W pułapce programu Czyste Powietrze. Muszą oddać krocie

7 godzin temu

Dla pani Joanny z okolic Korycina na Podlasiu skorzystanie z dofinansowania z programu Czyste Powietrze było jedyną możliwością na modernizację domu. Dziś Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska wzywa ją do zapłaty prawie 60 tysięcy złotych, mimo iż żadna modernizacja się nie odbyła. Poszkodowanych jest znacznie więcej. Materiał "Interwencji".

- Czuję się, jakbym była złodziejką i nie mogę się z tym pogodzić. 60 tysięcy zł to nie są żarty. Kwota jest ogromna, naprawdę. Straciłam zaufanie do tej firmy, bo tak się nie traktuje ludzi… – mówi Joanna Suchocka, która skorzystała z programu Czyste Powietrze.

W takie samej sytuacji jest pan Andrzej Marchel - podlaski rolnik. On też dostał wezwanie do zapłaty zaliczki - ponad 50 tysięcy zł - na modernizację domu. Problem w tym, iż żadne prace nie zostały wykonane, a rolnik wypłaconych pieniędzy choćby nie widział. Bo one trafiły na konto wykonawcy.

- Pieniądze są w firmie i nie mam pojęcia, jak to się rozstrzygnie. Nie mam 50 tysięcy zł, żeby zapłacić – przyznaje.

Miała być modernizacja. Wykonawca nie przeprowadził prac, płacić jednak trzeba

Mężczyzna tłumaczył urzędnikom, iż wykonawca nie przeprowadził w jego domu żadnych prac.

- W Funduszu mi powiedziano, iż ich to nie obchodzi, bo ja jestem beneficjentem, a oni pieniądze dali i miało być zrobione. Mam teraz oddawać pieniądze, których w ogóle nie miałem – dodaje.

ZOBACZ: Mówili, iż nie było go na pogrzebie Oskarka. "Interwencja" pokazuje nagranie

Wszystkie te osoby podpisały umowy na modernizację domów z firmą z okolic Sieradza. Firma pobrała zaliczki z Wojewódzkich Funduszy Ochrony Środowiska na poczet prac, ale robót choćby nie zaczęła albo nie skończyła. Osób, które czują się poszkodowane, jest coraz więcej.

- Nagle nastała cisza, telefony umilkły. Wówczas zorientowałam się, iż coś jest nie tak. Mi nie chodzi już o moje pieniądze, tylko o te z Funduszu. Pan z Funduszu stwierdził, iż oni wiedzą o tej sytuacji, iż już ludzie zgłaszali to wcześniej. Okazało się, iż moje pieniądze z pierwszej transzy - 68 tysięcy zostały wypłacone tej firmie w marcu i już się nic nie da robić. To ja jestem niby winna, iż podpisałam tę umowę - opowiada Anna Komar.

WFOŚ żąda pieniędzy. "Beneficjenci" rozkładają ręce

Dlaczego to beneficjenci programu muszą ponosić koszty, skoro nie widzieli transz z Funduszu i nie wykonano w ich domach żadnych prac?

- Ci beneficjenci niestety podpisali umowę. Bierzmy pod uwagę, iż umowa jest zawarta między beneficjentem, czyli potencjalnym panem Kowalskim a wojewódzkim Funduszem. W tej umowie pan Kowalski się zobowiązuje do tego, iż zostanie zrealizowana prawidłowo inwestycja i bierze na siebie pełną odpowiedzialność za fundusze, które są wydatkowane. Każdy z tych beneficjentów, zanim wypłacono jakąkolwiek złotówkę, dostał informację, w jakiej wysokości będzie zaliczka wypłacona temu wykonawcy i czy on przez cały czas zdaje sobie z tego sprawę, iż odpowiedzialność jest po jego stronie – odpowiada Robert Gajda, zastępca prezesa zarządu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.

Reporter: Odpowiedzialność za podpisanie tej umowy spada na beneficjentów...

Robert Gajda: Niestety, tak.

Reporter: Firmy są tutaj chronione?

