Ukradziono jej obrazy. Kuriozalna reakcja prokuratury

1 tydzień temu

Maja Gajewska straciła swoje trzy obrazy, które były eksponowane w centrum handlowym w Krakowie. Bogdan K. najpierw stwierdził, iż je sprzedał, a później, iż oddał wierzycielowi, by spłacić swoje długi. To tłumaczenie wystarczyło śledczym, by… umorzyć postępowanie. Sprawa ciągnie się już dwa lata. Długi Bogdana K. mogą być o wiele większe. Materiał "Interwencji".

Maja Gajewska spod Oławy jest utytułowaną malarką. W kwietniu 2022 roku oddała w komis Bogdanowi K. osiem obrazów, które były eksponowane wraz z ekskluzywnymi meblami w jednym z centrów handlowych w Krakowie. Trzy obrazy zostały sprzedane, jednak artystka do dzisiaj nie otrzymała za nie pieniędzy.

Wziął trzy obrazy i nie zapłacił ani grosza

- Pan się tłumaczył kontrolą z urzędu skarbowego, iż troszeczkę mu się zastopowało w działalności, ale w najbliższym czasie - zawsze to było w czwartek - na pewno wyjdzie przelew. To była kwota 6300 zł za trzy obrazy. W grudniu stwierdziłam, iż za dużo było tych czwartków, w których miał nastąpić przelew i złożyłam zawiadomienie na policji o popełnieniu przestępstwa przywłaszczenia obrazów - opowiada Maja Gajewska.

ZOBACZ: Spłacają kredyty i nie mają gdzie mieszkać. Deweloper ma długi

Prokuratura Rejonowa w Oławie sprawa umorzyła. Po zażaleniu wznowiła, potem zawiesiła, a następnie przekazała do prokuratury w Krakowie. Na koniec sprawa ponownie trafiła do Oławy. Śledczy po raz kolejny przesłuchali podejrzanego i w czerwcu tego roku sprawę ponownie umorzyli, mimo iż jego wyjaśniania znacznie się różniły.

- Pan Bogdan w pierwszych zeznaniach stwierdził, iż sprzedał trzy obrazy, choćby mam to udokumentowane w jego mailu do policji. Jest jasno napisane: sprzedałem trzy obrazy, w ciągu najbliższych paru tygodni rozliczę się. To był grudzień 2022 roku. Rozliczenie przez cały czas nie nastąpiło, a mamy końcówkę 2024 roku - zaznacza Maja Gajewska.

Ukradł obrazy - prokuratura umarza kolejne sprawy

Później pojawiła się inna wersja. - W toku tego dochodzenia wykazano, iż podejrzany rozliczył się z inną osobą, wobec której miał dług, przekazując jej obrazy należące do pokrzywdzonej. Nie otrzymał za to żadnych pieniędzy, ponieważ to było takie rozliczenie na zasadzie: przekazuję obrazy i tamto zadłużenie mam zamknięte - informuje Karolina Stocka-Mycek z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.

Czy to znaczy, iż wówczas Bogdan K. nie ma zadłużenia wobec artystki, która straciła obrazy?

- Prokurator uznał, iż to nie jest przestępstwo, iż te kwestie powinny strony rozstrzygnąć na drodze postępowania cywilnego - odpowiada prokurator Karolina Stocka-Mycek.

- Czyli ktoś mnie okrada i według prokuratury nie ma czynu zabronionego - komentuje Maja Gajewska.

ZOBACZ: Operowali nowoczesnym robotem. Nie żyje matka dziewięciorga dzieci

- Prokurator, który nadzorował to postępowanie, po analizie dokumentacji zeznań pokrzywdzonych i wyjaśnień podejrzanego, bo panu Bogdanowi K. postawiono zarzut z art. 284 paragraf 2 kk, uznał, iż mimo wszystko jest brak podstaw do skierowania aktu oskarżenia - dodaje prokurator Karolina Stocka-Mycek.

Dziennikarze "Interwencji" szukali Bogdana K. pod adresem podanym w KRS-ie, gdzie miały siedziby trzy jego spółki. Także ta, z którą malarka zawarła umowę komisową na obrazy.

Pracownik budynku: Nie ma takiej firmy już dwa lata.

Reporter: Robimy reportaż, jesteśmy z Interwencji. Szukam pana K., bo trochę pieniędzy ludziom jest winien, państwu może też jest winien?

Pracownik: Też. Wszystkim jest winien pieniądze.

Reporter: Bo w KRS-ie cały czas jest ten adres.

Pracownik: Tak, bo go nie wymienia. To jest taki bajarz, chował ojca, drugi raz go chował, trzeci raz. Zawsze ma jakieś wypadki, szpital...

Pełny materiał "Interwencji" dostępny jest TUTAJ.

