Starasz się!” – zawołała Tamara, unosząc ręce. – “Czterdzieści lat patrzę na twoje starania! Pamiętasz, jak kupowałeś ten domek letniskowy?

8 godzin temu

— Starasz się! — Wanda klasnęła w dłonie. — Czterdzieści lat obserwuję twoje starania! Pamiętasz, jak kupowałeś tę działkę nad jeziorem?

— Ile razy można powtarzać to samo! — Wanda Stanisławowa cisnęła na stół plik dokumentów. — ZUS żąda zaświadczenia o dochodach z ostatnich pięciu lat, a ty mi od trzech miesięcy przynosisz jakieś niezrozumiałe świstki!

— Wandziu, przecież tłumaczyłem — Wiesław Leszek pokornie wzruszył ramionami. — W archiwum powiedzieli, iż dokumenty z dziewięćdziesiątego ósmego zginęły podczas przenosin. Co ja mogę na to poradzić?

— A próbowałeś pomyśleć głową? — żona wstała od stołu i zaczęła chodzić po pokoju. — Pytałeś w księgowości zakładu? Zwróciłeś się do dyrektora? Czy tylko umiesz rozkładać ręce?

Wiesław skrzywił się boleśnie. Od pół roku, gdy przeszedł na emeryturę, każdy dzień zmieniał się w próbę cierpliwości. Wanda wciąż znajdowała powód do wyrzutów, a on czuł się jak niesforny uczeń.

— Zakład dawno zamknięto — powiedział cicho. — A tamten dyrektor zmarł jeszcze w latach dwutysięcznych.

— Właśnie o to chodzi! — Wanda odwróciła się do niego. — Trzeba było zająć się tym wcześniej, a nie czekać, aż nas przyprze. Teraz przez twoje roztrzepanie stracimy dodatek do emerytury.

Wiesław spuścił wzrok. Żona miała, jak zwykle, rację. Rzeczywiście nie zadbał o dokumenty w porę, liczył, iż jakoś to będzie. A teraz okazało się, iż bez zaświadczenia o zarobkach nie dostanie należnej dopłaty za pracę w szkodliwych warunkach.

— Spróbuję jeszcze poszukać w archiwum wojewódzkim — wyszeptał.

— Oczywiście, spróbujesz — Wanda wróciła do stołu i zaczęła porządkować papiery. — Jak przez całe życie próbowałeś. Pamiętasz, jak obiecywałeś załatwić meldunek dla naszej Kasi, gdy wychodziła za mąż? Dwa lata łaziłeś po urzędach, a w końcu ona sama wszystko załatwiła.

Wiesław westchnął. Historia z meldunkiem córki wciąż była drażliwym tematem w domu. Wtedy naprawdę obiecywał złote góry, a skończyło się tylko na zmęczeniu wszystkich.

— Może odwiedzimy Kasię? — zaproponował. — Pracuje w urzędzie, może coś podpowie.

— Kasia ma swoją pracę i rodzinę — odcięła Wanda. — Dość liczyć na córkę. Sam powinieneś załatwiać męskie sprawy.

Męskie sprawy. Wiesław uśmiechnął się gorzko. Całe życie starał się być prawdziwym mężczyzną, głową rodziny. Pracował jako tokarz w fabryce, przynosił pensję do domu, nie pił, nie palił. Ale z biegiem lat coraz częściej czuł się jak nieudacznik.

— Dobrze, pójdę jutro rano do archiwum — powiedział, podnosząc się z kanapy.

— Tylko nie zapomnij dowodu — pouczyła go Wanda. — I zapisz dokładny adres, żeby znów nie trafić nie tam, co ostatnio.

Wiesław skinął głową i poszedł do kuchni napić się herbaty. Za oknem zapadał zmierzch, na podwórku zapalały się latarnie. Patrzył na znajomy widok i zastanawiał się, kiedy jego życie zaczęło się sypać.

Dawniej Wanda nie była taka ostra. Gdy pobrali się trzydzieści lat temu, była czułą, troskliwą kobietą. Umiała go wesprzeć, dodać otuchy, choćby gdy coś nie wychodziło. Teraz każdy jego błąd stawał się pretekstem do długich kazań.

— Wiciu, zjesz kolację? — zapytała Wanda z pokoju.

— Tak, oczywiście — odpowiedział.

— To obierz ziemniaki, a ja usmażę kotlety.

Wiesław wyjął z szafki kartofle i zabrał się do obierania. Monotonna praca uspokajała, pozwalała nie myśleć o problemach. Ale wtedy zadzwonił telefon.

— Tato, cześć! — rozległ się głos córki. — Co słychać?

— Kasiu, kochanie — Wiesław od razu się ożywił. — Dobrze, iż dzwonisz. Jak Zosia?

— Zosia ma się świetnie, chodzi do przedszkola. Słuchaj, tato, mama mówiła, iż macie problem z dokumentami do ZUS-u?

— Tak, właśnie nie mogę dostać zaświadczenia o zarobkach. Archiwum twierdzi, iż papiery zginęły.

— Rozumiem. A byłeś w ZUS-ie? Powinni mieć dane o twoich składkach.

Wiesław się zamyślił. Faktycznie, dlaczego nie wpadł na coś tak prostego?

— Nie, nie byłem. Myślisz, iż to pomoże?

— Oczywiście iż pomoże. Tam wszystkie składki są ewidencjonowane od dziewięćdziesiątego drugiego. Idź tam jutro, nie zwlekaj.

— Dobrze, na pewno pójdę.

— I tato — głos Kasi stał się cieplejszy — nie martw się tak. Wszystko się ułoży.

Po rozmowie z córką Wiesław poczuł przypływ energii. Kasia zawsze umiała go podtrzymać na duchu, inaczej niż żona. gwałtownie skończył obierać ziemniaki i poszedł opowiedzieć Wandzie o radzie córki.

— No widzisz — powiedziała żona, słysząc o ZUS-ie. — Od razu trzeba było tam iść, a nie włóczyć się po archiwach. Tylko czas zmarnowałeś.

Wiesław milczał. Sprzeczanie się z Wandą nie miało sensu — i tak znalazłaby powód do pretensji.

Następnego dnia udał się do ZUS-u. Kolejka była krótka, więc dość gwałtownie trafił do urzędniczki.

— Zaświadczenie o składkach? — powtórzyła młoda kobieta za okienkiem. — Oczywiście, możemy wystawić. Tylko jest jeden problem — w bazie brakuje danych za dziewięćdziesiąty ósmy rok.

— Jak to brakuje? — Wiesław nie zrozumiał.

— Składki za ten rok się nie pokazują. Pewnie zakład ich nie przekazał.

— Co w takim razie robić?

— Potrzebne jest zaświadczenie z miejsca pracy o wysokości wynagrodzenia z tamtego okresu.

Wiesław poczuł, jak serce mu zamarło. Znowu to samo błędne koło.

— Ale zakład już dawno nie istnieje — powiedział zrezygnowany.

— W takim razie proszę zwrócić się do archiwum zakładowego. Dokumenty powinny tam trafić po likwidacji.

Kobieta podała adres archiwum. Wiesław zapisał i powlókł się do domu. Nastrój miał pod psem.

— No i co, dostałeś zaświadczenie? — przywitała go Wanda.

— Nie — westchnął. — Znowu potrzebne jest z zakładu.

— Mówiłam, iż na darmo tam idziesz! — ż

Idź do oryginalnego materiału