Obietnice szybkiego zysku i „rządowych programów” inwestycyjnych zalewają europejskie media społecznościowe. Za filmami z politykami i celebrytami stoją jednak nie instytucje publiczne, ale zorganizowane grupy przestępcze. Czy unijny akt o usługach cyfrowych rzeczywiście chroni obywateli przed finansową katastrofą?
Zaczyna się niewinnie — minister obrony Niemiec Boris Pistorius w nagraniu na Facebooku zapewnia, iż nowy program rządowy zagwarantuje zyski każdemu obywatelowi. W Irlandii polityk Heather Humphreys zachęca do inwestowania w platformę Quantum AI, która ma zapewnić „niezależność finansową” rodzinom. Oba nagrania łączy jedno: są fałszywe. Żadne z tych osób nie wypowiedziało słów, które słyszymy — to produkty zaawansowanego klonowania głosu i obrazu, przygotowane przez cyberprzestępców.
Za takimi filmami kryją się rozbudowane schematy oszustw inwestycyjnych, które wykorzystują sztuczną inteligencję, spreparowane portale informacyjne i fikcyjne rekomendacje. Kliknięcie w reklamę uruchamia lawinę kontaktów z „doradcami finansowymi”, którzy namawiają do wpłat — od kilkuset do setek tysięcy euro. Dopóki „inwestor” widzi na ekranie zyski, nie podejrzewa, iż to wirtualna fikcja. Prawda wychodzi na jaw dopiero przy próbie wypłaty.
Skala zjawiska: miliardy w wirtualnej próżni
Według unijnej komisarz ds. technologii Henny Virkkunen, Europejczycy tracą rocznie ponad 4 mld euro na fałszywe reklamy finansowe. W samej Irlandii ofiary oddały oszustom ok. 100 mln euro od 2021 r., a w Portugalii policja prowadzi ponad 3 tys. postępowań dotyczących kryptowalutowych schematów.
Zjawisko nie jest już marginalnym problemem cyberprzestępczości. Europol alarmuje, iż oszustwa finansowe osiągnęły „bezprecedensową skalę”, a grupy przestępcze, które dawniej zajmowały się handlem narkotykami czy bronią, coraz częściej przerzucają się na „cyfrowe inwestycje”. Norweski prokurator Andre Hvoslef-Eide ostrzega wręcz, iż dochody z oszustw zastąpiły w niektórych sieciach zyski z handlu narkotykami.
W Niemczech prokuratorzy przyznają, iż w jednym tylko kraju straty sięgają miliardów. Spraw jest tak wiele, iż śledczy muszą wybierać te z najlepiej udokumentowanymi dowodami. W Irlandii liczba zgłoszeń wzrosła o 21 proc. w zaledwie trzy miesiące, a straty ofiar sięgają dziesiątek milionów euro.
Strażnicy sieci z zawiązanymi rękami
Unia powołała system tzw. trusted flaggers — organizacji zgłaszających nielegalne treści na podstawie aktu o usługach cyfrowych (Digital Services Act, DSA). W teorii mają one „priorytetowy” dostęp do kanałów kontaktu z platformami. W praktyce jednak narzędzie to okazuje się dalece niewystarczające.
Valentine Auer z wiedeńskiego Instytutu Telekomunikacji opisuje, jak codziennie tropi tysiące fałszywych reklam na Facebooku i
. „Jeśli zgłosimy kilka, znikają w ciągu dni. Ale przy większej liczbie Meta przestaje odpowiadać” — mówi. Co więcej, raport może obejmować tylko 20 linków naraz, co przy skali problemu czyni proces niemal bezużytecznym.
Podobne doświadczenia mają flaggerzy z Litwy i Grecji. Debunk EU w ciągu kilku miesięcy zidentyfikowało ponad milion podejrzanych reklam, które obejrzano aż 1,4 mld razy. Zgłoszenia jednak giną w biurokratycznym chaosie, a treści często pozostają online tygodniami.
Giganci w roli niechcianych pośredników
Meta, właściciel Facebooka i Instagrama, deklaruje walkę z oszustwami i zakazuje w swoich regulaminach „deceptive claims”. Jednak rzeczywistość mówi co innego. Zgłoszone reklamy pojawiają się ponownie w nieco zmienionej wersji, a system moderacji często działa automatycznie, bez udziału człowieka.
Z 250 mln użytkowników miesięcznie w samej Europie, Meta jest największym pośrednikiem reklamowym w regionie, a przychody z reklam stanowią 98 proc. jej globalnych zysków. W 2024 r. koncern chwalił się, iż jego reklamy przyniosły europejskiej gospodarce „213 mld euro wartości dodanej”. W tym samym czasie tysiące obywateli traciły oszczędności życia przez sponsorowane posty z fałszywymi twarzami polityków i miliarderów.
Problem nie dotyczy wyłącznie Mety. Dopiero w 2024 r. Google wprowadził w Irlandii obowiązek weryfikacji reklamodawców publikujących treści finansowe. Efekt? Spadek liczby oszustw na jego platformach, ale równoczesny ich wzrost na Facebooku. Meta takiej weryfikacji w Unii wciąż nie wymaga — w przeciwieństwie do Wielkiej Brytanii, Indii czy Australii.
DSA: europejski akt bez zębów?
Wprowadzony w 2022 r. akt o usługach cyfrowych miał być przełomem w regulacji Big Tech. Przewiduje kary do 6 proc. globalnych przychodów za naruszenia. Jednak jego najważniejszy zapis — brak ogólnego obowiązku monitorowania treści — de facto chroni platformy przed odpowiedzialnością.
Idea była szlachetna: uniknąć nadmiernej cenzury i chronić wolność słowa. W praktyce oznacza to, iż platformy nie muszą aktywnie usuwać nielegalnych treści, dopóki nie zostaną im one zgłoszone. A gdy już są — reagują po fakcie. „To bezużyteczne” — ocenia Paul O’Brien z Banku Irlandii. — „Użytkownik, który stracił pieniądze, rzadko pamięta konkretną reklamę, a sprawa jest nie do odtworzenia po miesiącach.”
Banki i organizacje konsumenckie postulują więc zmiany w innych aktach prawnych, np. w unijnym rozporządzeniu o usługach płatniczych, by wymusić obowiązkową weryfikację reklamodawców. Komisja Europejska na razie nie podjęła decyzji, a państwa członkowskie i Parlament nie forsują tego rozwiązania.
Europejska walka z wiatrakami
Z perspektywy praktyków, system zaufanych sygnalistów to plaster na otwartą ranę. Przy 46 aktywnych organizacjach w 17 krajach Unii, z których tylko część zajmuje się oszustwami finansowymi, trudno mówić o skutecznej prewencji.
Tymczasem przestępcy korzystają z automatyzacji i sztucznej inteligencji, by tworzyć dziesiątki wersji jednej reklamy, uruchamiając je na kilka godzin, zanim zdążą zostać wykryte. Po usunięciu — wracają z drobnymi modyfikacjami.
„Meta technicznie potrafi zatrzymać te reklamy. Gdy ten sam obraz wrzuci użytkownik prywatnie, system go blokuje. Ale jako płatny post – działa dalej” — mówi Auer. Trudno o bardziej wymowny przykład, iż w cyfrowym ekosystemie „biznes wciąż stoi przed bezpieczeństwem”.