"Trzeba zabić istotną damę". Polski konsul w Monako zlecił zabójstwo najbogatszej kobiety w Europie

2 dni temu
W tej historii jest wszystko, co powinno być w dobrym thrillerze sensacyjnym: skomplikowana intryga, ogromne pieniądze, wielka miłość i jeszcze większa nienawiść. Wszystko to dzieje się na skąpanym w słońcu Lazurowym Wybrzeżu. Problem w tym, iż historia Wojciecha Janowskiego i miliarderów z rodu Pastorów wydarzyła się naprawdę. Polak, były konsul honorowy RP w Monako, stoi za zbrodnią, która 11 lat temu wstrząsnęła hermetycznym światem bogaczy.


"Zastanawiam się, czy Bóg istnieje" – mówi Helene Pastor do przyjaciółki. Jest styczeń 2014 roku. Jej ukochany syn Gildo dostaje udaru, jest częściowo sparaliżowany. Tydzień później umiera jej młodszy brat, Michel. Pogrążona w żałobie kobieta każdego dnia jeździ wspierać rehabilitowanego Gildo do szpitala w Nicei. Jej dni wyglądają tak samo: opuszcza biuro w towarzystwie śnieżnobiałego owczarka pirenejskiego imieniem Belle i wsiada do czarnej lancii. Za kierownicą czeka na nią zaufany szofer i majordomus, Mohamed. Droga do szpitala zajmuje im około czterdziestu minut. To uciążliwe, ale 47-letni Gildo już niedługo ma wrócić na stałe do domu.


REKLAMA


Zobacz wideo


Fusil a canon
6 maja Mohamed odwozi Helene Pastor do nicejskiego szpitala L’archet, parkuje i czeka. Elegancka seniorka wychodzi od syna zawsze o tej samej porze, chwilę po godzinie 19. Zamachowcy to wiedzą. 77-letnia kobieta wybiera miejsce obok kierowcy, bo masywny i kudłaty Belle zajmuje tylną kanapę.


Samochód rusza z parkingu. Świadkowie zauważają ciemnoskórego mężczyznę w czerni, dzierżącego w dłoni "fusil à canon", czyli strzelbę z przyciętą lufą. Przykłada ją do szyby i strzela, a potem szarpie za drzwi do limuzyny. Nie udaje mu się dostać do środka, więc strzela na dalej, w końcu ucieka w stronę miasta. Wszystko trwa kilkadziesiąt sekund. Ktoś zapamięta, iż limuzyna pani Pastor jechała jeszcze kilkadziesiąt metrów, choć jego kierowca był podziurawiony jak sito.


Pomoc dociera natychmiast, ale los Mohameda jest przesądzony. Umiera w szpitalu 10 maja, nigdy nie odzyskawszy przytomności. Helene ma więcej szczęścia. Drobne kule ranią ją w twarz, szyję i klatkę piersiową, w okolicy serca i płuc, ale skomplikowane operacje przynoszą nadzieję, iż wyjdzie z tego cało. Ocalałą miliarderkę udaje się choćby przesłuchać. 17 maja mówi śledczym: "Wsiadłam do samochodu, zobaczyłam po prawej stronie czarnoskórego mężczyznę z bronią, którą celował we mnie, był blisko, trzy lub cztery metry od pojazdu. Miał strzelbę z lufą i manipulował przy niej. Powiedziałam Mohamedowi: jedź szybciej, będą do nas strzelać. Następnie padł bezpośredni strzał. Najpierw strzelił do mnie. Poczułam silny ból szyi, twarzy i klatki piersiowej. Oddał drugi strzał i zobaczyłam, iż brzuch Mohameda krwawi".


Czytaj także:


Rodzina Bogdańskich ozpłynęła się w powietrzu. Znamy szczegóły śledztwa


Mafijne porachunki
Prokuratorzy chcą wiedzieć, co działo się przed zamachem. Czy ktoś jej groził? Czy ma z kimś konflikt? Już wtedy we francuskich i brytyjskich mediach pojawiają się informacje, iż miliarderkę chce zlikwidować włoska mafia. Typowano neapolitańską Camorrę i kalabryjską 'Ndrangheta, którym Pastorowie mają rzekomo blokować dostęp do rynku nieruchomości na Francuskiej Riwierze. Do mafijnych porachunków pasuje także styl dokonanej egzekucji i użyta broń.
Niektórzy plotkują, iż zamach na miliarderkę to ostrzegawczy sygnał prezydenta Rosji Władimira Putina do prezydenta USA Baracka Obamy, który w odwecie za rosyjskie działania na Ukrainie nałożył sankcje i zamroził rachunki bankowe kilku bogatych Rosjan, także w bankach w Monako. Jeszcze inni spekulują, iż to zamach zlecony przez któregoś z wpływowych lokatorów, którym Helene wynajmuje swoje apartamenty.


