Zapomniany bohater z Jędrzejowa. Sprzeciwił się nazizmowi, zapłacił najwyższą cenę

3 godzin temu

„Celem naszego życia jest chrześcijańska śmierć” – tak brzmiał fragment dedykacji ojca Henry’ego Sierstorpffa umieszczonej w skarbczyku z Pierwszej Komunii, a adresowanej do młodego Grafa Johannesa. Po latach wiemy, iż historia tego człowieka to nie tylko spełnienie dawnej dedykacji, ale także opowieść na scenariusz filmowy. Warta tego, by ją pamiętać i przypominać. Johannes Graf von Francken-Sierstorpff z Jędrzejowa (niem. Endersdorf) koło Grodkowa, urodził się 1 listopada 1884 roku. Był oficerem kirasjerów podczas Wielkiej Wojny 1914-1918. Zachował się w pamięci – jak jego wielcy przodkowie – dzięki honorowej postawie.

Żył w czasach kiedy na Śląsku panowało państwo pruskie, później niemieckie. Zaś wszyscy mieszkańcy Śląska niezależnie od języka, którym mówili w domu i narodowej tożsamości żyli w symbiozie… Jego historia została brutalnie wymazana przez propagandę komunistycznych władz PRL. Ta głosiła, iż każdy Niemiec to hitlerowiec, faszysta, a w przypadku arystokraty dodatkowo także kułak.

Johannes Graf von Francken-Sierstorpff był wnukiem „śląskiego Kopciuszka” Joanny Gräfin Schaffgotsch z Kopic. Jego rodzicami byli Kaspar Heinrich (mówiono na niego Harry) von Fracken-Sierstorpff i Eleonora z domu Schaffgotsch. Przez całe życie odznaczał się poczuciem sprawiedliwości i wielką uczciwością.

Johannes Graf von Francken-Sierstorpff – błogosławieństwo i przekleństwo wychowania

Wychowanie, jakie wyniósł z domu, zakorzeniło w jego sercu i głowie uczciwość oraz chrześcijański światopogląd. niedługo miało się okazać, iż ściągnęły one na niego problemy z narodowymi socjalistami. Tym większe, iż Johannes wykazał się wrażliwością na krzywdę, jaka dotknęła obywateli Niemiec pochodzenia żydowskiego, kiedy brunatny reżim doszedł do władzy.

W Grodkowie doszło wtedy do brutalnego ataku na długoletniego burmistrza Franza Thilo, który rozbudował miasto przy współpracy i finansowym udziale rodziny Schaffgotschów. Za wsparcie i ratowanie dobrego imienia burmistrza Johannes Graf von Francken-Sierstorpff, któremu lokalne władze i służby bacznie się już wcześniej przyglądały, zapłacił więzieniem. Na szczęście był wystarczająco zamożny, by się wykupić. Podobne doświadczenia miał Graf von Ballestrem z Pławniowic.

Sierstorpff stał się także właścicielem pałacu w Sulisławiu. Był opiekunem kościoła parafialnego w Gałązczycach, jak wcześniej w Jędrzejowie. Swoje obowiązki traktował bardzo poważnie. Wspomagał parafię, czynnie uczestniczył w administrowaniu nią i w finansowaniu kościoła. Wykraczał przy tym znacznie poza zwyczajowe obowiązki arystokratów.

Podczas jednej z podróży do Lwowa stał się naocznym świadkiem bestialskich działań SS przeciw ludności cywilnej. Uważał, iż jego chrześcijańskim obowiązkiem jest poinformowanie odpowiednich ministerstw o tym, co widział. Uważał za swój moralny obowiązek ochronę niewinnych mieszkańców. Był rok 1941. Taka postawa honorowa mogła podobać się zwykłym ludziom, ale zupełnie nie spodobała się władzom. Służby kolejny raz zaczęły mu się bacznie przyglądać.

Walkiria i jej skutki

Johannes Graf von Francken-Sierstorpff został aresztowany w nocy z 20 na 21 lipca 1944 r. Stało się to zaraz po zamachu Stauffenberga na Hitlera w Wilczym Szańcu.

