Aktywiści stanęli przed sądem w ubiegłym tygodniu, jednak sprawa swój początek ma w marcu 2022 roku, gdy Straż Graniczna zatrzymała ich niedaleko Narewki. Pogranicznicy informowali, iż aktywiści wieźli cudzoziemców, którzy nielegalnie przekroczyli granicę z Białorusią. Niedługo potem Prokuratura Rejonowa w Hajnówce postawiła im zarzuty pomocnictwa w nielegalnym przekraczaniu granicy. Zarzut jednak zmieniono po dwóch latach śledztwa. Ostatecznie aktywiści zostali oskarżeni o ułatwienie grupie migrantów niezgodnego z prawem pobytu na terenie Polski.
Grupa Granica sprawę nazywa „Procesem Pięciu” i twierdzi, iż to proces polityczny, a zarzuty się „kuriozalne”. „Ten proces to forma represji, która ma przynieść efekt mrożący – zastraszyć, wymęczyć, osłabić i zniechęcić do dalszego działania całe środowisko pomocowe” – alarmują aktywiści. Oskarżeni nie przyznają się do winy.
Obrońca aktywistów: To było małżeństwo z siódemką dzieci
Piotr Barejka, „Wprost”: Zgodzi się pan ze stwierdzeniem, iż jest to proces polityczny?
Mec. Radosław Baszuk, obrońca aktywistów: Kategorycznie twierdzę, iż ten akt oskarżenia pozbawiony jest skutecznego zaczepienia w Kodeksie karnym, czyli krótko mówiąc – to, co im zarzucono, nie stanowi tego przestępstwa, które im zarzucono. I nie stanowi też żadnego innego. Jestem o tym przekonany, więc muszę sobie zadawać pytanie: o ile nie o zasadną represję wywołaną czynem zabronionym w tej sprawie chodzi, to o co innego?
Ten akt oskarżenia nie powinien się wydarzyć, z wielu różnych powodów.
Jakich?
To się po prostu nie trzyma kupy, i to na trzech poziomach. Poziom pierwszy to tak zwane znamiona czynu zabronionego. Prokuratura zarzuca im, iż działali w celu osiągnięcia korzyści osobistej przez tych cudzoziemców, którym pomogli. Ja twierdzę, iż biorąc pod uwagę treść normatywną tego przepisu, a także dyrektywę unijną, z powodu której powstał, osoba, której udziela się pomocy, nie może być beneficjentem korzyści materialnej bądź osobistej, w celu osiągnięcia której działa sprawca.
W polskim prawie karnym definiuje się korzyść majątkową bądź osobistą jako korzyść dla sprawcy lub innej osoby. Można tu się posłużyć bardzo prostym przykładem. o ile pośredniczę w zatrudnianiu nielegalnych migrantów, otrzymuję z tego powodu jakąkolwiek gratyfikację, to jest korzyść moja, jako sprawcy czynu, i korzyść dla pracodawcy.
Wracając do realiów tej prawy, zastanawiam się, czy prokuratura uznaje za bezprawną korzyść majątkową miskę ciepłej zupy, którą zaoferowano zziębniętym, mokrym dzieciom? Czy to jest ta korzyść osobista dla nich? Bezprawna i penalizowana?
Już samo umożliwienie lub ułatwienie pobytu wbrew przepisom na terytorium Polski zawsze, samo w sobie, będzie korzyścią osobistą lub majątkową, zatem ustawodawcy chodziło jednak o coś więcej. Właśnie o szczególny cel działania, nastawiony na uzyskanie bezprawnej, nagannej korzyści.
Po drugie?
Po drugie przechodzimy do zagadnienia tak zwanej bezprawności pierwotnej. Każdy czyn, żeby mógł stanowić przestępstwo, musi być bezprawny. Bezprawność interpretuje się różnie, ale w największym uproszczeniu to zachowanie, które uznajemy za dostatecznie naganne, by mówić o przestępstwie w kontekście wartości obecnych w życiu społecznym, aksjologii, religii, moralnych punktów odniesienia. Tu zadajemy kolejne pytanie, czy udzielenie pomocy jest takim czynem?
W żadnej z norm obowiązujących w demokratycznym państwie prawa nie mieści się zakaz podjęcia zachowania chroniącego godność i życie człowieka. Udzielenie pomocy jest zachowaniem pierwotnie legalnym. To jej nieudzielenie może stanowić przestępstwo.
I trzecie?
Mamy jeszcze szkodliwość społeczną czynu. Moim zdaniem nie da się opisać tego zdarzenia w kategoriach społecznej szkodliwości. Przestępstwo, o które są oskarżeni moi klienci, umieszczone jest w dziale przestępstw przeciwko porządkowi publicznemu. Nie byłbym w stanie, będąc prokuratorem, usiłować przekonać sądu, iż tego rodzaju pomoc udzielona irackiej rodzinie zagraża porządkowi publicznemu.