Robert Gajda: Nie do końca. My też przyglądamy się firmom, zostało złożone doniesienie do prokuratury przez Narodowy Fundusz. Wojewódzkie Fundusze również składają doniesienia do prokuratury, każdy przypadek jest indywidualnie rozpatrywany.

- Wpłaciłem koło 50 tysięcy zł, 30 tysięcy wkładu własnego, plus 12 na poczet VAT-u. Fundusz przelał niecałe 60 tysięcy zł. Czyli łącznie to 110 tysięcy zł – wylicza straty Artur Komar.

Firma zapewnia: Nie jesteśmy złodziejami

Ekipa "Interwencji" udała się do siedziby firmy na umówione tydzień wcześniej spotkanie. Chciała dowiedzieć się, skąd zwłoka w realizacjach i gdzie są pieniądze pobrane z Funduszy.

- Jestem właścicielem, nazywam się Adrian Górzny, stoję tutaj przed państwem z bardzo ważnym komunikatem. Moi drodzy, nie jesteśmy złodziejami, robimy wszystko, aby z obecnej sytuacji wybrnąć. Zdajemy sobie sprawę, iż jest to mało komfortowe i nie dotrzymaliśmy wszystkich umów, tak jakbyśmy sobie życzyli. Podkreślam: robimy wszystko, co w naszej mocy, aby z tej sytuacji wybrnąć. Po to jest nam potrzeba restrukturyzacja i kroki prawne, aby wszystkie nasze zobowiązania pospłacać, natomiast mam jedną, bardzo istotną informacje i apel do wojewódzkich Funduszy oraz do Narodowego Funduszu, do zarządu: zacznijcie nam płacić, to problem będzie dużo mniejszy – mówi Adrian Górzny.

ZOBACZ: "Interwencja" ujawniła dramat rodziny z Warszawy. Nowe oświadczenie policji

- Problemem jest ilość składanych wniosków o rozliczenie płatności. Okres rozpatrywania każdego z tych wniosków się bardzo wydłużył. Wynika to przede wszystkim z dwóch przyczyn: przede wszystkim z zawyżania kosztów przez wykonawców, w tym wypadku jest coraz więcej kontroli prowadzonych przez wojewódzkie Fundusze, choćby też po takich doniesieniach, iż mamy nieprawidłowości u danego wykonawcy, to też staramy się jak najwięcej umów tego wykonawcy zbadać, a ilości kadrowe są ograniczone – wyjaśnia Robert Gajda, zastępca prezesa zarządu NFOŚiGW.

Reporterzy wrócili następnie do rozmowy z właścicielem firmy, która miała realizować termomodernizację domów. Co mają zrobić beneficjenci, ludzie, którzy dostali wezwana do zapłaty, a u których prace nie zostały wykonane?

Adrian Górzny: My jako firma mierzymy się z gigantycznymi zatorami, jeżeli chodzi o wypłatę środków należnych nam po realizacji, przy skali naszego biznesu jest to ponad 1400 klientów zrealizowanych, za których nie mamy rozliczonych środków, mówimy o drugiej transzy wypłaconych przez wojewódzki Fundusz. Tutaj jest przyczyna zatoru.

Reporter: Pan mówi o swoich problemach, swojej firmy, ale co to obchodzi Kowalskiego, który ma teraz do zapłaty np. 60 tysięcy zaliczki przekazanej panu na realizacje jego inwestycji? To co on ma zrobić?

Adrian Górzny: Tak jak mówię: robimy wszystko, aby z tej sytuacji wybrnąć.

- Bardzo dużo ludzi jest pokrzywdzonych, muszą oddawać te pieniądze, a nie mają skąd, a odsetki lecą. Za jakiś czas przyjdzie komornik i może dom zabrać – podsumowuje Andrzej Marchel.

Materiał wideo "Interwencji" można obejrzeć TUTAJ.

WIDEO: Kontrole na granicy z Niemcami. Mateusz Morawiecki nie przebierał w słowach
Idź do oryginalnego materiału