Z Markiem Dyjaszem – byłym dyrektora Biura Kryminalnego Komendy Głównej Policji i byłym szefem Wydziału Zabójstw Komendy Stołecznej Policji – o sprawie zaginionej w 2010 roku Iwony Wieczorek – rozmawia Janusz Szostak.
Jesienią 2011 roku był pan dyrektorem Biura Kryminalnego Komendy Głównej Policji. Co sprawiło, iż wówczas zajął się Pan sprawą zaginięcia Iwony Wieczorek?
Przypuszczam, iż środki masowego przekazu, w tym głównie telewizja, spowodowały, iż troszkę inaczej spojrzeliśmy na tę sprawę. Stwierdziliśmy, iż musimy wspomóc komendę wojewódzką. Wtedy też ściągnęliśmy akta do analizy. Do analizy tych materiałów został przypisany jeden analityk z Biura Wywiadu Kryminalnego i ode mnie policjant z tzw. Grupy Generałów.
To był Marek Siewert, który pracował jeszcze przy sprawie generała Papały?
Tak. Ściągnąłem go dlatego z emerytury. On to czytał i analizował. Powstała z tego analiza, może nie wytyczne, ale wskazówki – co zrobić, na co zwrócić uwagę. Tam to zostało przedstawione. Najbardziej istotnym wątkiem było to towarzystwo, z którym ona się spotykała. Także ci młodzi ludzie, z którymi była na tej działce, gdzie razem spożywali alkohol przed pójściem do klubu. Ale także jej były chłopak i jego koledzy. Wskazanie było takie, żeby nawiązać kontakt z tym środowiskiem i przesłuchać ich raz jeszcze. Bowiem wydawało się, iż nie mówili oni do końca prawdy.
Co stało się dalej z waszymi wskazówkami?
Gdy ta analiza została sporządzona, i powstały wytyczne, to wówczas myśmy pojechali do Gdańska we czwórkę. Pojechał wtedy z nami dyrektor wywiadu, pojechał Siewert, ja i analityk z Biura Wywiadu Kryminalnego. Rozmawialiśmy wtedy z zastępcą Komendanta Wojewódzkiego Policji w Gdańsku. Rozmawialiśmy również z naczelnikiem Wydziału Kryminalnego Komendy Wojewódzkiej. Wspólnie ustaliliśmy, iż powinni pogłębić śledztwo, zdecydować się na powiadomienie prokuratury oraz zainteresować ich tymi nowymi wątkami, odkrytymi w czasie wykonywania analizy. No i w konsekwencji miało nastąpić zatrzymanie do wyjaśnień tych znajomych Iwony Wieczorek, żeby skonfrontować ich wcześniejsze zeznania, bowiem jak się okazało, były w nich luki. Pewne nieprawidłowości i sprzeczności. Myśmy się na tym kierunku skupili. Nie wiem, ile to trwało, może pół roku, siedem miesięcy. W końcu zaproponowany przez nas plan działania doszedł do skutku. Pojechał wtedy Siewert z analitykiem, ale chyba nie do końca zrobili to, co chcieli zrobić. Bowiem wszyscy z zatrzymanych zostali wypuszczeni.
Zdaje się, iż niefortunnie wybrano moment realizacji, gdyż wówczas odbywało się w Polsce, także w Gdańsku, Euro 2012 i wielu policjantów zajętych było zapewnieniem bezpieczeństwa na tej imprezie. W zasadzie, żadne wnioski z tej analizy nie zostały w pełni zrealizowane.
Tego do końca nie wiem, ale mogę tylko przypuszczać, bowiem nie miałem dostępu do wszystkich materiałów. Ponieważ w sierpniu 2012 roku zostałem emerytem. Skoro, jak wiadomo, nie wyjaśniono tej sprawy, to chyba można było zrobić więcej.
W jednym z wywiadów przed laty mówił pan: „Ciągle słyszałem o jakichś przeszkodach, nie rozumiem tego, cała Polska interesuje się tą sprawą, są nowe istotne wnioski – i nic”. Co to były za przeszkody?