Dla władz niemieckich był podejrzany także z powodu niedużej odległości – ok. 66 km – dzielącej jego Jędrzejów od majątku Krzyżowa (koło Świdnicy). Właśnie w Krzyżowej wokół Helmutha Jamesa von Moltke skupił się opozycyjny wobec Hitlera „Krąg z Krzyżowej”. (Kreisauer Kreis).

Rodowy herb familii Francken-Sierstorpff

Sierstorpffa podejrzewano o udział w ośrodku oporu z Krzyżowej. Po lipcowym zamachu aresztowano dużą liczbę arystokracji śląskiej, w tym Johannesa i jego brata Josepha. Obaj znali czołowych członków Kręgu z Krzyżowej, ale nie byli wtajemniczeni w przygotowania do zamachu stanu. Zresztą wśród członków Kreisauer Kreis poglądy na temat konieczności dokonania mordu na tyranie były podzielone.

Po krótkim czasie Josepha zwolniono. Johannes Graf von Francken-Sierstorpff był przesłuchiwany przez kolejne dni. Mimo braku bezspornych powodów, oprawcy szukali przynajmniej pretekstu do zatrzymania go. I to za wszelką cenę. Pamiętali jego postawę, która nie wpisywała się ani trochę w nurt narodowego socjalizmu. Opowiedzenie się po stronie Żyda, byłego burmistrza Grodkowa władze mu pamiętały. To był doskonały pretekst do dalszego aresztu. Sprawa zyskała status rozwojowe i śledczy na siłę szukali dowodów, żeby zniszczyć Sierstorpffa.

Udało się znaleźć dowody „przestępstwa”, jakim było słuchanie audycji radiowych wroga (niem. Feindsender). Okrutną ciekawostką prawną tamtych czasów jest, iż za nasłuchiwanie zakazanych radiostacji w pojedynkę groziła kara więzienia. Za słuchanie tego samego radia w towarzystwie groziło już zamknięcie w obozie koncentracyjnym.

Johannes Graf von Francken-Sierstorpff skazany

Wyrok zapadł 27 sierpnia 1944 r. Sierstropff został skazany na trzy lata więzienia. Przyznał się do winy.

– Każdy, kto nigdy nie uczestniczył w godzinnym przesłuchaniu przez gestapo, nie może sobie wyobrazić, co to oznacza – mówił, komentując przyznanie się i wyrok skazujący, prawnik, dr Schubert.

Jego żona, Gräfin Maria-Anna, także trafiła do aresztu niedługo po wydaniu wyroku na męża. Usłyszała wyrok dwóch lat więzienia. Podobnie jak w przypadku męża, to była kara za słuchanie wrogich stacji radiowych. Trafiła do więzienia dla kobiet we Wrocławiu.

Rodowy herb familii Francken-Sierstorpff – fot. archiwum

Johannes Graf von Francken-Sierstorpff został natomiast umieszczony w izolatce. Ze względu na przepełnienie więzienia w Brzegu początkowo przebywał w Opolu. Ostatecznie do celi w Brzegu został przeniesiony na początku grudnia.

Jedenastego grudnia 1944 roku pisał do żony przebywającej w więzieniu we Wrocławiu: „Życzę dużo miłości na Boże Narodzenie i Nowy Rok. Niech Cię Bóg błogosławi, głowa do góry, walcz codziennie. Wtedy to działa. Mnóstwo całusów. I codziennie rób krzyż na czole”.

Johannes Graf von Francken-Sierstorpff i wigilia w więzieniu

Przed śmiercią – z więzienia w starym klasztorze w Brzegu – napisał wiersz:

Gdzie niegdyś biły dzwony klasztoru, dziś są tam przetrzymywani ludzie./ Tysiąc mężczyzn, młodych i starych, z bladymi twarzami i wychudzonymi postaciami./ Ogolona głowa, podarte ubranie, podarta koszula, zniszczone buty./ Wszystkie narody Europy reprezentowały te same troski i te same potrzeby./

