Wstrząsające szczegóły zabójstwa w Białym Dunajcu. „Śmiał się histerycznie, mówił, iż jest bogiem”

news.5v.pl 4 tygodni temu
  • W jednym z pensjonatów w Białym Dunajcu doszło do tragedii. Jak udało się ustalić dziennikarzom Onetu, ojciec zabił syna w drastyczny sposób. Obaj byli gośćmi pensjonatu
  • Gospodyni pensjonatu była zaniepokojona zachowaniem mężczyzny i to ona odkryła zwłoki w jednym z pokoi
  • Wiadomo, iż 45-latek sam miał spędzić noc z młodszymi synami w innym pomieszczeniu. Mężczyzna przeniósł się do niego bez wiedzy właścicieli
  • Więcej podobnych tekstów znajdziesz na głównej stronie Onetu

— W Białym Dunajcu cały czas pracują policyjni technicy i prokuratorzy z Prokuratury Rejonowej w Zakopanem. Na miejscu przebywa, skuty i zamknięty w policyjnym radiowozie także domniemany sprawca zabójstwa. To 45-letni mężczyzna z woj. mazowieckiego — mówi w rozmowie z Onetem prokurator Justyna Rataj-Mykietyn, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Nowym Sączu.

— Dziś raczej nie będziemy przesłuchiwać tego mężczyzny. Został on zatrzymany na 48 godzin. Mamy więc jeszcze czas. Teraz najważniejsze to zabezpieczenie wszystkich śladów tragedii. Sprawca usłyszy zarzuty po przesłuchaniu. Po nim prawdopodobnie złożymy do sądu wniosek o tymczasowy areszt dla niego — dodaje.

Choć rzeczniczka prokuratury nie podaje tego wprost, istnieje także drugi scenariusz, jaki może się zrealizować w najbliższych dniach. Jest bardzo prawdopodobne, iż 45-latek zaraz po przesłuchaniu zamiast do celi w areszcie trafi na oddział zamknięty w szpitalu psychiatrycznym. Wydaje się bowiem, iż jego stan jego może wskazywać, iż cierpi on na zaburzenia psychiczne.

W środę rano reporter Onetu był świadkiem dziwnych zachowań 45-latka. Siedzący w policyjnym radiowozie mężczyzna śmiał się histerycznie, by za chwile zamilczeć, a następnie nagle rzucać bluźnierstwami w kierunku pilnujących go policjantów i mówić im, iż mają mu oni „paść do stóp” i pytać, czy „nie wiedzą, kim on jest”. Określał siebie bogiem.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Zabił i przeniósł się do innego pokoju?

Na irracjonalne zachowanie mężczyzny wskazują też relacje, jakie zebraliśmy w Białym Dunajcu. Okazuje się, iż mężczyzna był już w przeszłości wiele razy gościem pensjonatu stojącego przy ul. Skupniowej. Przez lata przyjeżdżał tu wraz z żoną i dziećmi. Kobieta zmarła jednak dwa lata temu. Owdowiały mężczyzna załamał się. Do dziś miał cierpieć na depresję, o czym mówił gospodarzom obiektu.

Na tegoroczne wakacje mężczyzna wraz z synami w wieku 14, 7 i 4 lata przyjechał we wtorek rano. Przez cały dzień mężczyzna zachowywał się „dziwnie i nie dbał o dzieci”. W środę rano na śniadanie do stołówki ośrodka zszedł tylko z dwoma młodszymi synami.

Tomasz Mateusiak/Onet / Onet

Policjanci badają alkomatem zamkniętego w radiowozie mężczyznę. Wszystko wskazuje, iż 45-latek zabił swojego 14-letniego syna

Gospodyni pensjonatu, znająca tę rodzinę już dość dobrze, zapytała, gdzie jest najstarszy syn. Mężczyzna miał tylko wzruszyć ramionami na znak, iż tego nie wie. Nie odzywał się zbyt dużo. Kobieta zaniepokojona zniknięciem 14-latka poprosiła gościa o klucz do jego pokoju. 45-latek poszedł z nią przed zajmowane przez siebie pomieszczenie, ale nie wszedł do jego środka, tylko wrócił do młodszych synów na stołówkę.

Kobieta do pokoju weszła wraz z innym gościem. Zastali tam makabryczny widok i martwego już nastolatka. Jak ustalił Onet, ratownicy medyczni wezwani na miejsce są przekonani, iż do zgonu chłopca doszło wiele godzin wcześniej. Najpewniej w nocy.

Wiadomo, iż 45-latek sam miał spędzić noc z młodszymi synami w innym pokoju. Zajął go samowolnie, bo wiedział, iż stoi on pusty. Nie wiadomo jednak dlaczego 45-latek zabił swojego syna oraz czy młodsze dzieci widziały samo zdarzenie.

Powyższą relację potwierdza także ojciec właścicielki pensjonatu w rozmowie z „Gazetą Krakowską” i TVN24.

Do młodszych dzieci jadą dziadkowie

Młodsi synowie zatrzymanego 45-latka są bezpieczni. Jak ustalił Onet, przebywają cały czas kilkaset metrów od miejsca tragedii. Są w budynku szkoły podstawowej w pobliskim Gliczarowie Górnym.

— Bawią się z nimi psychologowie, ratownicy medyczni, a także co chwilę dochodzi tam właścicielka tego pensjonatu — mówi w rozmowie z nami Iwona Kiwacka-Majerczyk, dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Społecznej w Zakopanem. — Te dzieci bardzo lubią tę kobietę. Znają ją i jej ufają. Na miejsce jadą już dziadkowie tych dzieci. Oni się nimi zaopiekują. To dobrze, iż chłopcy będą mieli przy sobie kogoś bliskiego i z rodziny. Ci ludzie wstępnie deklarują, iż znajdą nocleg na Podhalu sami. jeżeli nie, to my też im go zaoferujemy. Tak jak każdą inną niezbędną pomoc — dodaje dyrektor.

Idź do oryginalnego materiału