„Szczęście, jakie mało kto ma”
– Sylwia, pozwól mi wszystko wyjaśnić! – na progu stał zdyszany Dominik.
– Czego pan ode mnie chce? Niech pan idzie się tłumaczyć ze swoim szefem!
– Nie zrozumiałaś. Przepraszam… Proszę, zamknij wszystkie drzwi i dzwoń na policję. Uwierz mi!
Sylwia spojrzała zdumiona na uciekającego Dominika. Co to wszystko miało znaczyć? Dlaczego zwykły serwisant zachowuje się tak dziwnie?
Nagle usłyszała hałas piętro niżej. Głośne głosy, brzęk tłuczonego szkła i krzyk Dominika.
– Sylwia, uciekaj!
Dziewczyna gwałtownie zatrzasnęła drzwi. Nie rozumiała nic, ale zrobiła, jak kazał Dominik. Przekręciła oba zamki i włożyła klucz od swojej strony. Potem drżącymi palcami wybrała numer 997.
Ktoś zapukał do drzwi, a Sylwia drgnęła. Przyciskając telefon do piersi, wyszeptała cichą modlitwę, żeby to już się skończyło.
– Laluśka, jesteś tam? Słyszymy cię. Otwórz grzecznie, nie zrobimy ci krzywdy, obiecujemy – rozległ się nieprzyjemny męski głos za drzwiami.
Sylwia milczała, ledwo oddychając. Głosy ucichły, ale pojawiły się dziwne odgłosy – ktoś próbował otworzyć drzwi od zewnątrz.
– Ta głupia klucz wstawiła. Słyszysz? Nie komplikuj sobie życia! Otwieraj, no!
– Wynoście się! Wezwałam policję! – krzyknęła Sylwia, ale natychmiast przygryzła usta.
– To był twój błąd, kotku – odpowiedział ten sam głos. – Chodźcie, chłopaki. Jeszcze wrócimy, jasne?
Obcy zaczęli zbiegać po schodach. Odgłosy stawały się cichsze, aż w końcu zapadła cisza. Sylwia osunęła się po ścianie, wciąż ściskając telefon.
Znów zapukano do drzwi, a dziewczyna ledwo powstrzymała okrzyk. Ale ulga przyszła natychmiast, gdy usłyszała:
– Proszę otworzyć, policja!
Sylwia siedziała przy kuchennym stole i opowiadała swoją historię. Posterunkowy skrupulatnie spisywał zeznania. Dziewczynę wciąż trzęsło.
– Kim jest Dominik i gdzie się pani z nim poznała? – zapytał drugi funkcjonariusz. Sylwia nie znała się na stopniach, ale po jego tonie było jasne, iż to przełożony patrolu.
– Pół roku temu kupiłam nową pralkę. W zeszłym miesiącu zaczęła przeciekać. Sklep skierował mnie do serwisu, a tam przydzielono Dominika.
– Widziała się pani z nim wcześniej?
– Nie, oczywiście iż nie. Pierwszy raz zobaczyłam go, gdy przyjechał do mnie.
– Wpuściła pani do domu nieznajomego mężczyznę?
– Co wy sobie myślicie? To oficjalny serwis! To ich pracownik. Nie wpuszczam byle kogo – rzuciła obrażonym spojrzeniem.
I słusznie – nie było powodu, żeby nie ufać mechanikowi. Dominik przyjechał punktualnie. Gdy Sylwia otworzyła drzwi, zobaczyła wysokiego, wysportowanego mężczyznę w firmowym uniformie, z wielką walizką narzędzi. Dokładnie obejrzał pralkę, robił notatki, a potem wypełnił formularz. Sylwia podpisała dokument – wszystko wyglądało profesjonalnie.
Nie było powodów, by go podejrzewać.
– No, gotowe. Będzie działać jak nowa! – powiedział, podając dziewczynie karteczkę.
– Co to?
– Mój numer telefonu.
– Czy to nie łamie zasad firmy? – zdziwiła się Sylwia, niepewnie biorąc kartkę.
– Niech pani nie myśli źle. Czasem jedna usterka prowadzi do kolejnej. Przez serwis zgłoszenia idą wolno, a jeżeli zadzwoni pani prosto do mnie, przyjadę szybciej.
Sylwia odetchnęła z ulgą. To miało sens – zanim serwis wysłał Dominika, minął tydzień.
Ale po kilku dniach pralka znów przeciekała. Dziewczyna nie miała wyboru – znów zadzwoniła do Dominika.
– Przyjadę i sprawdzę. Za darmo, oczywiście – zapewnił.
– Nie rozumiem, co jest nie tak z tą pralką.
– Niech się pani nie martwi. Na tę markę często narzekają.
Po naprawie wyciągnął ręce i uśmiechnął się.
– To wszystko. Mam nadzieję, iż już nie będę potrzebny – powiedział szczerze.
– Ja też. Dziękuję!
Sylwia, zmęczona usterkami, wreszcie odetchnęła. Nie kontaktowała się z Dominikiem – nie było powodu. On też nie dawał znaków, które mogłyby zaniepokoić. Gdy już zapomniała o zalaniach, pralka znowu przeciekała. Tylko tym razem numer Dominika był niedostępny.
Zebrała wodę z podłogi i rozpłakała się. „Głupie gówno!” – krzyknęła, zatrzaskując drzwiczki.
Pozostało tylko zadzwonić do serwisu. Obsługująca zdziwiła się, iż problem nie został rozwiązany.
– Mechanik Dominik zgłosił naprawę. Mówi pani, iż przyjeżdżał ponownie? Ale nie widzę zgłoszenia…
– Nie rozumie pani. Mówił, iż z tym modelem są ciągłe problemy i iż lepiej kontaktować się z nim bezpośrednio.
Coś było nie tak. Nowy mechanik miał przyjść dopiero następnego dnia. Obsługująca zapewniła, iż Dominik nie odbiera, ale „na pewno się tym zajmą”. I iż wcześniej nie było z nim problemów.
Tego samego dnia do drzwi zapukał Dominik – błagał, by zamknęła się i wezwała pomoc.
– To wszystko – westchnęła Sylwia. – Nic więcej nie wiem.
– Rozmawiała pani z Dominikiem podczas naprawy?
– Nie. O czym miałabym rozmawiać z mechanikiem? Czasem pytałam, czy czegoś potrzebuje.
– Mówiła pani, iż miał swoje narzędzia? – uśmiechnął się posterunkowy.
– Przecież nie noszą ze sobą ścierek – odparła. – Mieli państwo kiedyś zepsutą pralkę? Jak odkręcą zawód, woda leci na wszystkie strony…
Policjanci zamilkli, wymieniając spojrzenia. Sylwia, wyczuwając ich nastrój, nie wytrzymała.
– Co się dzieje? Kim byli ci ludzie? Obiecali, iż wrócą…
– Na razie nie mamy informacji. Ale podejrzewamy, iż Dominik jest związany z serią włamań w regionie.
– Ale nic mi nie ukradli!
– Jeszcze nie. Podejrzewamy, iż „zwiadowcy” zatrudniają się w serwisach. W ten sposób mogą ocenić mieszkania. Tacy ludzie są bardzo spostrzegawczy – notują rzeczy niezwiązane z pracą. Liczą domownikówI wtedy Sylwia zrozumiała, iż czasem choćby najgorsza noc kończy się nowym porankiem, a strach – choć głęboko w pamięci – w końcu ustępuje miejsca uldze.