Nie wiadomo, kto chciał zabić, ale nie ma wątpliwości, iż motywem są pieniądze. Ogromne pieniądze. Pastor wyznaje, iż "nie ma w jej otoczeniu osób, które mogłyby mieć żal do niej lub do Mohameda". Nie ma też długów, zatargów z mafią. Na spacery z ukochanym psem Belle wychodzi często bez ochrony, bo czuje się w Monako bardzo bezpieczne. Jednak na odchodne mówi śledczym: "Chcę się jeszcze z wami zobaczyć, mam jeszcze pewne rzeczy do powiedzenia". Do kolejnego przesłuchania nie dochodzi. Helene Pastor umiera 21 maja w wyniku sepsy.
Zabójstwo miliarderki szokuje hermetyczne środowisko elity z Monako. Żegnają ją politycy i książęca rodzina Grimaldich. Albert II pojawia się na uroczystościach pogrzebowych osobiście. Niektórzy sądzą, iż zamach może być zapowiedzią szerszych działań gangsterów, inwazji na lukratywny rynek nieruchomości w Monako. Panuje przerażenie.
Skąd się wzięła wiceksiężna
Nazwisko Pastor w Monako jest znane równie dobrze, co książęcy ród Grimaldich. Szacuje się nawet, iż to Pastorowie posiadają pokaźniejszy majątek, choć wzięli się znikąd. Jean-Baptiste Pastor był ubogim Włochem, który pod koniec XIX wieku wyjechał do Monako w poszukiwaniu pracy, dorabiał jako górnik i kamieniarz, już jako nastolatek jest jednym z budowniczych kościoła św. Karola. Słynął z pomysłowości i pracowitości. W 1920 roku założył firmę JB Pastor & Flis, która w 1936 roku na zlecenie księcia Ludwika II postawiła w Monako pierwszy stadion piłkarski, a następnie kolejne publiczne budowle. Zyski inwestował w ziemię, na której jego syn Gildo Pastor postawił później wielopiętrowe apartamentowce, z których dziś słynie europejskie księstwo. Pastorowie przez lata dorabiają się miliardów euro. W rękach rodu znajduje się dziś co najmniej piętnaście procent wszystkich nieruchomości w Monako.


Port w Monako Fot. Waldemar Gorlewski / Agencja Wyborcza.pl


Helene dziedziczy znaczną część fortuny po śmierci ojca w 1990 roku. To apartamentowce i tysiące metrów powierzchni biurowych. Prowadzi firmę zajmującą się pobieraniem czynszów z podnajmowanych mieszkań, co przynosi miliony euro zysku każdego miesiąca. Ma w życiu trzy miłości: dwójkę dzieci i psa Belle. Jej starsza córka, Silvia Ratkowski-Pastor, jest owocem burzliwego romansu młodziutkiej Helene z Alfredem Ratkowskim, barmanem Arystotelesa Onassisa (miliardera i drugiego męża Jackie Kennedy). Jej ojciec nie pochwalał kandydatury Polaka bez rodowodu, para gwałtownie bierze ślub i równie gwałtownie się rozwodzi.


Czytaj także:


