Werbownik dżihadu. Przemycał ludzi przez polsko-białoruską granicę

3 miesięcy temu

Piętnaście lat więzienia – taka łączna kara grozi Ahmedowi A. – obywatelowi Syrii, którego lubelska prokuratura podejrzewa o to, iż stworzył międzynarodowy gang zajmujący się przerzutem ludzi przez polsko-białoruską granicę. Jednak kilka lat jego działalności to nie jest historia zwykłego gangu przemytników, jakich wiele działa na wschodnich rubieżach Unii Europejskiej. W tej historii są ogromne pieniądze (prawie pół miliarda dolarów), związki z rosyjskimi i białoruskimi służbami specjalnymi, finansowanie organizacji terrorystycznych i… tworzenie dla nich struktur w państwach europejskich. Także w Polsce.

Poważne zarzuty

Była środa 10 lipca 2024 r. Na przejście graniczne w Zgorzelcu, od strony zachodniej podjechał mikrobus na cywilnych numerach rejestracyjnych. Z jego wnętrza wyprowadzono skutego kajdankami Ahmeda A. – obywatela Syrii, którego 6 czerwca Wyższy Sąd Krajowy w Naumburgu prawomocnie zdecydował się wydać stronie polskiej. Na A. po stronie polskiej czekali już funkcjonariusze lubelskiego oddziału Straży Granicznej. Wypełnianie dokumentów zajęło kilkanaście minut. Potem zamaskowani komandosi odebrali A. od niemieckich kolegów, wprowadzili do furgonetki i ruszyli na wschód, w stronę Warszawy i Lublina. Następnego dnia w tym ostatnim mieście A. stanął przed prokuratorem, który odczytał mu zarzuty i skierował do lubelskiego sądu wniosek o tymczasowe aresztowanie. Po kilkudziesięciu minutach sędzia przychylił się do wniosku prokuratury i Ahmed A. trafił za kratki. Pozostanie tam co najmniej do połowy października.

Lubelski zamiejscowy wydział Prokuratury Krajowej postawił A. cztery zarzuty: kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, przemyt ludzi, finansowanie terroryzmu i oszustwa. Ale nie to było najgroźniejsze.

Ojciec Noah

Szczegóły działalności Ahmeda A. znane są dzięki wspólnemu śledztwu Straży Granicznej, lubelskiej prokuratury i niemieckiej policji. A. kazał swoim ludziom tytułować się Abu Noah. Abu w języku arabskim oznacza ojciec. Z kolei Noah to męskie imię, odpowiednik Noego. Ponoć pseudonim wziął się stąd, iż A. – jak biblijny Noe – ratował swoich braci z biednych państw arabskich, oferując im lepsze życie w zachodniej Europie. A. mieszkał na stałe w Niemczech, ale gangiem kierował poprzez trzech zaufanych ludzi. Jeden – imieniem Muhammed – rezydował w Warszawie, drugi w zachodniej Ukrainie, a trzeci na Białorusi. Każdy z nich odgrywał swoją rolę. Pomocnik z Ukrainy koordynował pracę tzw. werbowników, czyli osób, które w biednych krajach arabskich znajdywały kandydatów na imigrantów. Odbywało się to pocztą pantoflową oraz przez kontakty w lokalnych społecznościach i na bazarach. Kandydat musiał zgromadzić kwotę kilku tysięcy euro (zapożyczał się u krewnych). Pierwszą część płatności regulował z góry – za kilkaset euro otrzymywał wizę umożliwiającą mu wjazd na terytorium Białorusi. Wydawała ją firma zarejestrowana na Białorusi, zajmował się tym właśnie lokalny pomocnik Ahmeda A. Czy taki proceder mógłby mieć miejsce bez zgody białoruskiego KGB? Wątpliwe.

Potem, z wizą wbitą do paszportu, kandydat na mieszkańca Europy musiał na własny koszt dolecieć do Mińska. Tam z lotniska odbierał go umówiony człowiek i zawoził do domu na przedmieściach. Tutaj był czas na wypoczynek przez dwa – trzy dni i następnie transport do polskiej granicy. Tam rozpoczynał się najważniejszy etap: nielegalne wejście na terytorium Polski (często pod osłoną nocy).

W trakcie śledztwa wyszło na jaw, iż na tym etapie przemytnikom „ojca Noego” pomagali Polacy i Ukraińcy. Ich zadaniem było obserwowanie miejsc nielegalnego przerzutu i informowanie na bieżąco o patrolach Straży Granicznej. Takich szlaków przemytu było kilka, ich dokładna lokalizacja pokazuje, iż wytyczył je ktoś, kto doskonale wiedział, gdzie znajdują się noktowizory i kamery polskich pograniczników. Dzięki tej wiedzy i grupie „obserwatorów” udawało się uniknąć strażników i wprowadzić na terytorium Polski 5 – 10 osób dziennie.

