„Cela metr na metr. Osiem lat” – wspomina w wywiadach dziennikarz Abdulkhalik Imran. – Ojciec zginął w jednym z pierwszych bombardowań, miałam 15 lat – mówi mi Loza, uchodźczyni przebywająca w obozie Markazi w Dżibuti. – W 2017 roku siostrzeniec dostał kulę w głowę, gdy stał na progu swojego domu w Taiz – to Ramzi, także uchodźca. – Oddychamy, choć jesteśmy martwi – wzdycha Fatik, dziennikarz, którego najstarszego syna również zastrzelono przy własnym domu.
Dziesięć lat temu na stolicę Jemenu spadły pierwsze bomby koalicji pod wodzą Arabii Saudyjskiej. Zajdyccy rebelianci Huti, wywodzący się z północnej, górzystej prowincji Sa’ada, we wrześniu 2014 roku zajęli Sanę, a potem kolejne połacie kraju. Rząd Jemenu wycofał się na południe, do Adenu, i poprosił Saudów o pomoc. Rebelianci, zaproszeni w styczniu 2015 roku na rozmowy ostatniej szansy do Rijadu, odmówili. Dla saudyjskiego następcy tronu i de facto władcy kraju był to poważny afront, zaś coraz większe wsparcie dla rebeliantów ze strony Iranu jawiło się wręcz jako wezwanie do działania.
„Czy to Amerykanie próbują nas zabić?”
Wszystko miało potrwać najwyżej dwa tygodnie. Saudyjska armia, jedna z najlepiej wyposażonych na świecie, w koalicji m.in. z USA, Wielką Brytanią i Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi. Po drugiej stronie górale w klapkach, wielu niepiśmiennych. Ogromne wydatki na broń przyniosły tylko zniszczenia i prawie pół miliona ofiar.
Bombardowano domy, meczety, kondukty pogrzebowe, orszaki weselne, szkoły, szkolne autobusy. Często przeprowadzano tzw. podwójne naloty – jeden, a nieco później, gdy na miejsce spieszyli ludzie z pomocą, kolejny. Tak było w październiku 2016 roku, podczas ataku na halę w Sanie, w której organizowano uroczystości pogrzebowe.
Po kilku latach wojny sytuację w Jemenie uznano za największą katastrofę humanitarną na świecie. Epidemia cholery dotknęła ponad 2 miliony osób. Teraz choroba powraca. Ostra biegunka i błyskawiczne odwodnienie, które jest w stanie zatrzymać kartonik polskiego leku za kilkanaście złotych. Brakuje nieskażonej wody pitnej. Ponad 17 milionów ludzi nie ma do niej dostępu. Panuje głód. Kraj od 2017 roku był objęty saudyjską blokadą, więc pomoc humanitarna docierała w bardzo ograniczonym zakresie. Huti uprowadzili wielu miejscowych pracowników WFP czy Save the Children. Kilku zabili. Podczas regularnych nalotów na mieszkania konfiskują laptopy – świadectwo ukończenia kursu językowego czy podziękowanie za pracę dla zagranicznej organizacji traktują jako dowód szpiegostwa dla CIA i Mosadu.
Wiele dzieci wciąż chowa się pod kocem, słysząc nadlatujący samolot. Pytają: „to lecą Amerykanie, żeby nas zabić?”. w tej chwili tylko Stany Zjednoczone bombardują Jemen – w odwecie za ataki Hutich na izraelskie statki. Brytyjczycy zapewniają jedynie tankowanie w powietrzu. Ansar Allah – jak wolą być nazywani rebelianci – na kilkanaście miesięcy, od listopada 2023 roku do początku 2025 roku, sparaliżowali żeglugę na Morzu Czerwonym, przedstawiając swoje działania jako wsparcie dla Palestyny.
W obronie Palestyny lub za policyjną teokrację
W styczniu 2025 roku zawarto porozumienie o zawieszeniu broni. Gdy Izrael wstrzymał dopływ pomocy humanitarnej do Gazy, Huti zapowiedzieli wznowienie ataków. Stany Zjednoczone wykonały ruch wyprzedzający i rozpoczęły bombardowania, wymierzone głównie w miasta: Sana, Sa’ada, Hudajda. Celem mają być nie tylko składy broni czy infrastruktura wojskowa, ale także sami przywódcy rebeliantów. Zabudowa jest jednak gęsta. Cztery uderzenia w jeden dom, dwadzieścia innych ucierpiało.
