Zdrada rodziny: jak teściowa i szwagierka odebrały moim dzieciom przyszłość

2 dni temu

Okradli i uciekli: jak teściowa i szwagierka pozbawiły moje dzieci przyszłości

Zawsze wierzyłam, iż rodzina to podpora. Że najbliżsi nie zdradzą, nie upokorzą, nie zlekceważą. Ale życie okazało się brutalniejsze niż najgorsze obawy. Teściowa i jej córka nie tylko zrujnowały nam życie – ukradły moim dzieciom szansę na lepszą przyszłość. A wszystko to za milczącą zgodą mojego własnego męża.

Kiedy Bartek jeszcze miał dobrą pracę, regularnie zasilał konta swojej „ukochanej” mamy i siostry:
– Mamo, zalegamy z czynszem…
– Synku, nie mamy na jedzenie…
– Bartek, nie stać mnie na benzynę…
– Chcemy z Kasią iść do filharmonii, kup bilety…

Biegł do nich jak posłuszny pies, zawsze z gotówką, z troską, z przepraszającym uśmiechem. Najpierw milczałam. Potem próbowałam rozmawiać. W końcu – straciłam cierpliwość. Zwłaszcza gdy po drugim dziecku wylądowałam na zwolnieniu, a jego… zwolnili z pracy.

Zamiast szukać zajęcia – choćby mniej płatnego – Bartek dniami wylegiwał się na kanapie, narzekał na „niesprawiedliwość” i odmawiał choćby dorywczej pracy. Twierdził, iż jego kwalifikacje są „zbyt wysokie” dla ofert, które dostawał.

Musiałam wrócić do pracy przed czasem. Dzieci zostawiłam pod jego opieką. Minął tydzień. Ledwo wpadłam w rytm, gdy zaczęły się telefony. Tym razem nie do niego – tylko do mnie. Teściowa i jej córka znalazły „nowy numer konta do zasilania”.

Nie wytrzymałam. Powiedziałam, iż jeżeli potrzebują pieniędzy, niech idą pracować. Szyja, na której wygodnie siedziały, zaczęła boleć. Oczywiście, pobiegły skarżyć się Bartkowi. A on… zamiast stanąć po mojej stronie, wpuścił je do naszego domu.

Tak, po prostu. Wracam z pracy – a tu teściowa i Kasia z walizkami. Swoje mieszkanie wynajęły – dla „dodatkowego dochodu”, jak to ujęła mamusia. A mieszkać mają u nas. W trójkę. Za moją pensję. Moje zdanie? Nikt choćby nie spytał.

Wchodzę, jeszcze butów nie zdjęłam, a ta już:
– No, przyszłaś! A gdzie obiad?

Bartek zabiera mi płaszcz, mówi:
– Kochanie, tylko się nie denerwuj. Mama i Kasia są w trudnej sytuacji, to tylko na chwilę. Nie możemy ich przecież zostawić, prawda?

Tak, na chwilę. Idę do kuchni – koszmar. Dzieci umazane w czekoladzie, wszędzie brud, puste garnki, sterta brudnych naczyń. Rocznemu dziecku dali tabliczkę czekolady i choćby nie otarli rączek. Zagotowało mi się w środku.

Oberzeło się wszystkim. Efekt? Teściowa obiera ziemniaki, Kasia zmywa. Skoro postanowiły ze mną mieszkać – proszę bardzo, oto lista obowiązków. Nie jestem kucharką ani pokojówką. Niech pracują na dach nad głową.

Ale dni mijały, a „goście” nie mieli zamiaru się wyprowadzać. Pieniądze z wynajmu przepuszczały w tydzień, a potem żebrały u mnie. Wystarczyło, iż odmówiłam – i zaczynała się histeria, kłótnie, wyrzuty. Spokój w domu zniknął.

Na moje urodziny Kasia choćby nie raczyła życzyć, a teściowa mruknęła coś pod nosem dla formalności. Wyjechaliśmy do moich rodziców. Tam czekały ciepłe słowa, opieka, sweter manualnie robiony przez mamę – i… los na loterię.

Tak, zwykły kupon, jak za dzieciaka. Uwielbiałam to. Usiadłam z córką na kolanach, włączyłam transmisję, zaczęłam skreślać liczby. Nagle – wygrana! Prawdziwa! Krzyczymy, cieszymy się. Bartek w szoku, a teściowa:
– Pewnie się pomyliłyście!

Wszystko sprawdziłam – nie, wygrałyśmy. Niewielka fortuna, ale starczy na renomowane liceum dla starszej i prywatne przedszkole dla młodszej. Nie spałam pół nocy, marząc, jak odmieni się nasze życie. Jak dzieci dostaną to, czego ja nie mogłam im dać.

Ale rano… w mieszkaniu było dziwnie cicho. Za cicho. Przeszłam po pokojach – ani teściowej, ani Kasi. Zniknęło część rzeczy. Zabrali dokumenty Bartka. Zabrali… los.

Zrozumiałam. Uciekły. Ukradły wygraną.

Minęło kilka lat. Mieszkam z córkami. Bez męża. Słyszę, iż Bartek przegrał wszystko, przepił, przehulał na wakacjach. Teściowa leczy się w klinice – alkoholizm. Kasia urodziła dziecko z poważną chorobą. Bartek dostał wyrok – marskość wątroby.

A ja? W swoim mieszkaniu. Z dziewczynkami. Z ciepłem w sercu. Bez zdrady.

Czasem myślę: może to i lepiej, iż tak wyszło. Ukradły pieniądze. Ale mnie nie złamały. Nie odebrały najważniejszego – godności, siły i miłości do moich dzieci.

Idź do oryginalnego materiału