Dzień dobereł, mam problem z „Balladą o białej krowie”, prawdopodobnie dlatego, iż jako zachodni widz nie jestem w stanie w pełni zrozumieć, co autor miał na myśli. A może to po prostu dlatego, iż nie jestem feminazi, ale po kolei.
Mina (Maryam Moghadam) ma siedmioletnią córkę Bitę (Avin Poor Raoufi) i męża skazanego na śmierć. A chwilę potem jest już po egzekucji. Problem w tym, iż facet został niesłusznie skazany i zabity, a nasza bohaterka żyje w Iranie. To się okazuje być problemem, bo oczywiście Mina musi sobie radzić sama, ale na zasadzie „musisz zamieszkać z rodziną”, „nie możesz przyjmować do mieszkania obcego mężczyzny”, a w szczególności – nie ma, iż dostanie jakieś super przeprosiny od państwa. Co prawda Iran wypłacił jej rodzinie jakąś sumkę, ale słowa „przepraszam” za śmierć męża nie usłyszała, chociaż bardzo by tego chciała. I choćby dążyła, tyle iż to Iran. Tu kobiety nie mają lekko.
I ja rozumiem, iż kobietom w krajach arabskich jest ciężko. Bardzo ciężko, bo wchodzą tu kwestie tzw. honorowe, które są wymysłem religii islamskiej. Ba, sam film choćby w tytule odnosi się do białej krowy, a więc jakiejś-tam części Koranu, a Mina widzi białą krowę na placu więziennym w swoich marach. I twórcy podają te wszystkie kwestie kulturowe jak na tacy, żeby właśnie zachodni widz mógł zrozumieć, co tu się popieprzyło. Ale dam se uciąć paznokcia, iż w Koranie nie ma mowy o tym, by kobieta miała prawo do zemsty. Jest za to o opiece. Otóż, mężczyzna musi się zaopiekować: a) kobietą, b) osobami starszymi, c) dziećmi. Ogólnie chodziło o to, by czynić dobro słabszym istotom. I nie, nie chciało mi się po Koranie zaglądać do hadis, bo bym pękła ze śmiechu. Ups. Ale, bardzo szanuję sufizm, żeby nie było. Ekhem, wracając do filmu…
To Reza (Alireza Sani Far) – mężczyzna w średnim wieku – był sędzią sądu karnego. A ponieważ wydał wyrok śmierci na niewinnym człowieku, poczuł się winny sytuacji Miny. I chce jej pomóc. I robi to w bardzo materialny sposób, ale dzięki temu Mina może dobrze żyć. Problem w tym, iż nie jest ona świadoma roli, jaką odegrał w zabiciu jej męża…
I ja Was bardzo przepraszam, iż w zasadzie wyszło bardziej streszczenie, niż recenzja „Ballady o białej krowie”, ale ten film jest dziwny. W kwestii narracji – na pewno surowy i minimalistyczny, ma inny charakter od amerykańskich hitów. Tu nie ma babeczki, która przebojowo dąży do wygrania procesu z państwem (na co miałam nadzieję xD). Tu jest raczej stawianie pytań filozoficznych na temat potrzeby kary śmierci w Iranie i tak dalej. Akcja porusza się powolnym tempem, a końcówka jest przewidywalna w momencie, gdy się dzieje. Jednakże, całość jako dochodzenie do tego wydarzenia jest bardzo takim… inteligentnym podejściem do widza. Tego czasem brakuje w amerykańskich hiciorach.
Ale wciąż Wam nie powiedziałam, dlaczego ten film jest dziwny i co ma wspólnego z feminazi. Ano – „Ballada o białej krowie” jest odbierana jako obraz ucisku kobiet, ich ograniczeń w Iranie. Tyle że… mnie sytuacja kobiety nie poruszyła, ale za to sytuacja dziecka już tak. Zwłaszcza w kontekście końcówki. Stwierdziłam, iż Mina jest głupią bohaterką (łagodnie rzecz ujmując), a Reza jest właśnie tym bohaterem, któremu należy się współczucie, smutek w trakcie seansu.
Tak – nie znoszę, gdy w filmach mężczyzna płacze. Uważam, iż jeżeli mężczyzna płacze, to jego serce musi być naprawdę okrutnie potraktowane. Może to dziwne, ale tak jest, przez to stanęłam po stronie Rezy. On może nie był niewiniątkiem (wszak skazał człowieka na śmierć), ale z pewnością starał się być dobrym człowiekiem i dwa ostre momenty, kiedy widać go w kryzysie, poruszyły mnie.
A Mina?
Nie. Więcej, choćby – uważam, iż zrobiła wielką krzywdę dziecku. Mogę zrozumieć małe kłamstewka w stylu „tata gdzieś pojechał” (bo go zabili), ale końcówka filmu… WTF? DZIECKU? GŁUCHEMU? W IRANIE?!
Ja wiem, iż te postacie są tylko pretekstem do opowiedzenia o pewnych problemach społecznych Iranu. A konstrukcja filmu powoduje, iż nie można go nazwać ani paździerzem, ani filmem wybitnym, czy nijakim. Ten film PO PROSTU JEST. Porusza w widzu emocje, być może ma aspekt feministyczny, ale… wymyka się temu czemuś, co nakazuje go ocenić jako dobry czy zły film.
A Wy – widzieliście już „Balladę o białej krowie”? Spodobała się Wam? Możecie dać znać w komentarzu, dziękuję
#balladaobiałejkrowie#dramat#jakiśfilm#film#recenzja#irańskiekino#iran#karaśmierci
PS.: Im dalej od seansu, tym bardziej podoba mi się narracja, dochodzenie do TEGO momentu, bo – po prostu – jest to styl thrillerów psychologicznych .