Wygnanka, ofiara Gileadu i wzorowy talib

15 godzin temu

Asne Seierstad, Historie afgańskie, przeł. Iwona Zimnicka, W.A.B. 2025

Gorączka rosła.
Czy straci tę córkę?
Dziewczynka miała rozpalone policzki. Czoło lepkie od potu, oczy błyszczące.
Hakim ułożył na piersi dziecka amulety i zioła.

Dżamila będzie żyła. Urodziła się w roku 1976. W 1979 doszło do inwazji wojsk ZSRR, która, jak wiemy, fatalnie się dla nich skończyła – dopiero po dziesięciu latach, podczas których nigdy nie udało się podporządkować sobie całego kraju ani doprowadzić do politycznej stabilizacji. Walczyli miejscowi, do Afganistanu zjeżdżali też z innych państw mudżahedini, bojownicy dżihadu, wspierani pieniędzmi, bronią i szkoleniami głównie przez Stany Zjednoczone i Pakistan. (A także Radek Sikorski. Mogliśmy mieć kandydata na prezydenta, który naprawdę „strzelał do ruskich”). Ostatecznym efektem tego strzelania był klęska wojsk sowieckich, wojna domowa i zwycięstwo skrajnie fundamentalistycznych talibów, którzy po raz pierwszy rządzili latach 1996-2001. Oraz powstanie Al-Ka’idy (to nie talibowie), która dokonała zamachu na WTC, co z kolei doprowadziło do upadku rządów talibów. Jednak w 2021 powrócili.

W Kabulu, w którym pierwsze lata życia spędziła Dżamila, żyło się w miarę normalnie, można było ubierać się po europejsku, słuchać muzyki, dziewczynki chodziły do szkoły. Potem rodzina Dżamili uciekła do Pakistanu, a była to rodzina majętna, ale konserwatywna. Szczęście w nieszczęściu Dżamili polegało na tym, iż jej dziecinna choroba – nie leczona przez lekarzy, tylko tradycyjnie przez hakimów przy pomocy ziół i amuletów, które są wersetami z Koranu – okazało się być polio, i oczywiście nie była zaszczepiona. Niepełnosprawność, która pozostała jej po chorobie, sprawiła, iż straciła wartość jako potencjalna żona. I właśnie dzięki temu udało jej się wybłagać prawo do nauki i ostatecznie w Pakistanie choćby skończyć – wbrew rodzinie – studia. Ze szczególnym zapałem studiowała Koran. Została muzułmańską feministką, która z Koranem w ręku udowadniała, iż nierówność między kobietami i mężczyznami wcale z niego nie wynika. I choćby znalazła męża, (trudno żyć bez niego w Afganistanie) – nauczyciela islamu podzielającego jej poglądy.

Kiedy po ataku na WTC Amerykanie, walcząc z terroryzmem, obalili rządy talibów, rodzina Dżamili powróciła do Kabulu, a ona rzuciła się w wir aktywizmu, działań na rzecz kobiet, szczególnie ich edukacji. Pracowała dla zachodnich organizacji pomocowych, założyła własną zajmującą się m.in. budową szkół dla dziewcząt, przez pewien czas była choćby wiceministrą edukacji w jednym z rządów. Kiedy Amerykanie szykowali się do opuszczenia Afganistanu, brała udział w rozmowach z talibami (jacyż oni byli mili podczas tych rozmów. Uprzejmi i szanujący kobiety!). Ostatecznie jednak uciekła z mężem i dziećmi, najpierw do Norwegii, gdzie on i dzieci byli bardzo szczęśliwi w małym norweskim miasteczku, a ona czuła się jak w pułapce, chociaż wciąż działała na rzecz praw afgańskich kobiet, pisała, przemawiała, brała udział w rozmaitych wydarzeniach, choćby występowała w ONZ. Ostatecznie jednak zdecydowała się, mimo protestów rodziny, na emigrację do Kanady.

To najstarsza z bohaterek reportażu Asne Seierstad, autorki z Norwegii, znanej nam już z książki Księgarz z Kabulu. Poznajemy przy okazji historię Afganistanu, burzliwą, ale bardzo przystępnie opowiedzianą – od czasów, kiedy rządzili światli królowie, podejmujące próby reform i szukający wsparcia Zachodu. Gdyby ją opowiedzieć najkrócej to składa się ona z prób modernizacji i liberalizacji oraz kolejnych „kontrrewolucji”. Z szybkiej wymiany rządzących, przeważnie mordowanych przez konkurentów, bywa iż kastrowanych i wieszanych na latarni. Oraz stałych elementów krajobrazu: powierzchownej modernizacji, która nie sięga zwyczajów rodzinnych i dotyczy dużych miast, a z drugiej strony konserwatywnej, tradycyjnej, bardzo religijnej prowincji, skrajnej biedy, analfabetyzmu, wszechobecnej korupcji i nepotyzmu oraz rodowych, plemiennych, etnicznych i religijnych waśni.

Afganistan był monarchią konstytucyjną, demokratyczną republiką, republiką islamską, a w tej chwili jest Islamskim Emiratem Afganistanu i na razie nic nie wskazuje na to, iż istnieją wewnętrzne siły, które mogłyby mu zagrozić, a naciski dyplomatyczne czy ekonomiczne ani światowa opinia publiczna na talibów nie działają.

