REKLAMA
Chodziło o zabójstwo, do którego doszło niemal rok wcześniej w kamienicy przy ul. Składowej w Łodzi. 32-letni mężczyzna został tam zastrzelony na klatce schodowej. "Była to swoista egzekucja - strzały z broni palnej oddane zostały z bliskiej odległości" - opisywali funkcjonariusze. Jak się później okazało, wersja o ojcu, któremu nie odpowiadał chłopak córki (opisywana początkowo nie tylko przez policję, ale również przez niektóre media), była bardzo dużym uproszczeniem. Bo rzeczywistość była o wiele bardziej skomplikowana.
Zobacz wideo
Zobacz także: Porwali mężczyznę i uciekali przed policją. Zderzyli się z tramwajem
Trudny związekPiotr L. to łódzki przedsiębiorca, od lat zajmujący się handlem. W tamtym czasie zatrudniał kilkaset osób. Jego jedyna córka, 26-letnia Aneta (imię zmienione), mierzyła się z poważnymi problemami zdrowotnymi. W trakcie jednego z pobytów w szpitalu w 2006 r. poznała 31-letniego Konrada P. Młoda kobieta miała być nim zauroczona. "Aneta była zachwycona opiekuńczością i łagodnością Konrada, a także jego wiedzą z wielu dziedzin" - opisywała "Gazeta Policyjna".Mężczyzna był na rencie, korzystał z zasiłku socjalnego. Miał również wyłudzać kredyty. Wiadomo też, iż cierpiał na przewlekłą chorobą psychiczną. Osoby, które znały Konrada P. wskazywały, iż brał narkotyki. Nie mieszkał z bliskimi, często nocował w schronisku dla osób w kryzysie bezdomności. W kamienicy, w której mieszkała jego matka, miał złą opinię. Uszkadzał drzwi i okna u sąsiadów, zdarzało się, iż oddawał mocz i odpalał petardy na klatce.
Był konfliktowy, wulgarny i arogancki do tego stopnia, iż w końcu zakazano mu wstępu do szpitala, w którym leżała Aneta. Problematyczne okazywały się też wizyty Konrada P. w jej domu rodzinnym. Po odwiedzinach ginęły m.in. ubrania i mały sprzęt RTV. Rodzice prosili córkę, by porozmawiała z mężczyzną i wpłynęła na jego zachowanie.W czerwcu 2007 r. Piotr L. wprost zarzucił Konradowi P. kradzież pieniędzy. Wyprosił mężczyznę z domu i zabronił kolejnych wizyt. Niedługo potem Piotr L. zorientował się, iż ktoś porysował karoserię jego auta. Podejrzewał chłopaka córki. Rzeczywiście, Konrad P. przyznał się do tego czynu w rozmowie z matką. Aneta w końcu także zauważyła, co się dzieje. Kiedy Konrad P. ukradł jej telefon i zegarek, przez telefon powiedziała mu, iż z nim zrywa. Rozmawiali jeszcze twarzą w twarz pod koniec czerwca 2007 r. i wtedy ostatecznie zakończyli relację.
Konrad P. był wściekły. Wypisywał wulgaryzmy pod adresem Anety na elewacji budynku, w którym gabinet miał jej lekarz. Podobne teksty umieszczał na chodnikach i innych budynkach w pobliżu miejsca zamieszkania młodej kobiety. Wydzwaniał nocami do jej domu, kradł korespondencję ze skrzynki pocztowej. Wysłał matce Anety wulgarne i obraźliwe SMS-y.W tej sytuacji Piotr L. zgłosił organom ścigania niektóre incydenty z udziałem Konrada P. Konrad miał się "odczepić"Jeszcze w tym samym miesiącu Piotr L. spotkał się ze swoim znajomym Eugeniuszem W. Poprosił go o znalezienie osoby, która miałaby sprawić, iż Konrad P. "odczepi się" od jego córki. Początkowo chodziło o pobicie, jednak później zlecenie ewoluowało w stronę zabójstwa.Eugeniusz W. skontaktował się z Wiesławem J., a ten następnie z Tadeuszem B., który miał zrealizować zlecenie. Cała trójka to mężczyźni po sześćdziesiątce.