"Do zakonu nie wstępowałam. To trzeci mąż". Marek miał zginąć, bo chciał rozwodu


Syn z drugiego małżeństwa dostaje imię Gildo, po dziadku. Jest już na zawsze oczkiem w głowie matki. Mężczyzna próbuje swoich sił w biznesie, większość pomysłów okazuje się klapą, ale zawsze może liczyć na wsparcie Helene. Skąd to wszystko wiemy? O Helene i jej krewnych często rozpisują się media, nazywając ją "wiceksiężną" Monako, bo trzyma się blisko z rodziną rodem Grimaldich. Na początku 2014 roku, po śmierci ostatniego z braci, staje się jedynym żyjącym dzieckiem magnata i najbogatszą kobietą w Europie.
Ani grosza dla Wojciecha
Kolejne pokolenie Pastorów nie ma szczęścia w miłości. Córka powtarza los matki i dość gwałtownie kończy się jej małżeństwo przedsiębiorcą z Turynu, któremu wcześniej rodzi córkę. Wtedy, w połowie lat osiemdziesiątych, w jej życiu pojawia się Wojciech Janowski, przedstawiający się jako ekonomista z dyplomem Cambridge, pracownik londyńskiego kasyna. Z Wysp Brytyjskich do Monako sprowadza go Lewis Deyong, mistrz gry w tryktraka. Janowski pomagał mu w organizacji mistrzostw świata w Monte Carlo. Tak trafił do Casino de Monte Carlo, gdzie pełnił funkcję czarującego tajniaka, wyłapującego przestępców i oszustów.
Jeszcze przed wejściem w związek z Sylvią, Janowski jest w Monako podziwiany i szanowany, utrzymuje serdeczne kontakty z tamtejszą elitą. Bierze udział we wszystkich wydarzeniach towarzyskich i sportowych. Robi wrażenie człowieka sukcesu. W 2007 roku zostaje konsulem honorowym RP w Monako. To służba bezpłatna, ale prestiżowa. Jest również koordynatorem współpracy polskiej Krajowej Izby Gospodarczej z Izbą Rozwoju Gospodarczego Monako. Oprócz miłości do biznesu, ma też serce dla potrzebujących. W 2010 roku prezydent Francji Nicolas Sarkozy odznacza go za działalność charytatywną, przyznając mu Narodowy Order Zasługi Republiki Francuskiej. W 2012 roku wraz z doradcą księcia Alberta II zakłada fundację Monaco Against Autism, która zajmuje się finansowaniem terapii autyzmu. Honorową przewodniczącą zostaje Księżniczka Charlène.


Janowskiego wszyscy uwielbiają, ale nie Helene.


Miliarderka plotkuje, iż jest "ohydnym typem", nie znosi jego poufałego stylu i szerokiego uśmiechu. Ale na pewno się go nie obawia. Toleruje Polaka, bo widzi, iż Sylvia jest przy nim szczęśliwa. Możliwe jednak, iż to za jej namową Janowski i spadkobierczyni Pastorów nigdy nie biorą ślubu.


Również w testamencie Sylvia nie zapisuje mu ani grosza, a w przypadku śmierci planuje wszystko zostawić córkom. choćby młodszą, Larą, do czasu osiągnięcia pełnoletności, miałaby się zajmować jej najlepsza przyjaciółka, a nie ojciec.
Ale Wojciech wydaje się tym niewzruszony, opowiada o licznych biznesach i inwestycjach, które czyni w całej Europie. Partnerka mu bezgranicznie ufa. Ma dostęp do jej książeczki czekowej i rachunków bankowych, a te z kolei są stale uzupełniane przez jej matkę – dostają 500 tysięcy euro każdego miesiąca. Kupują nieruchomości w Europie, jachty, wysyłają starszą córkę Sylvii na studia w USA.
Spokój uprzywilejowanych bogaczy przerywa w 2012 roku diagnoza nowotworu piersi u Sylvii. Wojciech jest wstrząśnięty. Mówi: "Jeśli tobie coś się stanie, nie będę miał już nic". Ona odbiera to wtedy jako piękne wyznanie miłości, którą ona także go darzy. Nie przypuszcza, iż kilka lat później te słowa będą miały odmienne znaczenie.


Moja teściowa to potwór
Na kilka lat przed zamachem jest jasne, iż Wojciech nienawidzi teściowej, bo uważa, iż ta traktuje go z wyższością. Jeszcze bardziej przeszkadza mu, iż tę samą pogardę Helene Pastor okazuje swojej córce. Sylvia musi się matce ciągle tłumaczyć, znosić upokarzające komentarze na temat swojego życia i obelgi kierowane przez miliarderkę w stronę zięcia. To właśnie związek z Polakiem miał sprawić, iż Sylvia jest traktowana gorzej niż brat. Zaciskają zęby, bo pieniądze od babci – choć skromne jak na monakijskie standardy - pozwalają wieść luksusowe życie. Sylvia Ratkowski zarabia w rodzinnej firmie zaledwie 10 tysięcy euro, reszta to "kieszonkowe" od "wiceksiężnej". Wojciech zajmuje się szeroko pojętymi inwestycjami, ale partnerka nie pyta w co, ani po co. Wydaje jej się, iż mężczyzna jej życia to urodzony biznesmen.


