I nie żałuje: – Nie mam wrażenia, iż coś tracę. Nie muszę wypić, żeby się rozluźnić, czy dobrze bawić. Wręcz przeciwnie, alkohol często negatywnie wpływał na moje samopoczucie – zauważa Eliza.
Dwa razy w tygodniu basen, dodatkowe lekcje angielskiego w szkole językowej
i korepetycje z matematyki. W soboty orlik z kolegami. Niedziele? Rowerowe wyprawy po Warmii z mamą. Siedemnastoletni Olek, który reprezentuje pokolenie Z (czyli osoby urodzone po 1995 roku), ma kalendarz wypełniony zajęciami. Ale nie ma w nim miejsca na to, czego jego mama najbardziej się obawiała: alkohol.
Inny świat
– Wychowuję Olka sama, odkąd miał pięć lat. I niczego tak się nie bałam, jak jego dorastania – przyznaje Agnieszka, mama siedemnastolatka.
– Ja w jego wieku nie byłam święta. Siedzieliśmy całą klasą w parkach albo na skwerach, popijając wino przelane do plastikowych butelek. Tak wyglądały nasze piątkowe popołudnia i sobotnie wieczory. A po powrocie do domu pierwsze, co słyszałam od rodziców, to: "Chuchnij" – wspomina.
Kiedy jej syn poszedł do liceum, przygotowywała się na podobny scenariusz: – Byłam przekonana, iż zaczną się: piwa, imprezy, wagary. Nie oszukujmy się: kto z nas czekał
z piciem do pełnoletności? A u Olka… nic z tych rzeczy.
I dodaje: – Mój syn mówi wprost, iż alkohol go nie interesuje. Jego kolegów też nie. Dla nich to nie jest już żadna atrakcja. W tygodniu choćby się nie spotykają, bo wszyscy mają zajęcia dodatkowe. Piszą tylko do siebie na komunikatorach. W weekendy jest piłka, rower, czasem wyjście na pizzę. To zupełnie inny świat.
Agnieszka ma nadzieję, iż to się nie zmieni, jak jej syn stanie się pełnoletni i będzie mógł sam kupić sobie alkohol w sklepie.
– Wiem, iż różnie może być, ale jestem jednak dobrej myśli – zaznacza.
Dodaje: – Kiedy ja byłam młoda, żeby porozmawiać, trzeba było się spotkać. I nie było tylu zajęć, co teraz. Włóczyliśmy się po mieście i popijaliśmy z nudów. Zimą przesiadywało się w pubach i wstyd mówić, ale przelewaliśmy kupione na promocji piwo pod stołem do kufli, żeby było taniej. Młodzi teraz zupełnie inaczej spędzają wolny czas. A poza tym mają go naprawdę bardzo mało.
Nic nie tracę
Wino i samotnie oglądany serial? Eliza, 28-latka, nie wyobraża sobie choćby takiego scenariusza. Alkohol nigdy nie był dla niej głównym bohaterem wieczoru.
– Owszem, zdarzało mi się sięgnąć po piwo czy kieliszek wina, ale raczej przy okazji – przyznaje.
– To był dodatek do wspólnego czasu. Wypiłam na ognisku, urodzinach czy wieczorze
z przyjaciółkami. Dla mnie alkohol zawsze miał znaczenie czysto towarzyskie. Chodziło
o klimat, nie o zawartość procentów – mówi Eliza.
Od kiedy przyjmuje leki, nie pije wcale. Nie chce ryzykować.
– Kiedy wychodzę do restauracji albo spotykam się ze znajomymi, sięgam po bezalkoholowe piwo czy wino. Nie dlatego, iż tęsknię za alkoholem, tylko raczej za tą atmosferą, pewnym rytuałem. Kieliszek wina, choćby bez procentów, daje mi poczucie, iż dzieje się coś wyjątkowego. Jest lepszą opcją niż cola czy sok – tłumaczy.
Eliza nie odczuwa potrzeby picia: – Nie mam wrażenia, iż coś tracę. Nie muszę wypić, żeby się rozluźnić, czy dobrze bawić. Wręcz przeciwnie, alkohol często negatywnie wpływał na moje samopoczucie. Czułam się po nim gorzej, miewałam dziwne spadki nastroju. Teraz widzę, iż znacznie lepiej funkcjonuję towarzysko, kiedy jestem trzeźwa. Na dyskotekach bez kropli alkoholu bawiłam się świetnie, może choćby lepiej niż ci, którzy pili.
