W 1991 roku w Austin, w jednym z lokali sieci "I Can't Believe It's Yogurt!", doszło do zbrodni, która do dziś mrozi krew w żyłach. Cztery nastolatki – 17-letnie Eliza Thomas i Jennifer Harbison, jej 15-letnia siostra Sarah i 13-letnia Amy Ayers – zostały związane, zastrzelone, a ich ciała podpalono. Spłonęły razem ze sklepem i znaczną częścią dowodów.
To jedno z najokrutniejszych morderstw w historii Teksasu. Brutalność zbrodni, zestawiona z banalnością sklepu z mrożonymi jogurtami w zwykłym pasażu handlowym, wstrząsnęła całym miastem. Austin pogrążyło się w szoku i żałobie, z którą mieszkańcy nie potrafili się pogodzić.
Na ulicach pojawiały się plakaty i billboardy, organizowano marsze w intencji ofiar. Ludzie nosili przypinki z hasłem "Who killed these girls?", artyści pisali piosenki, a słowa "We will not forget" powtarzano jak mantrę. A jednak do dziś pytanie, kto naprawdę zamordował dziewczyny, pozostaje bez odpowiedzi.
"Morderstwa w Austin" na HBO Max przypominają o zbrodni z 1991 roku
Nowy serial dokumentalny HBO Max "Morderstwa w Austin" ("The Yogurt Shop Murders") w czterech odcinkach przypomina historię z 1991 roku i pyta, jak żyć dalej, gdy sprawiedliwości nigdy nie stało się zadość.
Reżyserka Margaret Brown nie zamienia tej tragedii w tanią sensację. Zamiast tego tworzy niezwykle poruszający, chwilami wręcz przytłaczający portret bólu, który przez ponad trzy dekady kształtował życie rodzin ofiar i całej społeczności. Jednocześnie przybliża widzom szczegóły poczwórnego morderstwa w "I Can't Believe It’s Yogurt!" – sprawy, która w Polsce pozostaje mało znana.
Brown dorastała w Austin. Znała Elizę, Jennifer, Sarah i Amy z widzenia, miała wspólnych znajomych w ich szkołach i drużynach sportowych. Jej spojrzenie nie jest więc chłodną relacją z zewnątrz, ale osobistym, insiderskim obrazem horroru, którego skala i brutalność wciąż wymykają się wyobraźni.
Reżyserka świetnie oddaje też atmosferę Austin z początku lat 90. – miejsca, w którym spotykały się "kowbojska" kultura Teksasu i alternatywna, artystyczna kontrkultura. W serialu widzimy, jak to napięcie przekładało się także na śledztwo. Policja oczywiście gwałtownie zaczęła patrzeć na "innych" i "dziwaków" – outsiderów, gothów, dzieciaki z biednych rodzin. To oni stali się łatwymi ofiarami wymuszanych przesłuchań.
Dokument HBO Max pokazuje, jak błędy w śledztwie i obsesja na punkcie szybkiego rozwiązania sprawy doprowadziły do lawiny fałszywych zeznań i oskarżenia aż dwóch niewinnych mężczyzn. To właśnie ta część historii najbardziej mrozi krew w żyłach – świadomość, iż oprócz ofiar samego morderstwa powstały nowe ofiary: ludzie niesłusznie oskarżeni i stygmatyzowani przez lata.
Dokument true crime z ludzką twarzą
"Morderstwa w Austin" to dokument inny niż większość opowieści o prawdziwych zbrodniach. Nie ma tu pogoni za kolejnym szokującym detalem. Margaret Brown podchodzi do tematu z ogromną empatią i wrażliwością, świadomie odchodząc od schematów typowego true crime, w którym ofiary bywają jedynie pretekstem do opowieści o "genialnych" detektywach czy "nieuchwytnych" mordercach.
Reżyserka skupia się przede wszystkim na pamięci i na tym, jak trauma potrafi zmienić człowieka. Głos dostają rodziny – matki, ojcowie, rodzeństwo. Ich słowa są tak bolesne, iż chwilami trudno je udźwignąć. Sean, brat najmłodszej z ofiar, wyznaje, iż boi się, iż zaczyna zapominać głos swojej siostry. To scena, która zostaje w pamięci na długo.
"Morderstwa w Austin" są próbą opowiedzenia o traumie, która stała się częścią tożsamości całego miasta. Jednocześnie serial stawia pytanie: dlaczego w ogóle sięgamy po tego typu historie? Córka jednej z ofiar zauważa, iż choć true crime bywa oskarżany o żerowanie na cudzym cierpieniu, potrafi też stać się przestrzenią, w której rodziny mogą opowiedzieć swoje historie, które inaczej nigdy nie zostałyby wysłuchane. A to podsumowuje cały sens tego przejmującego dokumentu.
Brown nie daje jednak widzowi łatwego katharsis. "Morderstwa w Austin" nie oferują prostych odpowiedzi ani sensacyjnego finału. To raczej portret żałoby, która nigdy się nie kończy, i pytanie, jak żyć po czymś tak strasznym.
Czy warto obejrzeć "Morderstwa w Austin"?
"Morderstwa w Austin" to dokument, którego nie da się binge'ować. Każdy odcinek wymaga chwili przerwy, bo emocje są przytłaczające – i właśnie w tym tkwi jego moc. To serial głęboko humanistyczny, pełen empatii, a przy tym znakomicie zrealizowany, z klimatem, który momentami przywodzi na myśl kino Davida Lyncha.
To nie jest łatwe doświadczenie, ale jedno z najciekawszych i najbardziej oryginalnych true crime, jakie dziś oferuje HBO. jeżeli cenisz dokumenty, które nie tylko rekonstruują zbrodnię, ale także pokazują, co dzieje się po niej – jak trauma rozlewa się na rodziny, policjantów i całe miasto – ten tytuł jest obowiązkowy.
Ten serial nie pozwoli ci spać spokojnie – zbrodnia w sklepie z jogurtami sprzed 34 lat jest zbyt okrutna, by można było o niej zapomnieć. Ale właśnie dlatego "Morderstwa w Austin" zostają z widzem na długo – i to wcale nie jest wada.