Obserwatorem zakulisowych rozgrywek u Pastorów jest Pascal Dauraic, personalny trener Wojciecha i Sylvii. Zaczynał od ćwiczeń i masaży z parą bogaczy, a kończy jako ich przyjaciel i powiernik. To właśnie jego, w 2012 roku, Janowski mimochodem zapyta, czy pomógłby mu załatwić broń, bo chciałby uratować swoją rodzinę i pozbyć się Helene Pastor.


Janowski uważa wręcz, iż jego partnerka zachorowała na raka przez dręczącą ją matkę. Trener nie bierze tych słów na serio, więc temat cichnie. Wracają do niego dopiero wiele miesięcy później, które – jak się okazuje – Janowski wykorzystuje na urabianie i uzależnianie od siebie Dauraica. Prawi mu komplementy, kupuje drogie prezenty, zegarki, ubrania, zagraniczne wycieczki, obiecuje, iż zrobi z niego człowieka sukcesu, trafiając w czułe punkty 40-letniego trenera. Pascal Dauraic słyszy od polskiego konsula, iż ten traktuje go jak syna. Chwilami czuje, iż Janowski jest mu bliższy niż rodzina i narzeczona.


Czytaj także:


Zabójstwo Jaroszewiczów. Sąd ogłosił wyrok


We wrześniu 2013 r. Janowski stawia Dauraica pod ścianą. Wprost mówi, iż musi znaleźć zabójców, którzy zlikwidują jego teściową. Niby mu nie grozi, ale przebąkuje, iż mogłoby się dla trenera i jego partnerki źle skończyć, gdyby teraz wycofał się ze współpracy. Pascal słyszy coś o tajnych polskich służbach, boi się. Janowski jest dobrze przygotowany do "sprzątnięcia" Helene. Zna jej trasy, którymi przemieszcza się w Monako. Obawia się jednak, iż tak pilnie strzeżone i monitorowane księstwo to przepis na wpadkę. Można powiedzieć, iż udar Gildo w styczniu 2014 roku jest jak dopust boży.
Trener dostaje w ratach pieniądze na sfinansowanie zamachu. Janowski nie chce, żeby ktoś z rodziny Pastorów zauważył wypływające z kont sumy. Chodzi o ponad 100 tysięcy euro. Służba pracująca w rezydencji Pastorów zauważa, iż niegdyś głośne i swobodne rozmowy Janowskiego z Dauraicem, przeradzają się w tajemnicze szepty i porozumiewawcze spojrzenia. Nikt jednak nie węszy spisku.


Wreszcie będziemy szczęśliwi
W dniu strzelaniny pod szpitalem w Nicei, Wojciecha Janowskiego nie ma we Francji. Tego samego dnia, ale wiele godzin wcześniej, wylatuje do Polski wyprawić przyjęcie dla przedstawicieli świata biznesu i polityki. Pastorowie natychmiast informują go o tragedii, świadomi, iż najstarsza przedstawicielka rodu Pastorów może w każdej chwili umrzeć. Ale on jest spokojny, ktoś z bliskich stwierdzi nawet, iż "beztroski". Krewni Sylvii są w szoku, iż nie skorzystał z prywatnego samolotu, by niezwłocznie wrócić do kraju, wspierać ukochaną i czuwać przy łóżku Helene. Ale jego partnerka i to potrafiła sobie wytłumaczyć. Wie, iż Wojciech bywa egocentryczny i nie znosi, kiedy ktoś krzyżuje mu plany. Ciągle podkreśla, iż jest kochający dla niej i dzieci. Jest mu wdzięczna, iż 6 maja zabronił jej jechać z matką do hospitalizowanego brata. Gdyby tam była, też by zginęła. Wojciech ocalił jej życie? Przez chwilę tak może myśleć.
Nie zastanawia jej nawet, iż po śmierci Helene usłyszała od partnera zdanie: "Wreszcie będziemy szczęśliwi". Sądzi, iż odnosił to do zaplanowanego wyjazdu córki na studia w Ameryce. Mają mieć więcej czasu tylko dla siebie, a dla niej tym właśnie było szczęście.


Śledztwo w sprawie zabójstwa miliarderki i jej szofera staje się sprawą najwyższej wagi. Prokuratorzy drobiazgowo analizują zapisy z monitoringu, chcąc ustalić tożsamość sprawców.