Choć na razie z alkoholu rezygnuje całkowicie, nie chce deklarować, iż już nigdy nie wypije lampki wina. – jeżeli zdrowie pozwoli, może kiedyś wzniosę jakiś symboliczny toast. Ale nie czuję takiej potrzeby. To nie jest coś, czego mi brakuje – podkreśla.
Jak reagują inni, kiedy mówi, iż nie pije? – Różnie. Najczęściej starsze osoby w rodzinie dopytują: "A może chociaż łyka?"; "Czy coś się stało?". Czasem trzeba tłumaczyć, iż nic się nie dzieje, iż to po prostu wybór – mówi z uśmiechem. – Rówieśnicy są bardziej wyrozumiali, nie namawiają.
A jak się czuje w towarzystwie osób, które piją? – Zauważyłam, iż kiedy towarzystwo zaczyna być "pod wpływem", zmienia się energia. Ich ekspresja zaczyna mnie drażnić, irytować. Kiedy jestem trzeźwa, mniej mi się to podoba.
Zauważa też, iż podejście do alkoholu wśród młodszych pokoleń się zmienia.
– Ja już nie studiuję, pracuję i prowadzę inny tryb życia. Ale mam młodszą siostrę i widzę po niej i jej znajomych, iż dziś niepijący nie są stygmatyzowani. jeżeli ktoś nie chce pić, to nie spotyka się to z jakąś presją, czy odrzuceniem. Nie trzeba pić, tylko dlatego, iż inni to robią. To trochę jak z papierosami: kiedyś palenie było modne, dziś to obciach.
Z alkoholem chyba też zaczyna być podobnie – porównuje.
Nie czuję potrzeby
23-letnia Weronika studiuje pedagogikę. Z domu rodzinnego zapamiętała gorzką woń piwa zmieszaną z gryzącym dymem papierosów.
– Mój ojciec zawsze powtarzał, iż nie ma problemu z alkoholem, iż on po prostu: "lubi piwo" – wspomina.
– Codziennie wieczorem, przed telewizorem, wypijał trzy i odpalał papierosa za papierosem.
I ciągnie dalej: – Na początku mama próbowała z tym walczyć. Tłumaczyła, prosiła, złościła się. A potem przestała. Machnęła ręką. Bo ojciec nie był ani agresywny, ani bezrobotny. Pracował, nie krzyczał, nie bił. Nie było do czego się przyczepić, przynajmniej z zewnątrz. Jestem z małego miasteczka. U nas takich rzeczy się nie nazywało problemem.
I dodaje ironicznie: – "Jak jest chłop, to wiadomo, iż musi się napić".
Woń alkoholu tak mocno wgryzła jej się w pamięć, iż dziś nie jest w stanie znieść zapachu piwa.
– Jak przyjechałam na studia, integrowaliśmy się w pubach. Większość z nas brała kieliszek wina albo processo. Ale zauważyłam, iż potem zrobiła się moda na te bezalkoholowe odpowiedniki. Teraz już rzadko się spotykamy, bo prawie każda z nas nie tylko studiuje, ale też pracuje. Ale jak ostatnio wyszłyśmy na miasto, to piłyśmy matchę.
I żadna z nas nie pomyślała, iż można wziąć na przykład wino.
Weronika zauważa, iż jej pokolenie podchodzi do alkoholu zupełnie inaczej niż ich rodzice. – Chyba naprawdę jest coś na rzeczy – mówi.
– My po prostu nie potrzebujemy już alkoholu tak, jak oni kiedyś.
Kiedy ostatnio odwiedziła rodziców i opowiedziała o spotkaniach bez procentów, jej tata rzucił z przekąsem: "A co, wy wszystkie w ciąży, iż nie pijecie?".