W umówionym miejscu na imigrantów czekali kierowcy mikrobusów: Polacy i Ukraińcy. Zabierali ich do granicy niemieckiej i dalej do Berlina. Tam kończyły się „usługi” gangu. Świeżo upieczony imigrant musiał sobie dalej radzić sam.

Seria wpadek

Biznes Ahmeda A. zaczął się sypać z błahego powodu: niemieckie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zarządziło weryfikację wszystkich osób wjeżdżających na terytorium Republiki Federalnej. Tuż za punktem granicznym na autostradach ustawiono zwężenia, a umundurowani funkcjonariusze kierowali wszystkich na parking na dodatkową kontrolę dokumentów. I wówczas okazywało się, iż w niejednym mikrobusie podróżują osoby, które na terytorium Unii Europejskiej znajdują się nielegalnie. Niechcianych pasażerów zatrzymywano i umieszczano w ośrodkach deportacyjnych.

Tam rozpoczynały się znowu serie przesłuchań. Pogranicznicy chcieli się dowiedzieć, w jaki sposób konkretna osoba wjechała nielegalnie do Polski. Dzięki temu udało się poznać przemytnicze szlaki. Ale nie tylko. Okazało się, iż proceder przemytniczy rozwija się w najlepsze i wielu z tych, którzy już się dostali do Europy, opłaca przemyt dla swoich krewnych i przyjaciół. Gang Ahmeda A. otworzył choćby w tym celu specjalne konto w kryptowalutach.

Szokujące odkrycie

Prokuratorom udało się poznać historię operacji na wspomnianym koncie kryptowalutowym. Rzeczywiście osoby zainteresowane przerzuceniem krewnych wpłacały tam kwoty od kilku do kilkunastu tysięcy euro. Jednak najbardziej zdumiewające okazało się co innego. Analiza kryptowalutowa pozwoliła powiązać przedmiotowe konta z klastrami identyfikowanymi jako konta Hezbollahu oraz palestyńskiego dżihadu – mówi Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Krajowej. Przypomnijmy, iż Hezbollah (oznacza Partia Boga) to założona w Libanie w 1982 r. organizacja uznawana przez USA za terrorystyczną. Jednym z jej celów jest zniszczenie Izraela.

Analiza przepływów pieniężnych między kontami kryptowalutowymi a bankowymi wykazała również, iż drugim beneficjentem środków był Palestyński Islamski Dżihad – organizacja również uznana przez Zachód za terrorystyczną, odpowiedzialna za wiele krwawych zamachów na terenie Izraela. Skrupulatna analiza kont i przelewów wykazała, iż w ciągu dwóch lat grupa Ahmeda A. zasiliła obie organizacje terrorystyczne kwotą około 30 milionów dolarów.

Tajny raport

Dlaczego przemytnicy działający na polsko-białoruskim pograniczu wspierali finansowo dwie organizacje nienawidzące Izraela i nawołujące do jego zniszczenia? Pierwsza teza jest taka, iż wynikało to z popularności Hezbollahu i poparcia dla jego działalności. Organizacja, niezależnie od działalności terrorystycznej, wspiera finansowo szpitale w Syrii i Libanie, zapewniając opiekę medyczną osobom potrzebującym.

Jednak druga teza wyłania się z raportu Bundeskriminalamt. To specjalna jednostka niemieckiej policji zajmująca się zwalczaniem zorganizowanej przestępczości. Niemieccy policjanci przesłuchiwali szczegółowo nie tylko zatrzymanych imigrantów, ale także osoby im pomagające, wchodzące w skład szajki Ahmeda A. Osoby te później dokładnie prześwietlano i sprawdzano ich wzajemne relacje, korespondencję prowadzoną za pośrednictwem telefonów i komunikatorów internetowych oraz popularnych portali społecznościowych. Tak zidentyfikowano kilkudziesięciu obywateli Syrii i Libanu, przemyconych przez „ojca Noego” do Europy, którzy byli związani z Hezbollahem lub Palestyńskim Islamskim Dżihadem. Okazało się, iż niemieckie służby znają ich z powodu radykalnej działalności islamskiej. Niemieccy analitycy doszli do wniosku, iż najprawdopodobniej ludzie ci wjeżdżali do Europy po to, aby tworzyć tutaj komórki radykalnych islamskich organizacji.

Czy był to pierwszy krok do przygotowania serii zamachów terrorystycznych? Być może odpowiedzi na to pytanie dostarczy proces Ahmeda A., który rozpocznie się przed Sądem Okręgowym w Lublinie. Funkcjonariusze Straży Granicznej ustalili, iż od marca 2021 r. do listopada 2023 r. grupa, którą kierował Syryjczyk, zorganizowała przerzut z Białorusi do Polski i innych państw Europy Zachodniej nie mniej niż 3500 osób, głównie z Syrii, Jemenu i Iraku – mówi kapitan Dariusz Sienicki z Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej.

Idź do oryginalnego materiału