Szarajówka: Pamięć, która nie gaśnie [ZDJĘCIA]

5 godzin temu
Uroczystości rozpoczęły się patriotyczną akademią przygotowaną przez młodzież ze Szkoły Podstawowej im. por. Edwarda Błaszczaka ps. „Grom” w Chmielku. Następnie odprawiona została msza św. w intencji pomordowanych, celebrowana przez ks. prof. kanonika Mariana Pokrywkę – proboszcza parafii w Chmielku oraz ks. kanonika Waldemara Kostrubca – proboszcza parafii w Łukowej.W swoich homiliach duchowni nawiązywali do odpowiedzialności za prawdę i pamięć. Ks. Waldemar Kostrubiec przypomniał, iż pierwsi chrześcijanie spotykali się na grobach męczenników i tam odprawiali Msze św. – Tam prosili Boga o miłosierdzie, łaskę głębokiej wiary i przemianę losu. Dziś my robimy to samo – gromadzimy się na grobach współczesnych męczenników. Ks. Marian Pokrywka zauważył, iż grzech zawsze rodzi zło. – Wojny nie wybuchają same – zawsze znajdą się tacy, którzy je wywołują, i tacy, którzy są wobec nich obojętni. To ta obojętność, o której mówił już papież Pius X, sprawia, iż zło się rozwija. I zawsze niesie za sobą tragiczne i bolesne skutki – stwierdził. Wójt gminy Łukowa Stanisław Kozyra przypomniał tragiczne tło wydarzeń. – To miejsce przypomina nam o bestialstwie niemieckiego okupanta i kolaborujących z nim ukraińskich formacji. Po kilku godzinach tortur ludzie zostali spaleni żywcem. Słychać było tylko krzyk i wołanie o pomoc, a potem zapadła cisza i zostały tylko zgliszcza. Oprawcy w tym czasie grabili, co się dało. Źródła różnie podają przyczynę pacyfikacji, ale według Instytutu Pamięci Narodowej była to zemsta za rozbicie posterunku spółdzielni w Tarnogrodzie. Zginęli niewinni ludzie – tylko dlatego, iż w nieodpowiednim momencie znaleźli się w niewłaściwym miejscu – mówił. Na zakończenie podkreślił, iż naszym obowiązkiem jest dbać o to miejsce, mówić głośno o tej historii, nie oglądając się na polityczną poprawność. – Pamięć o ofiarach jest naszym moralnym zobowiązaniem wobec przeszłości – stwierdził.Na zakończenie uroczystości na cmentarzu udekorowanym biało-czerwonymi wiankami w powadze i zadumie złożone zostały kwiaty oraz zapalone znicze.Wzruszające świadectwo tamtych dni przywołał Władysław Wierzbowski – jeden z nielicznych, którzy cudem ocaleli z masakry. "Przyszło dwóch Niemców, podpalili zabudowania, w których się ukrywaliśmy. Gdy stodoła była już w płomieniach, wyczołgaliśmy się przez dym na pole i leżeliśmy w życie, aż Niemcy odjechali. Wszystkich, których zastali we wsi, zamknęli w budynkach i spalili. Zginęło 59 osób – w tym 30 dzieci, 20 kobiet, 9 mężczyzn. Moi rodzice i 11-letnia siostra też zostali spaleni."
Idź do oryginalnego materiału