Zjawisko to potwierdza także badanie "Identyfikacja trendów w spożyciu napojów alkoholowych i bezalkoholowych w Polsce", przeprowadzone na zlecenie marki fritz-kola w listopadzie 2024 roku. Jego celem było uchwycenie, czy trend NoLo – czyli świadome ograniczanie lub całkowita rezygnacja z alkoholu – ma się w Polsce dobrze. I wygląda na to, iż nie tylko ma się dobrze, ale wręcz nabiera rozpędu.
W grupie wiekowej do 24 lat aż 40,3 proc. respondentów deklaruje, iż ogranicza alkohol. Jeszcze wyraźniejszy sygnał płynie od nieco starszych – w przedziale 25–34 lata (gdzie wciąż obecne jest pokolenie Z) aż 51 proc. ankietowanych przyznaje, iż pije mniej niż wcześniej.
Dr hab. Mariusz Wszołek, prof. SWPS, komunikolog i współautor książki "Kognitywny wizerunek alkoholu (wśród młodzieży studiującej)", w rozmowie z naTemat.pl potwierdza, iż współczesne Zetki znacznie rzadziej sięgają po alkohol niż wcześniejsze pokolenia.
– Młodzi ludzie funkcjonują dziś w zupełnie innym świecie, także w sferze socjalizacji. Dla mojego pokolenia lat 80. alkohol był z jednej strony elementem eksperymentowania, a z drugiej – formą wchodzenia w dorosłość. Patrzyliśmy na życie przez pryzmat naszych rodziców, którzy – nie bójmy się tego słowa – często nadużywali alkoholu. Naturalnie więc uznawaliśmy picie za coś normalnego – wyjaśnia.
Jak podkreśla, dzisiaj ta relacja uległa głębokiej zmianie:
– Młodzi przestali traktować rodziców jako wzór dorosłości. Wręcz przeciwnie, chcą być inni. To typowe dla tego pokolenia: potrzeba kontrastu, odrębności. Co istotne, ta różnica nie wynika z otwartego buntu. Nikt nie mówi: "Moi rodzice pili, więc ja nie będę". To raczej naturalna ewolucja stylu życia. Młodzi wybierają inne sposoby spędzania czasu, inne metody budowania relacji i inne przestrzenie socjalizacji – zauważa ekspert.
Mariusz Wszołek dodaje, iż to internet i media społecznościowe stały się nowym miejscem odkrywania świata: – Nie chcę nadużywać stwierdzenia, iż "wszystko dzieje się w internecie", ale w dużym stopniu tak właśnie jest. To tam młodzi kształtują swoje postawy i wybory – dodaje.
Nasz rozmówca wskazuje też na interesujące zjawisko, które zaobserwował w badaniach: spada nie tylko konsumpcja alkoholu, ale również... wiedza o nim.
– Młodzi nie wiedzą, czym alkohol adekwatnie jest, jakie są jego rodzaje czy do czego służy. Gdy w latach 90. zapytano respondentów o konkretne trunki – sambuca, likiery, whisky – pojawiało się wiele odpowiedzi. Dziś najczęściej słyszymy: "nie wiem", "nie znam". Z jednej strony można to uznać za pozytywne: skoro młodzi nie piją, to i nie znają. Z drugiej jednak to budzi niepokój. Dlaczego? Bo brak świadomości może prowadzić do sięgania po inne, nowsze, modne substancje. Niekoniecznie mówię o dopalaczach, ale choćby o farmaceutykach, które – w ich oczach – mogą "zastępować" rytuały związane kiedyś z alkoholem.
Mariusz Wszołek zwraca też uwagę na istotną zmianę rynkową.
Abstynencja u młodych to chwilowy trend czy zjawisko, które się utrzyma?
– Nie prognozowałbym jednoznacznie, iż moda na alkohol wróci. To równie dobrze może przekształcić się w coś zupełnie innego. Trzeba zwrócić uwagę na fakt, iż tak naprawdę nie wiemy, czy alkohol nie został już zastąpiony przez inne używki. Trzeba by przyjrzeć się, jak wygląda w tej chwili sytuacja z tzw. lekkimi narkotykami, substancjami psychoaktywnymi czy wspomnianymi farmaceutykami, które mogłyby dziś pełnić podobną funkcję, jaką alkohol pełnił kiedyś wśród młodzieży – podsumowuje dr hab. Mariusz Wszołek.