Pewien mieszkaniec Tczewa zasłynął nietypowym podejściem do przestępczości – włamywał się do lokali serwujących kebaby, by nie tylko kraść, ale i… jeść m.in. sosy. Straty oszacowano na 7 tysięcy złotych. Funkcjonariusze odzyskali część skradzionych przedmiotów, a 21-latek usłyszał zarzuty kradzieży z włamaniem.
W poniedziałkowy poranek policjanci z Tczewa zostali poinformowani o włamaniu do jednego z lokali serwujących kebaby. Sprawca wszedł do toalety jeszcze przed zamknięciem i ukrył się tam do momentu, aż obsługa opuściła lokal. Gdy restauracja opustoszała, 21-latek wyszedł z ukrycia, zabrał gotówkę, telefon komórkowy i… postanowił coś zjeść. Włączył frytkownicę, przygotował sobie posiłek, spróbował kilku sosów, a po posiłku wrócił do toalety, gdzie w spokoju dokończył swój „wieczór”.
Rano, gdy lokal został otwarty, wyszedł jak gdyby nigdy nic. Jego plan nie był jednak perfekcyjny – policjanci zatrzymali go jeszcze tego samego dnia.
Czytaj więcej: Policja zapobiegła bójce pseudokibiców w Tczewie
Drugi lokal serwujący kebaby na celowniku
Jak ustalili funkcjonariusze, to nie był jedyny taki incydent. Dwa dni wcześniej ten sam mężczyzna włamał się do innego lokalu z kebabami. Tam wybił szybę, by dostać się do środka. Zabrał pieniądze oraz telefon komórkowy. Właściciel oszacował straty na 1,5 tysiąca złotych.
Łącznie mężczyzna naraził właścicieli lokali na straty w wysokości 7 tysięcy złotych. Policjanci odzyskali dwa telefony oraz część skradzionych pieniędzy.
Konsekwencje nietypowego procederu
21-latek usłyszał dwa zarzuty kradzieży z włamaniem. Takie przestępstwa mogą skutkować karą choćby 10 lat pozbawienia wolności. Choć część mienia wróciła do właścicieli, straty moralne i stres, jakie przeżyli właściciele lokali, pozostają.
mn