– To był zwyczajny i normalny dzień. Rano brat był u kolegi. Gdy wrócił, położył się spać, a później wyszedł około 17. Nie było go dość długo, ale jeszcze się wtedy nie niepokoiłam, bo często wracał późno do domu. Następnego dnia, gdy obudziłam się około dziewiątej, zajrzałam do pokoju Fabiana. Wciąż go nie było. Zadzwoniłam do jego kolegów, a oni powiedzieli, iż brat powinien być dawno w domu; byli razem na imprezie u znajomego Ukraińca, a wyszedł stamtąd około 23. Zaczęliśmy go więc wszyscy szukać i wydzwaniać do innych osób. Chodziliśmy po wsi, ale nigdzie nie znaleźliśmy Fabiana. Jego telefon także nie odpowiadał, więc sprawę zgłosiliśmy na policji.
Pies zgubił trop przy drodze
Jak dalej zeznawała Patrycja Z., przyjechali funkcjonariusze z psem i zaczęli poszukiwania.
– Okazało się, iż pies doprowadził ich do głównej drogi i policjanci wywnioskowali, iż Fabian prawdopodobnie wsiadł do jakiegoś samochodu. Niemniej poszukiwania trwały dalej, brali w nim udział także koledzy brata. Opowiadali też o tej imprezie, gdzie ostatni raz go widziano. Mówili, iż pili i wygłupiali się, ale Fabian stał w kącie i płakał. Jego koleżanki próbowały dowiedzieć się, o co chodzi, ale nic nie powiedział. Chciał natomiast wracać do domu, ale jeden z kolegów go zatrzymywał, choćby ponoć trochę się szarpali. W końcu jednak brat wyszedł. Szukaliśmy go wraz z policją na polach, na łąkach, w lasach, w zbiornikach wodnych, pytaliśmy o niego kogo się dało i do dzisiaj go nie znaleźliśmy ani jego ciała.
– Czy przed zaginięciem brata zdarzyło się coś, co mogło panią zaniepokoić? – pytał sąd.
– Tej nocy było takie dziwne zdarzenie, bo ktoś dobijał się do bramy naszej posesji. Mój partner się obudził, wybiegł na podwórko, ale ci, którzy tam byli, uciekli i nie widział ich dokładnie. Adwokata oskarżonego Radosława M. interesowało natomiast, czy matka świadka oraz Fabiana Z. mieszkała w tym czasie w Polsce.