Na filmie widać jak mężczyzna w czerwonej czapce, ubrany cały na czarno, wysiada z taksówki pod szpitalem o 18:34. W ręce ma plastikową torbę z napisem Foot Locker, staje na czatach przy wejściu do szpitala. 13 minut później podjeżdża drugi mężczyzna w czerni. Chwilę rozmawiają, a następnie rozchodzą się, zajmując pozycje po obu stronach wyjazdu z podziemnego parkingu.
O 19:10 mężczyzna w czapce daje sygnał "czarnemu", a ten podchodzi do wyjeżdżającej z parkingu lancii. Oddaje strzały w szybę od strony pasażerki. Zapis z kamer jest niewyraźny, twarzy napastników nie da się rozpoznać. Ale prokuratura po nitce do kłębka, rozpracowuje ich przez taksówkarzy i logowania telefonów komórkowych, których użyli do przestępstwa. Dwa dni po strzelaninie wiadomo już, niemal co do minuty, co i kiedy robili. 6 maja przyjeżdżają pociągiem TGV z Marsylii do Nicei. W docelowym mieście są o 15:35, tam nagrywa ich kamera, dużo wyraźniej niż pod szpitalem. Torba Foot Locker w dłoni jednego z nich nie pozostawia złudzeń. To oni.


Amatorzy z taniego hostelu
Snajperzy meldują się w tanim hostelu w sercu miasta. Kierownik obiektu ich zapamiętuje, bo nie mają rezerwacji, ani dokumentów tożsamości i wyraźnie się śpieszą. Jeden za pośrednictwem hotelu próbuje też nabyć naprędce skuter. Oferuje 2500 euro, ale mu odmawiają, bo pachnie lewizną. Chwilę po godzinie 18. mężczyźni wsiadają do różnych taksówek, jadą pod szpital L’Archet. W śledztwie ustalono, iż z miejsca zbrodni wracają do centrum Nicei, a późnym wieczorem odjeżdżają do Marsylii taksówką, za którą płacą 500 euro. Choć wszystko wskazuje na to, iż około dwie godziny kręcą się po mieście, do hotelu już nie zajrzą. To błąd, bo w jednym pokoju, na buteleczce żelu pod prysznic, sprawca zostawi ślady DNA. Ta pomyłka ich pogrąża. Wynik badania natychmiast trafia do rejestru kodów genetycznych FNAEG (Fichier National d'Empreintes Génétiques). Pasuje do profilu Samine A., rzezimieszka z Marsylii. Strzelca, który ranił Helene Pastor. Jego zdjęcia są choćby okazane pokrzywdzonej, ale nie jest w stanie go rozpoznać. Pamiętają go natomiast taksówkarz, pracownik hotelu, świadkowie sprzed szpitala. Bingo.


Czytaj także:


"Mężczyzna musi mieć odskocznię". Gdy zabijała miesięczną córeczkę, trzeźwiał w garażu


Drugiego z napastników pomaga namierzyć elektronika. Po zabójstwie wyrzuca kartę sim, ale zostawia sobie aparat telefoniczny, który policja od tej pory namierza. Ma nowy numer, dzwoni do kochanki. Śledczy ustalają, iż ta kobieta wcześniej często łączyła się z Al Hairem H. z Marsylii. Z podsłuchów wynika, iż zamierza niedługo uciec za granicę. Mówi też o pieniądzach, które jest mu dłużny zleceniodawca, określany jako "biały". Dzięki tym rozmowom ustalono kolejne osoby zaangażowane w proceder pozyskiwania broni i werbowania snajperów. W sprawie pojawia się nazwisko pośrednika do zbrodni Abdelakara H., szwagra Pascala Dauraica. Prześwietlenie rozmów i smsów tego drugiego wskazuje, iż w ostatnim czasie gęsto komunikuje się z Wojciechem Janowskim. W tym samym czasie na rachunkach polskiego konsula odnotowano "podejrzane transakcje finansowe", które wskazują, iż Janowski mógł zaplanować i opłacić zamach na Helene Pastor. 23 czerwca 2014 roku zatrzymane są do wyjaśnienia 22 osoby, w tym Janowski i jego partnerka, Sylvia Ratkowski.


