Minął rok od początku śledztwa w sprawie robienia zdjęć, w miejscu publicznym przed budynkiem MSWiA i ABW w Warszawie. Wreszcie otrzymałem postanowienie o umorzeniu. Oznacza to, iż prokurator nie znalazł, wśród materiałów zgromadzonych przez ABW, dowodów na potwierdzenie stawianego mi przez Agencję zarzutu. Uprawniona jest więc teza jaka padła w czasie mojej rozmowy w TOKFM, iż w działaniach ABW chodziło przede wszystkim o zastraszenie i o znalezienie innego powodu do ukarania, bo nikt nie liczył, iż zostanę skazany za samo robienie zdjęć do bloga.
W podobnej sprawie, Robert F. twórca strony Antykomor, został finalnie skazany nie za obrazę głowy państwa, ale za górnolotnie brzmiące podrabianie dokumentów. ABW wstydziło się przyznać, iż zajęło się wtedy czymś tak banalnym jak przejazdy ze zniżką studencką. U „Antykomora” znaleziono legitymację studencką z fałszywymi pieczątkami. Doszło do tego podrobione zaświadczenie lekarskie, za pomocą którego Robert F. mógł przełożyć termin egzaminu i oszczędzić na poprawce. Wystarczyło.
Różnica względem „Antykomora” polega na tym, iż u mnie niczego nielegalnego nie znaleziono. Dlatego wdrożono przesłuchania rodziny i znajomych, które też nic nie dały. Warto popatrzeć jak zdecydowanie i nadmiarowo od początku tej sprawy zachowywało się ABW. Zarzut wyjściowy to często tylko pretekst.
Ostatnim akcentem tej sytuacji było to, iż jeden z funkcjonariuszy Agencji, który najwyraźniej nie pogodził z decyzją prokuratora, postanowił działać na własną rękę. Opisałem to w artykule Pobicie przez ABW.
Jak widać wyróżnikiem pracy ABW, ale nie tylko, dotyczy to także np. CBA, są realizacje, które zaczynają się od wskazania osoby a nie przestępstwa. Nie zawsze kończą się sukcesem ale zawsze są uciążliwe.
*Na zdjęciu początkowym ulica Rakowiecka na wysokości wjazdu do ABW.
Pierwsza część relacji
Druga część relacji
Trzecia część relacji
Czwarta część relacji
Piąta część relacji
Szósta część relacji