Piotr L. życzył sobie, by stało się to w sierpniu 2007 r., gdy planował wyjazd za granicę. Przekazał na ręce Eugeniusza W. zdjęcie Konrada P. i jego dane, a także zaliczkę w wysokości 30 tys. zł. 18 lat temu, minimalne wynagrodzenie w Polsce wynosiło 936 zł brutto, a przeciętne wynagrodzenie - ok. 2,7 tys. zł brutto. Wiesław J. i Tadeusz B. obserwowali kamienicę, w której mieszkała matka Konrada P. Kilkukrotnie widzieli mężczyznę, ale czekali na odpowiedni moment. Piotr L. tracił cierpliwość. We wrześniu w rozmowie z Eugeniuszem W. zażądał realizacji zlecenia do listopada i zagroził, iż jeżeli to się nie wydarzy, odbierze zaliczkę i "weźmie drugą ekipę".Ojciec Anety nie odpuszczał, mimo iż od pewnego czasu Konrad P. nie niepokoił już jego rodziny. 30 listopada 2007 r. ok. godz. 18 Wiesław J. i Tadeusz B. podjechali pod kamienicę. Tadeusz B. wyszedł z auta i ruszył w stronę bramy. Po kilkunastu minutach wrócił i powiedział, iż "jest już dobrze". Kazał Wiesławowi J. zadzwonić do Eugeniusza W. i zażądać reszty pieniędzy.
Huk na klatce zwrócił uwagę mieszkańców kamienicy. Dwoje z nich zeszło z pierwszego piętra na parter. Zobaczyli zakrwawionego Konrada P. siedzącego na posadzce, opartego plecami o ścianę, a głową o jeden ze stopni schodów. Sąsiedzi byli przekonani, iż mężczyznę zraniły petardy, które wcześniej zdarzało mu się odpalać. Na miejsce wezwano pogotowie. Reanimacja nie przyniosła rezultatu. O godz. 19.25 stwierdzono zgon Konrada P. Później Tadeusz B. przyznał w rozmowie z Wiesławem J., iż gdy zauważył Konrada P. na klatce schodowej, przedstawił się jako funkcjonariusz Centralnego Biura Śledczego, zapytał o tożsamość, a potem oddał dwa strzały: w plecy oraz głowę. W okolicach świąt Bożego Narodzenia Piotr L. przekazał Eugeniuszowi W. pozostałe 130 tys. zł. Tym samym Eugeniuszowi W. przypadło łącznie 90 tys. zł, a Wiesławowi J. i Tadeuszowi B. - po 35 tys. zł. "Przetrzepanie skóry"Policja początkowo rozważała różne scenariusze. Brano pod uwagę m.in. porachunki na tle finansowym oraz wątek znajomości Konrada P. z Anetą. Ważnym elementem był czerwony opel calibra, który przed zabójstwem był widziany kilkukrotnie w rejonie kamienicy. W rozwikłaniu sprawy pomogła też informacja przekazana przez widza, który usłyszał o sprawie w Magazynie Kryminalnym 997, emitowanym w Telewizji Polskiej.
Niemal rok po zbrodni - w październiku 2008 r. - zatrzymano w Łodzi Tadeusza B. i Wiesława J., a we wsi w gminie Wodzierady - Eugeniusza W.Z kolei Piotr L. został zatrzymany kilka dni później na warszawskim lotnisku Okęcie. "Przyleciał z Mińska, gdzie załatwiał interesy. Był zszokowany i przestraszony, zrozumiał, iż śledczy wszystko wiedzą. Prosto z lotniska został przewieziony do prokuratury" - czytamy w "Gazecie Policyjnej". Piotr L. zaprzeczył stanowczo, by podżegał kogokolwiek do zabójstwa Konrada P. Twierdził, iż od dawna nie miał już z mężczyzną kontaktu, a o jego śmierci dowiedział się od policjantów. Mówił też, iż nie zna Tadeusza B. i Wiesława J., a Eugeniusza W. zna stąd, iż kiedyś zaopatrywał jego sklep. W końcu jednak przyznał, iż poprosił Eugeniusza W. o "przetrzepanie skóry" Konradowi P., ale w żadnym wypadku nie o morderstwo. Wskazywał, iż gdy zlecenie pobicia nie zostało wykonane w terminie, miał je odwołać. Eugeniusz W. miał go wówczas nagabywać o pieniądze, szantażować ujawnieniem sprawy żonie i córce. Piotr L. przekonywał, iż był wręcz zrozpaczony informacją o śmierci Konrada P., bo wiedział, jak istotny był dla Anety.