27.06.2014, Nicea, Wojciech Janowski eskortowany przez policję po przesłuchaniu na komendzie w Nicei. Fot. / AP Photo / EAST NEWS


Za taką kasę musi być morderstwo
"Czatownik", Al Hair H. jest najsłabszym ogniwem. Nie wytrzymuje presji i już na pierwszym przesłuchaniu opowiada, dlaczego wziął udział w zamachu na miliarderkę.


"Pięć miesięcy przed zdarzeniem, jakiś facet powiedział mi, iż być może ma dla mnie robotę, ale nie wiedziałem ani gdzie, ani co. Wiedziałem tylko, iż to było nielegalne i iż zarobię dużo pieniędzy za tę sprawę. Mówił mi o 120 tysiącach euro. Zastanowiłem się i pomyślałem sobie, iż chodzi o wykończenie kogoś, bo za taką cenę, to musi być morderstwo" – opowiada.


"Białego" czyli Pascala Dauraica, poznał przez pośrednika Abdelkadera H. (szwagra Pascala) kilkanaście dni przed zdarzeniem. "Był spanikowany. Mówił, iż morderstwo musi być wykonane w ciągu dwóch tygodni. Działał na zlecenie kogoś bogatego i wpływowego". Mówi o "Polaku, który robi dziwne interesy i który chce wyeliminować kogoś, kto mu przeszkadza".
Trener pokazuje Al Hairowi nicejski szpital i dwa wejścia, które należy obstawić, żeby "zabić istotną damę". "Precyzyjnie opisał godziny, podkreślając, iż wychodzi zawsze o tej samej porze, maksymalnie o 20:00. Dodał, iż będzie w dużym samochodzie z kierowcą i iż nie możemy spudłować" – zaprotokołowano. Trener daje killerowi 15 tysięcy euro zaliczki. "Robotę" ma wykonać ze snajperem, który rezygnuje z obawy o bezpieczeństwo. W przeddzień morderstwa Al Hair jeździ po dzielnicach Marsylii i szuka strzelca. W końcu Samine A. godzi się zabić za 30 tysięcy euro. Pierwotny plan zakłada, iż zabójca podjedzie do limuzyny skuterem, strzeli i ukradnie torebkę "starej", żeby upozorować napad rabunkowy. Al Hair H. przyznaje, iż żaden z nich nie ma pojęcia, kim jest ofiara i było im to obojętne. Tożsamość Helene Pastor poznają dopiero po strzelaninie, dowiadują się z mediów.
Trener wie wszystko
Obszerne wyjaśnienia składa też Pascal Dauraic. Widać, iż uwielbia Janowskiego i się go jednocześnie boi. Opisuje go jako czarującego manipulatora, który obiecuje mu lepsze życie. Podczas wspólnych treningów Janowski przedstawia swoją teściową jako osobę "bez serca i bez litości". Konsul honorowy miesiącami żali się swojemu trenerowi, iż Sylvia choruje przez matkę, a gdyby zmarła wskutek nawrotu raka, Pastorowie wyrzucą go z domu. Pascal nie znał żadnych zabójców, ani handlarzy bronią, ale miał taką osobę blisko. Jego szwagier, Abdelkader B. doskonale orientował się w półświatku. Zgadza się pomóc, choć później powie, iż zrobił to z obawy o życie swojej siostry.
"Hospitalizacja Gildo była elementem wyzwalającym. Zrozumiał, iż może wykorzystać moment i zrealizować swój plan" – mówi. 6 maja 2014 był terminem granicznym, bo w następnej dobie Gildo miał opuścić szpital w Nicei i wrócić do domu. A Janowski "nie chciał zabijać starej w Monako".


Policyjny radiowóz w Monte Carlo Fot. 123RF


W dniu śmierci teściowej, Janowski przychodzi na trening uradowany. Pascal Dauraic pamięta, iż konsul honorowy aż podskakuje i krzyczy "YES!" gdy zostają na chwilę sami. Zleceniodawca jest przekonany, iż sprawa zabójstwa zostanie gwałtownie wyciszona, bo księstwo obawia się odpływu inwestorów.


