Siedzi sobie człowiek spokojnie w tej Irlandii, czasem coś napisze, czasem popracuje i nie ma się co dziwić, iż nagle daje się zaskoczyć. Np. niejaki Godzilla, przydupas bohatera poprzedniego felietonu, ogłosił w Polsce zamach stanu. Interesujące….
Najgorsze, iż tutaj trwa pucz w najlepsze, a kandydat obywatelski, Alfons Nowogrodzki bierze urlop dla Polski.
Jak widać na załączonym obrazku, czuję opór przed komentowaniem tych jakże wstrząsających wydarzeń, zwłaszcza iż najbardziej się nimi przejęli bohaterowie niezliczonych memów: Jarosław pan, prezes Wolski oraz pracownicy TV Republika. Myślę, iż to dobry scenariusz na kolejny film katastroficzny po nagrodzonym szczerym śmiechem do rozpuku „Smoleńskiem”, więc Beata Fido i Maciej Półtorak mogą odkurzyć swe talenta jeszcze przed śmiercią (swoją, bądź produkcji, w której wezmą udział).
Piotr Bukartyk – W sprawie sztuki filmowej
Co to się porobiło, co to się porobiło…., choćby prezesa pana nie za bardzo widać w te ciężkie czasy, może ma zostać kolejnym prezydentem USA i już się szykuje do nowej roli… Póki co, mam nieodparte wrażenie, iż jego stan ducha w dość dobrym stopniu oddaje poniższy mem.
Skoro nie mogę komentować polityki, pogadam sobie o życiu. Mam ostatnio niezły ubaw obserwując zaskoczenie pewnej komentatorki, która nie może uwierzyć, iż mój teść przebiera się kilka razy w ciągu dnia (w zależności od tego, czy pracuje w ogrodzie, jedzie po swą małżonkę, czy wybiera się na obiad do miasta), a dodatkowo obowiązkowo używa drogich perfum kupowanych mu przez córkę, a mą małżonkę. Na razie stanęło na sugestii, iż skoro córkę to cieszy, to przynajmniej żona powinna protestować, ale mam nadzieję, iż to nie koniec dyskusji, bo jeszcze trochę i zbiorę materiał wyjściowy do napisania jakiejś krótkiej groteski.
Zakładając, iż zaskoczenie bierze się z przyjęcia jakiegoś wyobrażenia rzeczywistości, które okazuje się niezgodne z prawdą, zastanawiam się skąd bierze się ten szok na wieść o facecie ubranym adekwatnie do okoliczności, w dodatku pachnącym mydłem i wodą kolońską. Czyżby wyobrażenie mężczyzn, jako chodzących cały dzień w jednym ubraniu (praca, dom, zakupy, okazje specjalne), obowiązkowo śmierdzących (pod koniec dnia, to już naprawdę należałoby roztaczać odpowiednią aurę, bo przecież kąpiel i zmiana ubrania w grę nie wchodzą) było aż tak mocno osadzone w rzeczywistości pewnych kręgów kulturowych? Biorę taką możliwość pod uwagę, zwłaszcza iż kilka dni temu małżonka ma Świechna opowiadała mi o pewnej blogerce, która właśnie wróciła z emigracji we Włoszech i teraz nie może się nadziwić, dlaczego polscy mężczyźni – jej rówieśnicy – są tak źle ubrani i w ogóle jacyś tacy pozbawieni świeżości, podczas kiedy Włoch przez cały dzień wygląda i pachnie, jakby wybierał się na randkę. Oczywiście najlepsze w tym wszystkim były odpowiedzi urażonych Polek i Polaków: „A nie pomyślałaś, iż Polacy mogą być po prostu biedni”?! Cóż…, nie wiem co na to blogerka, ale Włochom bieda nie przeszkadza umyć się i założyć dopasowane ubranie, więc dlaczego miałaby przeszkadzać DUMNEMU NARODOWI POLSKIEMU?