Tak, to prawda. Ciągle było coś nie tak; albo prokurator nie wyrażał zgody, albo sytuacja procesowa była niekorzystna. Nie wiem, czy to była prawda, czy oni sami sobie mnożyli problemy. Trudno mi jest w tej chwili powiedzieć. Działo się tak, iż za każdym razem coś było nie tak, i trzeba było wręcz dopraszać się o informacje. Tak było wówczas, kiedy ja pracowałem w policji. Chociaż oni w Gdańsku mówili, iż się tym zajmują. Mam nadzieję, iż nie markowali swoich działań. No, ale suma summarum sprawa nie wyszła. Nie posunęli się do przodu choćby o jeden krok.
Co pana zdaniem było największym błędem w śledztwie?
Na początku śledztwo było źle prowadzone. Zbyt długo szli wersją o zaginięciu dziewczyny. W związku z tym zaprzepaszczono wiele śladów kryminalistycznych, których nie dało się odnaleźć po latach. Nawet, jak my proponowaliśmy im pewne działania, na przykład, aby zrobić oględziny tego domku, gdzie była impreza przed dyskoteką, to tam też było wszystko poczyszczone.
Co pan sądzi o przeszukiwaniu przez policję co kilka lat Parku Reagana?
Szukanie po latach, ponownie w tych samych miejscach, jest dla mnie sygnałem, iż albo coś zrobiono źle, albo śledczy rozszerzają rejon poszukiwania. Gdyż nie mają pewności, iż zrobili wszystko dobrze.
Ja mam takie wrażenie, iż ktoś tam nad tym czuwa, iż komuś zależy, żeby to się nie wyjaśniło. Co pan o tym myśli?
Z każdym miesiącem i z każdym rokiem jest coraz trudniej wyjaśnić tę sprawę. Może niektórzy policjanci boją się odpowiedzialności, iż czegoś tam nie zrobili; zarzutów o niedopełnienie obowiązków służbowych i mogą różne rzeczy robić. Ja tutaj nikogo nie posądzam i nie oceniam. Od początku ta sprawa miała pod górkę i przez cały czas ma pod górkę. Pewne czynności robione są po prostu po omacku.
Tam były dziwne związki, policjantów z tymi młodymi ludźmi, także z Iwoną. Wiedział pan o tym?
To wyszło już po moim odejściu, ja tylko o tym słyszałem, gdzieś tam od kogoś słyszałem. Szczegółów jednak nie znam.
Czy ta sprawa pana zdaniem ma szansę na rozwiązanie?
Jest jeszcze trochę czasu w rozwikłanie tej sprawy i mam nadzieję, iż to wyjdzie. Miejmy nadzieję, iż będzie jakiś przełom. Może jakiś nowy świadek się znajdzie. Na razie śledczy stoją w martwym punkcie. Im będzie dłuższy czas od sprawy, tym ilość pracy związanej ze śledztwem maleje. Mam nadzieję, iż jednak wciąż nad tym pracują. Czasami potrzebne jest to szczęście, ułamek szczęścia, iż wyjdzie w ogóle cokolwiek.
Jak Pan sądzi, dlaczego odsunięto od zajmowania się tą sprawą Marka Siewerta? Przecież on miał bardzo celne uwagi dotyczące zaginięcia Iwony Wieczorek. Dotyczyło to choćby chłopaka Iwony, który ewidentnie kłamał. Należało te jego wskazówki sprawdzić, i być może sprawa dawno byłaby zamknięta. Nie zrobiono jednak tego, a Siewerta odsunięto od sprawy.
Nie wiem, dlaczego tak się stało. Nie mam pojęcia. To już było po moim odejściu z policji, zatem dokładnie nie wiem, jak to się zadziało. Wiem tylko o tym z jego opowieści, iż już nie zajmował się tą sprawą. Nie wiem, na jakiej zasadzie odbyło się jego odsunięcie od sprawy Iwony Wieczorek. W każdym razie było to polecenie niezajmowania się tą sprawą, i po paru miesiącach został zwolniony z pracy. Pracował już wówczas dla policji jako emeryt. To jest naprawdę doskonały fachowiec. Chłopak ma głowę na karku i duży potencjał.
Jest to fragment książki Janusza Szostaka „Co stało się z Iwoną Wieczorek”