Czytaj też:
„Rzeź drzew” przy granicy z Białorusią. Straż Graniczna odpiera zarzuty
Jeżeli takie zachowanie jest naganne, oczekiwałbym wskazania zachowania zdaniem prokuratury oczekiwanego w tej sytuacji i społecznie pożądanego. Wyobrażam sobie dwa alternatywne zachowania wobec tego, które podjęli moi klienci. Pierwsze to odwrócić wzrok i udawać, iż się niczego nie widzi. Drugie to zawiadomić Straż Graniczną z pełną świadomością tego, iż funkcjonariusze wyrzucą ich na stronę białoruską, gdzie tym ludziom grozi niebezpieczeństwo, a Białorusini i tak kolejny raz wypchną ich za „pasek”.
Jakie dobro prawne naruszyli więc oskarżeni? Jaka szkodę wyrządzili? Jakie obowiązki naruszyli? Z jaką motywacją działali? To są pytania, na które odpowiedzieć będzie musiał sąd w tej sprawie.
Prokuratura mówiła jeszcze o przewożeniu migrantów „w głąb kraju”.
Proszę wybaczyć, ale to jest sformułowanie publicystyczne. Mówimy o przewiezieniu w obrębie około 10 kilometrów. Czy w głąb kraju? Tak, bo jedyna droga ze Starego Masiewa wiedzie w głąb kraju, wieś leży dokładnie przy granicy z Białorusią. To jest droga do Narewki, gdzie moi klienci zostali zatrzymani.
Robienie szemranego tła, iż tu chodzi o tranzyt ludzi, jest dęte. Z akt jednoznacznie wynika, jaki był cel ich przewiezienia. O tym jednak nie będę mówił, ponieważ jesteśmy w trakcie rozprawy, a te okoliczności nie zostały jeszcze ujawnione.
Poza tym w akcie oskarżenia jest mowa o siedmiu obywatelach Iraku i tyle, nic więcej, A to było małżeństwo z siódemką dzieci w wieku dwóch, pięciu, siedmiu, dziesięciu, dwunastu, czternastu i szesnastu lat. Ta rodzina spędziła kilka nocy w lesie, temperatura wahała się wtedy od -2 w nocy do 10 stopni w ciągu dnia. Ci ludzie dostali od oskarżonych jedzenie, picie, dach nad głową. I z uwagi na sytuację, która się wydarzyła, również transport.
W pewnym momencie pojawił się choćby wniosek o areszt dla aktywistów. Dlaczego?
To miało miejsce, gdy pozostawali jeszcze pod innymi zarzutami, czyli pomocnictwa w przekroczeniu granicy. Nie był on niczym poparty, a państwo, w postaci sądów, zareagowało prawidłowo. Prokurator złożył wniosek o areszt, sądy obu instancji kategorycznie odmówiły. Tamten zarzut nie miał jakiegokolwiek oparcia dowodowego. Krótko mówiąc, tak po prostu nie było. Ktoś wymyślił więc zmianę kwalifikacji, postanowił spróbować z innej strony. Ale ta zmiana także nie wytrzymuje próby.
Ktoś, czyli kto?
To raczej nie są decyzje, które zapadają na szczytach władzy prokuratorskiej. One zapadają tam, w Hajnówce, może w Białymstoku, ale prawdopodobnie nie wyżej.
Proces ruszył i co dalej? Jakiego rozwoju zdarzeń pan oczekuje?
Odczytano akt oskarżenia, oskarżeni złożyli wyjaśnienia, więc sytuacja procesowo staje się jasna. Sąd będzie musiał wydać wyrok. Ja będę żądał uniewinnienia i myślę, iż mam na to mocne argumenty. Znam akta tej sprawy i wiem, iż nie zawierają materiału dowodowego, który pozwalałby na skazanie moich klientów. Jestem o tym przekonany, a po pierwszym dniu procesu nie mam wątpliwości, iż sąd orzekający w tej sprawie prowadzi proces w sposób rzetelnym. To jest dla mnie źródłem nadziei.
Trzeba też wziąć pod uwagę, iż sprawa wyszła już poza sąd w Hajnówce, jest szeroko komentowana. Myślę, iż wyrok uniewinniający da satysfakcję moim klientom, ale też potwierdzi przekaz, który ta sprawa za sobą niesie: pomaganie nie jest nielegalne.
Czytaj też:
Spór przy granicy z Białorusią. „Nie jesteśmy wariatami, którzy chcą zlikwidować mur”