Dzień dobereł, ja z paździerzem, więc będzie wesolutko XD.
„Transformers: Rise of the Beats” to kompletnie niepotrzebny film, ale miło się ogląda końcówkę i samochody na wielkim ekranie. Tak właśnie – obejrzałam, żebyście Wy nie musieli, bo tata ma wielki ekran i fajnie te robociska wszelkie wyglądały, i no, z kimś też fajnie obejrzeć. Ale to się nie nadaje do niczego, albo ja jestem za stara.
Już pal licho jakość polskiego dubbingu – w tym przypadku to, czy jest ona zarąbista, czy totalnie z… nie ma znaczenia, ponieważ film jaki jest, każdy widzi – gniotek mały, chyba zrealizowany dla siedmiolatków. I wiecie, można powiedzieć „no, ale co to za argument?”, ale jednak w swych dialogach „Transformers” jest momentami i sztampowy i naiwny do bólu, żeby nie powiedzieć przewidywalny. Przewracałam oczami na papkę patetycznych słów, jakie przetoczyły się przez ekran, w szczególności na koniec.
– Koniec – rzekł uroczyście tata.
A nie, sorry – jeszcze koniecznie musi być scena z wojskiem. Of course! Zwłaszcza, iż nasz bohater Noah Diaz (Anthony Ramoz) był wojskowym, którego wojsko wylało za to, iż wolał chronić (?) swojego brata, któremu ciągle przytrafiają się choróbska i znęcanie się kolegów w szkole, w wyniku czego jego dłoń była uszkodzona. A iż teraz nikt nie chce mu dać pracy, to decyduje się na bardzo ryzykowny krok w postaci kradzieży pięknego autka, które okazuje się być robotem. No i wjeżdża akcja.
To znaczy, wicie, rozumicie, wjeżdżać może i wjeżdża, ale ona jest nudna i męcząca. W rzeczywistości brakuje tu rozmachu, serca i dynamiki. Myśmy z tatą chyba nie mogli się doczekać, jak ten pasztet się skończy xD.
No, ale na dużym ekranie to ładnie wyglądało. Te kolorki i zmieniające się roboty, autka, to wszystko smakowało nawet, nawet. Na małym ekranie prawdopodobnie wyłączylibyśmy to po jakiś 10 minutach, bo przecież wydarzenia też muszą dojść do siebie.
Byłam zdziwiona, czemu wojsko pojawiło się tak późno, ale pomyślałam sobie, iż może w kolejnej części będzie tego więcej. Zresztą, o ile ciekawiej by było, gdyby to wojsko natrafiło na robocika?
Ale nie – fabuła może i choćby wyglądała na papierze, ale za to na ekranie sobie nie radzi kompletnie. Jest nudna, nijaka i ja proszę państwa, wypisuję się z tej recenzji.
Miłego dnia!