Drugą bohaterką reportażu jest Ariana, która urodziła się roku 2000, a więc prawie całe życie spędziła w czasach „amerykańskich”. Miłośniczka zachodniego popu i Netflixa. Rodzice popierali jej aspiracje edukacyjne, była zawsze najlepszą uczennicą i udało jej się już za czasów talibów skończyć studia prawnicze. Nie dostała jednak dyplomu, bo dyplomów kobietom się nie wydaje. Rodzice, którzy po zmianie władzy zbiednieli, postanowili wydać ją za mąż, czyli sprzedać. Można powiedzieć, iż miała szczęście, mniej więcej takie, jak zachorowanie na polio – jej przyszły mąż to od lat w niej zakochany, pracujący na uniwersytecie informatyk. Kłopot polega na tym, iż ona go nie kocha, choćby nie lubi, irytuje ją i nudzi. Ale naprawdę mogło być gorzej, mógł to być bogaty analfabeta ze wsi.

Aktywistka Dżamila była i jest silnie związana z lokalną kulturą i islamem, ze wspólnotą, zawsze gotowa pracować na rzecz zmiany. Młodsza kobieta to indywidualistka, ukształtowana w dużej mierze przez zachodnią kulturę, walcząca o osobisty sukces. Jej marzeniem były studia na Zachodzie. Pewno dobrze by się tam odnalazła, inaczej niż Dżamila, ale jest uwięziona w Gileadzie – i nie jest to niestety serial z oczekiwanym happy endem.

Ostatnim prezydentem przed przejęciem władzy przez talibów w 2001 roku był Aszfar Ghani, wykształcony w Stanach Zjednoczonych politolog i doktor antropologii kulturowej. Wykładowca akademicki i pracownik Banku Światowego, gdzie zajmował się rozwojowymi reformami gospodarczymi. Ciekawe, czy już wie, czemu nie da się w Afganistanie doprowadzić do chociażby minimalnego uznania standardów praw człowieka? I wiadomo, iż dotyczy to przede wszystkim kobiet, których sytuacja jest pod każdym względem najgorsza na świecie, także w porównaniu z innymi opresyjnymi islamskimi krajami.

My też często zadajemy sobie takie pytanie i choćby jakoś na nie odpowiadamy – bo kultura, zwyczaje, patriarchat, polityka, religia, ekonomia…. Ale dziś ten kraj to jednak aberracja. Fanatyzm i sadyzm, z jakim gnębione są kobiety, naprawdę trudno pojąć. Inna kultura? Talibowie pojawili się dopiero w 1996 roku, a to, co robią, jest karykaturalną intensyfikacją tego, co występowało w niektórych regionach, ale choćby sto lat temu nie było obowiązkowe w całym kraju.

Słuchaj podcastu „O książkach”:

Spreaker
Apple Podcasts

Kim są mężczyźni, którzy za to odpowiadają? I tu może najciekawszy bohater reportażu, Baszir, talib. O różnych dotkliwych odsłonach kobiecych losów często czytamy, a o talibach, jednostkach, dużo rzadziej. Urodził się w 1987 roku, jego ojca, mułłę, zabili Rosjanie, a on od dziecka marzył o dżihadzie. Uciekł z domu mając czternaście lat, przystał do talibów i został ważnym komendantem. Zabijał, brał udział w porwaniach, szkolił zamachowców-samobójców, prawdopodobnie torturował wrogów – nie o wszystkim chce mówić, ale można się domyślić. Aresztowany przez Amerykanów został przekazany afgańskiej służbie bezpieczeństwa, torturowany, skazany na śmierć spędził w więzieniu trzy lata i został zwolniony w ramach porozumienia z talibami. Po wycofaniu się Amerykanów i upadku rządu Ghaniego żyje dostatnio, ciesząc się powszechnym szacunkiem i przyjmując licznych gości. Dostaje rządową pensję, ma duży dom, w nim dwie żony i zbiera pieniądze na trzecią.

Jest też gromada dzieci, nie tylko jego. Wszystkie uczą się w domu, chłopcy i dziewczynki, od czwartego-piątego roku życia. Uczą się od wschodu słońca do dziewiątej wieczorem z krótkimi przerwami na posiłki i jedną dłuższą, dwugodzinną na zabawę. Najpierw arabskiego alfabetu, potem na pamięć Koranu i jego prawidłowej recytacji, a dopiero potem poznają znaczenie słów i interpretację tekstu. Ale podobno słowo boże i bez zrozumienia przenika do ich dusz. Nauczyciel ma przed sobą skrzynkę, a w niej kije, kable, bat – służą do karania dzieci, które nie uczą się dość gwałtownie lub nie uważają. Jak mówi Baszir, jego też tak uczono, a tortury – używa tego określenia – przyspieszają przyswajanie wiedzy.

Ale przecież to przyzwoity człowiek, dzieli równo noce między żony, które są zadowolone ze swojego życia i zawsze go wspierały, kiedyś produkując proste bomby dla talibskich oddziałów. Może teraz są trochę zaniepokojone nową żoną, ale ona nie będzie mieszkała w tym samym domu. Baszir pomaga swoim dawnym podkomendnym, a choćby kobiecie, którą porzucił zły mąż. Był odważnym wojownikiem walczącym z okupantem, honorowym i lojalnym, religijnym i przestrzegającym boskich praw (tych, które sobie wymyślili). Można powiedzieć, iż jest wzorowym talibem – uważajcie, bo jeszcze go polubicie! Jest bardzo ludzki w tej opowieści, może też dlatego, iż wiemy o jego dawnym życiu tylko tyle, ile zechciał zdradzić. Jednak nie jest szczęśliwy, brakuje mu dżihadu, wojny.

Autorka nie ocenia, pozwala swoim bohaterom i ich rodzinom snuć własne opowieści, a jej reportaż ma adekwatnie powieściową narrację. To pewno sprawia, iż bardzo gładko się to czyta, ale ja chyba wolałabym więcej obecności reporterki i mniej przetworzony literacko tekst. O tym, jak powstawał reportaż i z jakich materiałów i źródeł korzystała, dowiadujemy się dopiero z posłowia.

Idź do oryginalnego materiału