Wracając do kwestii zaskoczeń…, minęło już dobrych dziesięć lat od czasu, gdy moja znajoma (tym razem Litwinka) została opieprzona przez swą własną siostrę za próbę wytłumaczenia, iż nie jestem gejem, bo zdążyła poznać moją (byłą już na szczęście) partnerkę. „No co ty…?! Popatrz, jak on się ubiera…?” Tak, tak, w sytuacjach takich zaskoczeń można bronić swych racji do upadłego, zwłaszcza jak facet założy inne niż koloru ścierkowego ubranie i nie wali mu spod skrzydła. Warto wtedy pokłócić się z siostrą i wytłumaczyć jej na czym polega prawdziwy, mężczyzna typu homo sovieticus! Prywatnie uważam, iż wpływ na jej opinię mógł też mieć fakt, iż jej nie podrywałem, a przyjechała do Irlandii sama, bez męża, więc na co czekałem, do diaska?! Co ciekawe, podobną opinię wyrażało kilka znajomych Irlandek, bo przecież przez myśl by im nie przeszło, iż ze względu na toczony przez nie tryb życia (między kościołem a pubem) nie są aż taką atrakcją, jak im się wydaje, przynajmniej nie dla mnie.
No, ale nie tylko inni dają się zaskoczyć. Do tej pory jest mi z tego powodu głupio, ale i mnie się to zdarzyło. Przybyłem na Zieloną Wyspę w wieku lat 33, więc pewne nawyki znad Wisły się we mnie utrwaliły. Na przykład nie wyobrażałem sobie, by ktoś mi odpowiadał „dziękuję”, w sposób inny niż sarkastyczny, gdy odmawiam jego prośbie. Wyobrażacie sobie coś takiego w Polsce?
-Stary, pożycz 5 złotych, do piwa nam brakło.
-Przepraszam, teraz nie mogę.
-Dziękuję.
I wszystko szczerze? Bez cienia ironii? Ja też sobie nie wyobrażałem, ale podobne rozmowy zdarzały mi się na początku mojego pobytu w Irlandii dość często, gdyż do 35 roku życia jeszcze paliłem i wielu nieletnich pytało mnie o papierosa, a ja im programowo odmawiałem. Słyszałem wtedy „thank you”, a ja w duchu myślałem „jeszcze słowo, a będziem prać, jak Kiemlicze”. Dopiero z czasem się zorientowałem, iż u nich naprawdę użycie słowa „dziękuję” wynika z dobrego wychowania, robią to, bo tak ich rodzice nauczyli i nie ma to nic wspólnego z sarkazmem, który zresztą jest tu traktowany jako przejaw nieokrzesania, gburowatości, braku umiejętności społecznych, mało tego, dzięki wprowadzeniu epizodycznej postaci sarkastycznego księdza w kultowej komedii „Father Ted”, stał on wiralem. Na szczęście dzięki podróżom udało mi się wyjść z bańki swojego środowiska i w co najmniej kilku aspektach życia wprowadziłem korektę zachowania, co byłoby mało prawdopodobne, gdybym siedział na tyłku w swoim Grajdołkowie. Nie wszystko dostrzegam, ale kamieniami milowymi były regularne wakacje u rodziny mieszkającej w pełnym biedy i patologii miasteczku. Drugim krokiem był wyjazd zarobkowy do Holandii, gdzie byłem zakwaterowany wśród ponad 30 innych Polaków, w większości z kryminalną przeszłością. Irlandia jest moją trzecią rewolucją w postrzeganiu Świata, o tyle wartościową, iż pozwoliła mi uwierzyć, iż można żyć lepiej, niż tam, skąd się wywodzę. Mimo obecnego na Wyspach tygla kulturowego, mimo problemów społecznych (hazard, narkomania, a głównie marihuanizm i alkoholizm), mimo dużych obszarów dziedzicznego wraz z brakiem edukacji bezrobocia. Dlatego tak mnie martwią światowe tendencje izolacjonistyczne. Nie bez powodu najlepiej rozwijały się zawsze miasta portowe, gdzie wymiana kulturowa była najłatwiejsza. Szaremu obywatelowi też taka sytuacja ułatwia rozwój.
Father Ted – Sarcasm
Zaczynałem od przeglądu memów politycznych, więc żeby spiąć to wszystko w jakąś klamrę, dowcip historyczny, wykonany w technice przedfotoszopowej. Czy zaskoczę Was twierdząc, iż kłamstwo ma krótkie nogi?
Pewnie nie, ale próbowałem.