Sala sądowa w Gnieźnie milknie. To już końcówka. Ostatnie słowa przed wyrokiem, który zapadnie w piątek, 19 grudnia. Na ławie oskarżonych siedzi Robert S. – ojczym, mężczyzna oskarżony o znęcanie się nad pięcioletnią Oliwią. Dzieckiem, które miało być bezpieczne we własnym domu.
Głos zabiera adwokat Małgorzata Mazur-Stepaniak. Jej mowa końcowa nie jest próbą ucieczki od odpowiedzialności. Przeciwnie – zaczyna od słów, które brzmią jak ciężki kamień rzucony na środek sali.
Mój klient zrobił rzecz straszną. Nie ma co do tego wątpliwości – mówi. Pobił pięcioletnie dziecko. To jest bezsporne. To było niedopuszczalne i karygodne.
Nie próbuje tego tłumaczyć. Nie próbuje wybielać. Podkreśla:
Robert S. nie był ojcem dziewczynki, ale pełnił szczególną rolę – był partnerem jej matki, domownikiem, opiekunem. To czyni jego czyn jeszcze cięższym.
Ale potem adwokat kieruje uwagę sądu na coś, co – jej zdaniem – w tej sprawie zostało rozciągnięte ponad granice dowodów.
Spór o czas. Spór o prawdę
Sednem obrony nie jest zaprzeczanie pobiciu. Sednem jest pytanie: czy był to system przemocy trwający ponad rok, czy dramatyczne, jednorazowe załamanie? Adwokat Mazur-Stepaniak podkreśla, iż akt oskarżenia opisuje znęcanie się trwające od listopada 2023 roku. Tymczasem – jak argumentuje – materiał dowodowy tego nie potwierdza. Przywołuje zeznania nauczycielek z przedszkola. Kobiet, które codziennie widziały Oliwię. Które obserwowały jej zachowanie, emocje, relacje z dorosłymi.
To było wesołe, radosne dziecko. Bez lęków. Bez śladów przemocy. Jadła normalnie. Nie bała się wody. Nie bała się dorosłych – przypomina obrończyni.
Gdyby – jak sugeruje akt oskarżenia – dziewczynka była bita po twarzy pięściami przez wiele miesięcy, ślady musiałyby być widoczne. A ich nie było.
Adwokat zwraca uwagę na jeszcze jeden element: wiadomości między oskarżonymi, które prokuratura uznała za kluczowe. Problem w tym, iż nie mają one dat. Nie wiadomo, kiedy powstały. A ich treść jednoznacznie odnosi się do okresu po narodzinach bliźniaczek – po 9 grudnia 2024 roku.
Nie ma ani jednej wiadomości z wcześniejszego okresu – mówi.
Jedno zdarzenie. Jedno pęknięcie
Obrona rysuje obraz domu, który w grudniu 2024 roku znalazł się na granicy wytrzymałości. Noworodki, choroba jednego z dzieci, matka w szpitalu. Robert S. zostaje sam z trójką małych dzieci.
Ta sytuacja go przerosła – mówi adwokat. To go nie usprawiedliwia. Ale pozwala zrozumieć, iż nie był to system przemocy, tylko dramatyczny wybuch.
Mazur-Stepaniak punkt po punkcie podważa najbardziej drastyczne elementy aktu oskarżenia: rzucanie puszkami po piwie, wielogodzinne stanie pod ścianą, zakazy mówienia, zmuszanie do pisania jako kara. Wskazuje, iż nie potwierdziły tego ani zeznania dziecka, ani rodziny zastępczej. Równie ostrożnie odnosi się do zeznań samej Oliwii. Podkreśla jej wiek, trudności w umiejscowieniu zdarzeń w czasie, sposób przesłuchania.
W pewnym momencie dziewczynka była już znudzona, odpowiadała, by móc wrócić do rysowania – mówi.
Kara już się zaczęła
Na koniec obrończyni mówi o czymś, co w sali sądowej wybrzmiewa wyjątkowo mocno – o cenie, którą Robert S. już zapłacił.
Stracił wszystko – mówi. Rodzinę. Dzieci. Partnerkę. Wolność.
Podkreśla, iż to on wezwał pomoc. Że wyraził skruchę. Że nie jest „zatwardziałym przestępcą”. I iż opinie biegłych nie wskazują na trwałe, nieodwracalne skutki psychiczne u dziecka.
Jedyną adekwatną karą będzie kara bezwzględnego więzienia – przyznaje. Ale nie w rozmiarze, który nie znajduje oparcia w dowodach.
Na sali zapada cisza. Wszyscy wiedzą, iż to były ostatnie słowa przed wyrokiem.

16 godzin temu






![Kamery źródłem koszmaru. Prezes UODO nie miał litości. Dodatkowo jeden szczegół pogorszył sprawę. Podpowiadamy co zrobić, by nie powtórzyć tego błędu [PORADNIK]](https://warszawawpigulce.pl/wp-content/uploads/2025/12/CCTV-kamera-monitoring.webp)




English (US) ·
Polish (PL) ·
Russian (RU) ·