Piotr L. uważał ponadto, iż śledztwo dotyczące zabójstwa Konrada P. było prowadzone nierzetelnie. Wskazywał na kontakty Konrada P. ze środowiskiem przestępczym. Twierdził, iż on sam jest wrabiany przez skorumpowanych funkcjonariuszy, współpracujących z konkurencją biznesową, i iż dochodzi wręcz do tworzenia dowodów. Eugeniusz W. przedstawiał w trakcie przesłuchań różne wersje. Raz twierdził, iż zlecenie Piotra L. miało dotyczyć tylko pobicia, iż o zabójstwie przeczytał w gazecie, innym razem, iż "od razu było to zlecenie na zabójstwo", a jeszcze innym - iż to nie Tadeusz B. zastrzelił Konrada P., tylko ktoś zupełnie inny. Podobnie Wiesław J. zmieniał swoje wyjaśnienia. Początkowo przekonywał nawet, iż nie słyszał nigdy o Konradzie P. ani o Piotrze L. Potem przyznał, iż było zlecenie na "przetrzepanie skóry" Konradowi P., ale twierdził, iż gdy Tadeusz B. oddawał strzały, jego nie było w pobliżu. W kolejnych wyjaśnieniach uznał, iż w chwili morderstwa jednak był w aucie i czekał na Tadeusza B. Sugerował, iż nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, czym ta sytuacja może się skończyć. Tadeusz B. najpierw nie pamiętał, co robił 30 listopada 2007 r. Potem przyznał, iż z Wiesławem J. obserwowali Konrada P., ale tylko po to, by go zastraszyć i by miał świadomość, iż jest śledzony. Mówił, iż zabójstwa dokonał ktoś inny, a o zbrodni dowiedział się "jakiś czas później".
W sprawie przesłuchano licznych świadków. Biegli potwierdzili, iż pociski znalezione w ciele Konrada P. zostały wystrzelone z tej samej lufy, co pocisk tkwiący w drzewie w pobliżu działki, z której korzystał Tadeusz B. Działka służyła B. jako strzelnica do oddawania próbnych strzałów. Ponadto, na samej działce znaleziono m.in. amunicję i materiały wybuchowe. Ustalono też, iż mężczyzna był właścicielem czerwonego auta, które było widziane niedaleko kamienicy. Sąd: Piotr L. starał się ochronić swoją córkę17 grudnia 2012 r. Sąd Okręgowy w Łodzi wydał wyrok. Piotr L., Eugeniusz W. i Wiesław J. zostali skazani na 15 lat więzienia. Tadeusz B., jako bezpośredni sprawca - na 25 lat pozbawienia wolności. Wliczając w to areszt, oznaczało to w przypadku skazanych wyjście na wolność będzie możliwe najpóźniej w 2023 r. i 2033 r. Orzeczenie zaskarżyli zarówno prokurator, jak i obrońcy skazanych. W lutym 2015 r. Sąd Apelacyjny w Łodzi złagodził wyrok jedynie wobec Piotra L., zmniejszając karę z 15 do 13 lat więzienia i usuwając z opisu czynu słowa o "działaniu w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie".
"W odróżnieniu od pozostałych oskarżonych, którzy przypisanych im przestępstw dopuścili się z chęci osiągniecia korzyści majątkowej, oskarżony Piotr L. przypisanego mu przestępstwa dopuścił się w sytuacji, w której starał się ochronić swoją córkę, przed destrukcyjnym oddziaływaniem pokrzywdzonego i to w sytuacji, gdy podejmowane przez niego, zgodne z prawem środki, nie odniosły spodziewanego skutku" - zauważył Sąd Apelacyjny. Sprawa trafiła do Sądu Najwyższego, który uchylił wyrok w części dotyczącej jedynie Piotra L., przekazując ją ponownie do Sądu Apelacyjnego w Łodzi.Głównym powodem była kwestia "podżegania", którego (według sądów pierwszej i drugiej instancji) miał dopuścić się Piotr L. wobec Eugeniusza W. Sąd Najwyższy zwrócił uwagę, iż Piotr L. nie podżegał mężczyzny konkretnie do zabójstwa, a do znalezienia i nakłonienia innych osób do zabicia Konrada P.W grudniu 2016 r. Sąd Apelacyjny w Łodzi wydał ponowny wyrok, tym razem uznając, iż Piotr L. nakłonił Eugeniusza W. do tego, by ten z kolei nakłonił inne osoby do zabicia Konrada P. Kara ta sama, co poprzednio - 13 lat pozbawienia wolności.
Z naszych nieoficjalnych ustaleń wynika, iż Piotr L. spędził w więzieniu ok. ośmiu lat. Potem opuścił zakład karny.

2 dni temu












English (US) ·
Polish (PL) ·
Russian (RU) ·