Oszustwa na kilkaset tysięcy

Bogdan K. odebrał telefon od reportera "Interwencji", wyjaśnił swoje postępowanie, umówił się choćby na rozmowę, ale tuż przed spotkaniem zmienił zdanie.

W przesłanym nam oświadczeniu przekazał:

"Potwierdzam, iż spółka ma zobowiązania jednej zaległej płatności wobec wyłącznie jednego komisanta z tytułu sprzedaży jego pracy, co nigdy nie było negowane przez spółkę."

Poszkodowana przez Bogdana K. jest też znana krakowska galeria mebli.

ZOBACZ: Szuka jej cała Polska. Rodzina wskazuje na jeden trop

- Pan Bogdan nie uregulował żadnego czynszu, również rachunku za media. Ja jestem w tej galerii 2,5 roku. Były szczątkowe wpłaty spowodowane moimi naciskami. Myślę, iż z odsetkami jest nam winien z pół miliona zł. Próbowaliśmy skorzystać z prawa ustawowego zastawu na poczet należności niezapłaconych, jednak pan Bogdan przedstawił naszym prawnikom dowody własności wszystkich rzeczy, które były w lokalu, jakoby rzeczy należą do osób trzecich. Wyprowadzał się bodajże dwa miesiące, zajmując nieprawnie lokal - tłumaczy Marta Polakowska, dyrektor Zarządzający Galerii Solvay Park.

- Taka żaróweczka mi się zaświeciła, iż coś może być nie tak, ale tak sobie myślę: duża galeria, to jest niemożliwe, żeby to było jakieś oszukaństwo. Bardzo estetycznie, pięknie to wyglądało. Bardzo drogo, dlatego tego też staraliśmy się to zabezpieczyć w odpowiedni sposób, żeby w czasie transportu te meble się nie zniszczyły. Za całość wyszło około 10 tys. zł. Nie zapłacił, choć tak naprawdę chwalił się przede mną, przed moimi pracownikami, jakimi to on pieniędzmi nie obraca - opowiada Mariusz Dąbroś, właściciel firmy transportowej z Krakowa.

Zażalenie poszkodowanej

W połowie listopada Sąd Rejonowy w Oławie uwzględnił zażalenie poszkodowanej malarki. Prokuratura ma przez cały czas prowadzić sprawę. Sąd dał także wytyczne, jakie ustalenia powinny zostać poczynione.

- Sąd Rejonowy ocenił, iż prokuratura nie ustaliła, jaka była sytuacja finansowa spółki w momencie zawierania umowy komisu z pokrzywdzoną. A to jest istotne z punktu widzenia tego, czy doszło do popełnienia przestępstwa oszustwa. W związku z tym w dalszym postępowaniu prokuratura będzie musiała podjąć takie czynności, aby ustalić sytuację majątkową spółki w momencie zawierania umowy, a następnie ocenić, czy w tej sprawie nie doszło do oszustwa - informuje Marek Poteralski z Sądu Okręgowego we Wrocławiu.

ZOBACZ: W momencie tragedii pan Kacper miał osiem lat. Teraz walczy o odszkodowanie

- Jest to przykre, iż nie jesteśmy tego w stanie załatwić na poziomie urzędowym, tylko trzeba angażować telewizję do takich rzeczy - ocenia Arnold Górka, partner pani Mai.

- Nie została zbadana linia obrony podejrzanego, a mianowicie nie zweryfikowano tego, co mówił, czy rzeczywiście tak było, jak powiedział w swoich wyjaśnieniach, iż doszło do spłacenia jakichś długów. Także w tym zakresie prokurator będzie musiał to zweryfikować - dodaje

Marek Poteralski z Sądu Okręgowego we Wrocławiu.

- Podejrzany czy oskarżony nie ma obowiązku mówienia prawdy, to są wyjaśnienia i za to się nie ponosi żadnych konsekwencji. Natomiast faktycznie rolą prokuratora czy już postępowania sądowego, jest ocena i analiza wyjaśnień złożonych przez podejrzanego czy oskarżonego - przyznaje Karolina Stocka-Mycek z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.

ZOBACZ: Zwróciła się do miasta o odszkodowanie. Dostała dwa miliony kary

- Nie rozumiem też jednej kwestii: dlaczego tak bardzo pan Bogdan uwiódł prokuraturę. Uwiódł swoimi słowami, mówiąc jaki jest bardzo pokrzywdzony, jak to ma źle w życiu, jak to ma kontrolę urzędu skarbowego, jak to wszystkich spłaci. I prokuratura, nie rozumiem czemu, tak się bardzo przejęła losem pana Bogdana - podsumowuje Maja Gajewska.

WIDEO: "Są sparaliżowani strachem". Krzysztof Brejza o aferze Pegasusa
Idź do oryginalnego materiału