływa na bezpieczeństwo i porządek publiczny.
A co jest wśród tych zadań i procedur?
– Przykładem niech będzie to, iż policja musi wystawiać opinię kandydatom w zawodach prawniczych – sędziom, aplikantom, prokuratorom. Robiliśmy w ministerstwie analizę, jak to wygląda i jaki ma wpływ na bezpieczeństwo. Mamy oto kandydata na sędziego rejonowego w Szczecinie. Prokurator wojewódzki w Szczecinie kieruje zatem pismo do komendanta głównego. On przekazuje je do wojewódzkiego, ten niżej i w końcu ląduje ono u dzielnicowego. Dzielnicowy idzie do zainteresowanego i pisze opinię. Potem tą samą drogą pismo wraca. Policzyliśmy, ile czasu to zajmuje – absurdalnie dużo! A w ilu przypadkach opinia policji była wiążąca? Przeanalizowaliśmy to za okres iluś lat. Odpowiedź brzmiała: zero! Więc po co to robić? Rozumiem, wymaga tego ustawa. Ale w końcu ta niepotrzebna praca spada na policjantów. Zajmuje czas. I takich zbędnych rzeczy, które robi policja, jest mnóstwo!
Choćby pilnowanie pomników.
– Policja nie powinna pilnować pomników, one same powinny się bronić. Albo pilnowanie prywatnych mieszkań – to też nie jest zadanie dla policji. Oczywiście, o ile ktoś jest zagrożony i wynika to z analizy zagrożenia, jesteśmy ustawowo zobowiązani go chronić. Ale równolegle trzeba poprowadzić czynności wykrywcze – kto zagraża, dlaczego – i wyciągnąć konsekwencje prawne. Parę razy w przeszłości cofałem VIP-om taką ochronę. Bo to fajnie wygląda – ktoś ma ochronę, czuje się ważny, policjanci go odwożą, przywożą. A to kosztuje masę czasu i pieniędzy. Policzmy, ile mogło kosztować pilnowanie wiceministra Zielińskiego i jego domu. o ile ktoś jest VIP-em, to przysługuje mu ochrona Służby Ochrony Państwa. Ale nie policyjna.
Gdzie za dużo, gdzie za mało
A ochrona pewnych comiesięcznych uroczystości?
– Zdecydowanie była przewymiarowana. Zbyt duże siły angażowano do zabezpieczenia niektórych zgromadzeń publicznych. Kierownictwo policji na wszelki wypadek ściągało z całego kraju potężne siły, a później brakowało policjantów na ulicach, do zapobiegania i ścigania przestępstw. Tu trzeba szukać rezerw.
Kolejnym rezerwuarem potencjału pracy policji i prokuratury mogłoby być przejście ze ścigania drobnych przestępstw z urzędu na tryb wnioskowy, czyli na wniosek przesłuchiwanego, to pozwoliłoby skierować większe siły do ścigania przestępstw poważnych. Przykład z życia. Zaparkowałem samochód na ulicy i skradziono mi tablicę rejestracyjną. To jest kradzież, przestępstwo ścigane z urzędu. Wszczęto postępowanie, przyjechała ekipa dochodzeniowa, oględziny itd. Więc im powiedziałem: „Panowie, przestańcie uprawiać lipę, nie ma potrzeby. Nie liczę, iż znajdziecie tę tablicę, tylko chciałem zgłosić kradzież, żebyście zarejestrowali zdarzenie, żeby ktoś nie wykorzystał tablicy do innego przestępstwa”. Dzisiaj na komisariatach policjanci prowadzą jednocześnie po kilkadziesiąt spraw i nie mają realnych możliwości rzeczywistego wykrywania.
Ucieszył ich pan.
– W wielu podobnych sprawach wystarczy pójść w kierunku ścigania w trybie wnioskowym. Ktoś powie, iż policja w ten sposób będzie się migać od ścigania. To nieprawda, bo dzięki temu będzie mogła się skupić na poważnych sprawach – duże zagarnięcia mienia, wielkie oszustwa, pobicia, zabójstwa… Wtedy można zorganizować duże grupy policjantów, prokuratorów, żeby gwałtownie sprawę rozwiązać i doprowadzić do procesu. Żeby wyrok mógł zapaść szybko, a nie po 10 latach.
Kolejny przykład – skrajnej głupoty w stosowaniu prawa. Chodzi o badanie nadużyć pracowniczych w jednej z największych sieci handlowych w Polsce. Prokurator generalny, żeby udowodnić coś kierowniczce sklepu, zarządził, żeby przesłuchać wszystkich pracowników tej sieci. A to ponad 30 tys. ludzi. Rozpisano te czynności na wszystkie jednostki policyjne i policjanci pionu przestępczości gospodarczej, dochodzeniowcy musieli spędzić dziesiątki tysięcy godzin na wykonywaniu niemądrych poleceń prokuratora generalnego.
Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 49/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym
Fot. Krzysztof Żuczkowski, NEMO/SE/East News