Pośród ofiar i rannych jest wiele dzieci. Podczas pierwszego tygodnia amerykańskich nalotów Huti stracili 69 bojowników. Co jakiś czas pojawia się informacja, iż zginął któryś z liderów ruchu. Ale choćby gdyby zabito najwyższego przywódcę, zastąpi go ktoś z rodziny – tak jak on zastąpił swojego brata w 2004 roku. U zajdytów (islamska sekta, do której należą Huti) władza nie musi przechodzić z ojca na syna, może na przykład z brata na brata. Jeśli, tak jak oni, wywodzą się od proroka Mahometa, mają nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek sprawować władzę.
Od 7 października 2023 roku tak się właśnie pozycjonują – jako przywódcy całej społeczności muzułmańskiej ummy. To oni powinni rządzić w Mekce i Medynie. Czasem słyszy się też o Stambule. Ich przodkowie stali na czele imamatu przez prawie tysiąc lat (964–1962). Im marzy się teokracja, ale policyjna. Więzienia pełne ludzi uznawanych za przeciwników politycznych i rozbudowany aparat kontroli już mają.
Eksperci są zgodni – Ansar Allah to dla większości z nas zjawisko trudne do zrozumienia. Elastyczność, zdolność przystosowania się do nowych warunków i umiejętność zarabiania na wszystkim. Poszukiwanie nowych sojuszy. Iran słabnie, to trzeba zwrócić się w stronę Rosji, Chin, Al-Szabab, piratów z Puntland, Al-Kaidy, proirańskich bojówek w Iraku. Ogromna tolerancja dla ofiar śmiertelnych, także we własnych szeregach. Gdy ktoś zginie, zostaje pochowany jako męczennik, zrekrutuje się kolejnych.
Huti przyznają, iż tylko w 2024 roku w ramach letnich obozów poddali szkoleniom wojskowym ponad półtora miliona dzieci. Chłopcy i dziewczynki uczą się podkładać miny, także w szkołach. Rebelianci mają czas. Szykują kolejne pokolenia. Wiedzą, iż w tej chwili nie mają w kraju wielkiego poparcia – choć można odnieść inne wrażenie, widząc setki tysięcy ludzi uczestniczących w jemeńskich marszach solidarności z Palestyną. Poparcie dla Palestyny zawsze było i jest tutaj wysokie. Kto lepiej zrozumie głodnych i wysiedlanych, niż mieszkańcy oblężonego Taiz czy wewnętrzni uchodźcy, których w Jemenie jest ponad 5 milionów? Jednak wiele osób uczestniczy w wiecach, bo musi. Inaczej nie dostaną paliwa do kuchenek gazowych, tak zwanych koszy (zestawów podstawowych produktów spożywczych, jak mąka, ryż, cukier, olej), czy pieniędzy na czesne dla dzieci.
Zrozumieć przeciwnika
Gdy Huti zaprzestali ataków na Morzu Czerwonym, skupili się na przygotowaniu kolejnej ofensywy na Marib – prowincję bogatą w złoża gazu i ropy, pozostającą w rękach sił rządowych. Rząd, by utrzymać Marib i odciąć Ansar Allah od dochodów z ceł w portach Hudajda, Salih i Ras Isa, musi otrzymać wsparcie na lądzie. Nieszkolona i niewspierana z zewnątrz od 2015 roku armia rządowa sama tego nie zrobi.
– Gdy myślisz, iż zaczynasz rozumieć jedną czy dwie warstwy tego niezwykle złożonego konfliktu, natychmiast pojawiają się kolejne – mówi dra Elizabeth Kendall, szefowa Girton College Uniwersytetu w Cambridge, badaczka poezji i propagandy dżihadystów. Tymczasem prezydent Trump zapowiada wzmożenie ataków na Jemen. Ansar Allah odpowiada tym samym – będziemy atakować Izrael i amerykańskie lotniskowce na Morzu Czerwonym. Huti nie znają innej rzeczywistości niż wojenna. Eskalacja konfliktu wpędzi w skrajne ubóstwo kolejne miliony ludzi – wówczas łatwiej ich będzie rekrutować i radykalizować. Już teraz, po niedzielnych bombardowaniach Hudajdy, przybywa piszących w mediach społecznościowych, iż „Ameryka to matka terroryzmu”. Zachód wciąż jest daleko od zrozumienia swego przeciwnika, nie mówiąc o pokonaniu go.