Mądrego władza nieczęsto zepsuje. Głupiego zawsze. Pamiętamy to z lekcji fizyki z podstawówki. Im ciaśniejszy rozum, tym ciśnienie większe. Rozsadza umysł, z człowieka, który sobie z nim nie radzi, robi karykaturę.
Straże gminne nie mają wśród Polaków dobrej prasy, bo depcząc po piętach źle parkującym, handlującym pomidorami albo palącym w śmieciuchach plastikiem, narażają się in gremio na pospólne złorzeczenia. Bywa, iż niesprawiedliwie, ale bywa, iż zasadnie. W Kłodzku w grudniu wypłynęło nagranie, na którym strażnicy miejscy na wyprzódki lżą słowem na k… pijanych obywateli, których podnieśli z bruku i zawieźli do paki. Zaznaczmy od razu: żaden z nachlanych obywateli nie został pobity, rażony paralizatorem albo zastrzelony podczas próby ucieczki do kibla. Ale może kłodzka straż miejska jest słabo wyposażona? Niemniej nagranie wzburzyło trzeźwych obywateli Kłodzka, co zrozumiałe, bo jak można kogoś słowem na k… lżyć? To w Kłodzku nigdy się nie zdarza. Pomijam wysoką frekwencję słowa na k… w polszczyźnie kolokwialnej, ale chcąc surowo potraktować umundurowanych stróżów porządku, zwróćmy uwagę na dawny stereotyp, sięgający zaborów, kiedy każdy człowiek w mundurze uosabiał władzę. Nie wyobrażał kogoś kto chroni, służy i broni, ale władzę, której należało się obawiać. A zwróćmy uwagę, jak dziś wielu mówi do zatrzymującego go policjanta: – Śpieszę się do pracy, panie władzo… Czy musi nas ciągle dziwić, iż byle stójkowy albo gminny strażnik czuje się ważny, bo emanuje władzą?