Kolejną ofiarą miał być Gildo Pastor. Wtedy cały majątek przejmie jego naiwna partnerka, a on pośrednio położy na tym łapę.
Szok i niedowierzanie
Polski konsul honorowy przesłuchiwany jest kilkukrotnie. Najpierw twierdzi, iż jest niewinny, by w końcu – gdy dowiaduje się, iż trener sypie - wyznać, iż zlecił zabójstwo teściowej z miłości do Sylvii Ratkowski.
"Tak, zleciłem to morderstwo, ale nie powiedziałem wprost. Poprosiłem Pascala o rozwiązanie problemu, jakim była moja teściowa, dając do zrozumienia, iż chodzi o jej fizyczne wyeliminowanie. Nie było łatwo użyć słowa "zabić", ale użyłem słów, które mogły dać mu do zrozumienia, czego chciałem" – zeznaje. Co poczuł po śmierci Helene? "Ulgę. Sądzę, iż uratowałem mojej partnerce życie".


Gdy w mediach rozchodzi się wieść, iż kierował zbrodniczą akcją, Janowski wycofuje się i mówi, iż nie rozumiał prawniczych niuansów w języku francuskim. Przekonuje, iż zabójstwo to pomysł trenera, który chciał się pośrednio dorobić na śmierci miliarderki. Pascal Dauraic uciekał się do szantażu, więc Polak zgodził się, by chronić rodzinę. W międzyczasie znajduje się choćby świadek, który twierdzi, iż trener za kratkami opowiada o niewinnym Janowskim. Ani prokurator, ani sąd, nie wierzą w tę bzdury. niedługo okazuje się, iż to siostrzenica konsula pośredniczyła w przekupywaniu świadka. Oboje trafią razem z Janowskim w 2018 roku na ławę oskarżonych.


Czytaj także:


Wpadła w miłosne sidła pasożyta. Została dla niego morderczynią


Sylvia, którą prokurator początkowo podejrzewa o współudział w zabójstwie, gwałtownie opuszcza areszt śledczy. Okazuje się, iż kobieta nie wiedziała nic o przestępczych planach Janowskiego, ani o jego życiu w ogóle. O pieniądzach w domu Pastorów się w ogóle nie rozmawiało, nie liczyli wypływającej gotówki. A Sylvia wierzyła, iż Wojciech jest obrotny i powtarzała to, co on jej opowiadał: iż jest w zarządzie kanadyjskiej spółki Hudson Oil Corporation, firmy w branży nanotechnologicznej o nazwie Sam Firmus, spółki ISOS z siedzibą w Luksemburgu oraz spółki EPI-LAB z siedzibą w Polsce. Mówi, iż rocznie zarabia 2,5 miliona euro, ale pieniądze są stale w obrocie. To też było kłamstwo, co Sylvia odkrywa dopiero po zatrzymaniu. Przedsiębrane przez niego interesy nie są dochodowe, jego konta są zadłużone na ponad milion euro, a niedługo może mieć jeszcze większe kłopoty. Jego Hudson Oil Corp. kupiła polską rafinerię nafty o nazwie Gilmar za kwotę 40 milionów dolarów i... nigdy nie zapłaciła. Przekręt szeroko opisywały małopolskie media. Termin mijał pod koniec 2014 roku. Janowskiemu palił się grunt pod nogami.


"Nie sądziłam, iż Wojciech może mieć problemy finansowe, posiadał bardzo ładny dom w Londynie i podarował mi wielką łódź w Monako" – zeznaje zrozpaczona Sylvia.


Wygląda na zdziwioną, gdy prowadzący dochodzenie wyliczają, iż z dziewięciu milionów euro, jakie dostała od matki, ponad siedem i pół trafiło na konta Janowskiego. Rzeczywiście dawała mu czeki in blanco, bezgranicznie ufając, iż służą do opłacania podróży, rachunków i studiów starszej córki. "Zastanawiałam się nad tym, czy mógł użyć tych pieniędzy do tego, żeby zabić matkę. To makiaweliczne. Nigdy nie pomyślałam, iż on może mieć z tym związek. Był mężczyzną mojego życia" – wyznaje.