Rozpoczyna się smutne Boże Narodzenie: w więzieniu nie ma po nim śladu./ Zamiast choinki pachnącej smród – smród przepełnionego wiadra./ Zamiast kolęd i pobożnych śpiewów rozlega się jedynie donośne wołanie strażnika./ Żadnej pary bystrych dziecięcych oczu, tylko skulony, milczący tłum./

Nie ma oznak pokoju ani miłości do ludzkości, wieczorami w akademiku słychać uderzenia./ Cudowne dźwięki „Transeamusa” (kolędy po łacinie – przyp. red.) w niesamowity sposób zastępuje syrena pilota. Ile introwertycznych twarzy, z myślami o domu i lampkach choinkowych, przyćmiewających wszystko, co jest naszą własną nędzą, strachem przed bólem, chorobą i śmiercią./ Tutaj, jak nigdzie indziej na ziemi potrzebujemy pocieszenia w Pragnieniu Zbawiciela Świata./

Ale nasza rasa go nie rozpoznała i całkowicie wyrzuciła go z naszej społeczności./ Dopiero gdy idziemy nocą do pracy i migoczą nad nami gwiazdy, widzimy wznoszące się wysoko gotyckie wieże – to słowa o Bożej miłości i człowieczeństwie./ Żona także schwytana, nasz syn na wojnie./ Takie były moje Święta Bożego Narodzenia(…)!

Gorzki koniec w masowym grobie

Nadchodząca od wschodu nawałnica Armii Czerwonej w styczniu 1945 roku zmusiła władze do ewakuacji więźniów z Brzegu w głąb Rzeszy. Transporty skazanych odbywały się wagonami towarowymi, w popłochu zabieranymi z bocznic Prowincji Śląskiej. W jednym z tych transportów zmarł niezłomny Johannes Graf von Francken-Sierstorpff.

Ewakuacja objęła wszystkie więzienia. Pewnie dlatego tragiczna wiadomość do Marie-Anny nie dotarła. O losach męża hrabina dowiedziała się dopiero w sierpniu 1945 r. z relacji znajomej, która uciekła ze Śląska.

Według jej opowieści wędrówka brzeskich więźniów przebiegała przez Hof/Saale w północnej Bawarii w lutym 1945 r. Właśnie tam mąż hrabiny zmarł. Jego zwłoki wyładowano na stacji kolejowej wraz z czterema innymi ciałami. Wszyscy skończyli w masowym grobie obok cmentarza. Za datę jego śmierci uznaje się dzień 24 lutego 1945 r. Był ofiarą epidemii czerwonki. Ta wybuchła wśród więźniów na skutek nieludzkich warunków podczas transportu i nędzy, jakiej skazani doznali w wagonach towarowych.

Pierwsza taka msza od 80 lat

Johannes Graf von Francken-Sierstorpff starał się dać swemu państwu to, co uważał za najlepsze. Człowiek, dla którego uczciwość i szczerość były istotnymi elementami życia, adekwatnie musiał wejść w konflikt z systemem politycznym opartym na kłamstwie i nienawiści. Może właśnie dlatego niemiecka Wikipedia nazywa go męczennikiem.

W 1951 roku ekshumowano jego ciało. Zidentyfikował go jeden ze współwięźniów. Dziś można odwiedzić jego grób na cmentarzu w Bad Hönningen, gdzie spoczywa obok swojej żony. Natomiast ani w Jędrzejowie, ani w Sulisławiu prawie nie wspomina się tego śląskiego bohatera. Może warto go przywrócić do pamięci i odkrywać prawdziwą, a zapomnianą historię tej ziemi.

Wkrótce będzie ku temu sposobność. Z okazji 140. rocznicy jego urodzin 29 października br., o godzinie 18:00 w kościele pw. Apostołów Szymona i Judy Tadeusza w Jędrzejowie odbędzie się pierwsza po 80 latach msza w intencji zmarłego grafa i jego rodziny von Francken-Sierstorpff. W imieniu ks. proboszcza Tomasza Wrony i ks. dziekana Jarosława Szeląga zapraszamy wszystkich do uczestniczenia w tym wyjątkowym wydarzeniu.

***

Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.

Idź do oryginalnego materiału