Port w Monako Fot. Waldemar Gorlewski / Agencja Wyborcza.pl


W kolejnych miesiącach dziedziczka odkrywa, iż Janowski zawyżał kwoty większości rachunków, po prostu ją okradał. choćby nieruchomości, które mają stanowić ich wspólną własność, były zapisane wyłącznie na niego. Na chwilę przed zatrzymaniem jest tak skąpy wobec Sylvii, iż nie opłaca jej choćby ubezpieczenia zdrowotnego. niedługo dziedziczka majątku Pastorów orientuje się, iż Janowski wykorzystał jej naiwność. Kłamstwem okazało się choćby jego wykształcenie na brytyjskim Cambridge. Uczelnia nigdy o Polaku nie słyszała. Janowski faktycznie mieszkał w Anglii, ale pracował w kasynie i wziął ślub z nastoletnią kelnerką.
Utrata nieposzlakowanej opinii
27 czerwca 2014 roku francuska agencja prasowa podaje, iż Wojciech Janowski, zięć monakijskiej miliarderki i polski konsul honorowy w Monako, jest podejrzany o zlecenie jej zabójstwa. Głos zabiera prokurator Marsylii Brice Robin, wtajemniczając opinię publiczną w ustalenia skomplikowanego śledztwa.
Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych natychmiast reaguje. "Z dniem 27 czerwca minister odwołał konsula honorowego RP w Monako z powodu utraty nieposzlakowanej opinii niezbędnej do pełnienia tej zaszczytnej funkcji. Zarazem przypominamy, iż praca konsula honorowego to czynność społeczna. Powinna nim być osoba publiczna godna zaufania, o którym w chwili obecnej nie może być mowy" – podaje MSZ w komunikacie. Doniesienia prasowe są także podstawą do wszczęcia równoległego śledztwa w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie, która przez kolejne lata będzie na bieżąco śledzić prace francuskiego wymiaru sprawiedliwości.


Polski konsule honorowy w Monako Wojciech J. Na zdjęciu po lewej z żoną Sylvią Fot. nicematin.com / Wikimedia Commons


Proces toczy się w Aix-en-Provence w południowej Francji. Oskarżonych jest dziesięć osób, w tym Janowski, strzelcy i pośrednicy, trener, a także jego siostrzenica i fałszywy świadek. Były konsul honorowy przez cały proces nie bierze winy na siebie. W końcu robi to jeden z jego adwokatów. "Ja powiem te słowa, które chcieliście usłyszeć z jego ust. On próbował je powiedzieć, chciał to zrobić, ale nie był w stanie. Wojciech Janowski jest winny śmierci Hélène Pastor" – oświadcza mecenas Éric Dupond-Moretti, a dyplomata płacze rzewnymi łzami. Przeprasza Sylwię i dzieci. Jego sytuacji to nie poprawia.


W październiku 2018 roku sąd skazuje Polaka na dożywotnie więzienie bez możliwości warunkowego zwolnienia. Tak samo skazani zostają mężczyźni, którzy dokonali zamachu na życie Helene i jej kierowcy.


Pascal Dauraic w pierwszej instancji słyszy wyrok 30 lat więzienia. Sąd apelacyjny jemu jedynemu karę łagodzi, obniżając do 22 lat jako "nagrodę za szczegółowe wyjaśnienia w sprawie". Wojciech Janowski walczy jeszcze przed Sądem Kasacyjnym Francji, bezskutecznie. Pozywa także swojego prawnika, który w pierwszej instancji pogrążył go przyznaniem do winy.
Monako pamięta
Francuskie elity, którymi przed 11 laty wstrząsnęła tragedia rodu Pastorów, niechętnie o niej rozmawiają. Z reportażu w "Vanity Fair" wynika nawet, iż panuje tam zmowa milczenia. Ponoć miliarderzy z Monte Carlo powtarzają jak mantrę, iż zło nie wydarzyło się "u nich", tylko w Nicei. Monako jest święte.


Czytaj także:


Nie wiedział, iż jedzie do znanego malarza. Zabił dla dwóch aparatów


Choć wielu chciałoby zapomnieć, do ataku na Helene Pastor regularnie wracają francuskojęzyczne media. Na galach i bankietach wypatrują Sylvii Ratkowski, ale ta pojawia się rzadko. Jej córki także stronią od blasku fleszy, skończyły studia i zajmują się pracą na rzecz innych. Starsza została dentystką, młodsza (córka Janowskiego) jest weterynarzem. Jedynie Gildo Pallanca-Pastor żyje ze światem mediów w sojuszu. Założył choćby Radio Monaco, rozgłośnię, która raczy słuchaczy muzyką z lat dziewięćdziesiątych. Wskrzesił też starą browarnię, zajmuje się branżą budowlaną, ale jego miłością jest motoryzacja. Zawodowo się ścigał, a dziś produkuje samochody sportowe i elektryczne, szefuje spółce Venturi.


OSKARŻAM.GAZETA.PL OSKARŻAM.GAZETA.PL
Idź do oryginalnego materiału