SPAŁ NA ZWŁOKACH MATKI

2 dni temu

Twierdził, iż za sprawą matki miał zmarnowane dzieciństwo. Według niego podobny koszmar kobieta zgotowała jego przybranemu bratu. Chcąc go przed tym chronić, zrobił to, co najgorsze i nieodwracalne.

36-letni częstochowianin Daniel N. nigdzie nie pracował. Był kawalerem. Nie był karany i zdarzało się, iż zaglądał do kielicha. Miał też rodzeństwo, młodszego brata Marcina N. Daniel nie miał stałego miejsca zamieszkania, zatem często przebywał w domu swej matki, 59-letniej Małgorzaty N. Kobieta mieszkała w blokach przy Alei Niepodległości w Częstochowie. Matce żal było najstarszego, więc pozwalała mu nocować u siebie w domu.

Kilka lat temu z rodziny zastępczej wzięła jeszcze na wychowanie 12-letniego Marcina G. Chłopak miał tak samo na imię, jak jej młodszy syn. Jak twierdził potem chłopak w prokuraturze, Daniel chciał się również przyczynić do wychowania przybranego brata. Fakt ten miał być, według Daniela N., głównym powodem tragedii, do której doszło.

Paskudne dzieciństwo

– Nie wiem, czemu to zrobiłem – zeznawał potem w częstochowskim sądzie Daniel N. – Już miałem raz takie myśli, żeby zabić matkę. Chyba tylko dlatego, jak traktowała tego najmłodszego, Marcina. I jak się do niego odnosiła. Śmiała się z niego przy jego kolegach i nie pozwalała mu przyprowadzać kolegów do domu. Przysposobiła go z rodziny zastępczej chyba tylko dlatego, aby brać za niego pieniądze.

Daniel miał od lat pretensje do matki za swą młodość. Gdy był niegrzeczny, lała go wtenczas rzemiennym pasem.

– Że nie słuchałem jej i nie chciałem się uczyć. I jak teraz widziałem to samo, co wyczynia z moim przybranym bratem, to tamte wspomnienia o jej zachowaniu w stosunku do mnie na nowo wróciły.

Jaki mówi, przeszłość wstrząsnęła nim na nowo.

– W domu kary cielesne stosowano tylko w stosunku do mnie – skarżył się w sądzie. – Bo byłem starszy. Młodszemu, Marcinowi uchodziło wszystko. Bito mnie po głowie kawałkiem drewna z trzema rzemieniami i pasem wojskowym. Jak miałem 6 lat, to matka nazwała mnie męską k… Bito mnie do 12 roku życia. Dwa razy dziennie dostawałem lanie. Zwykle ze trzy razy w tygodniu. Potem się buntowałem, i gdy matka nade mną się przez cały czas znęcała, po prostu olewałem ją wtenczas.

Właściwie bił go tylko ojciec, który był wykonawcą matczynych poleceń.

– Matka przyglądała się tylko i liczyła razy, ile dostałem. Inaczej zachowywała się w domu, inna była poza nim.

Mówił również, iż gdy zmarł ich ojciec, tuż przed Wigilią 2013 roku, matka stała się jeszcze gorsza.

– Wszystko odziedziczyłam po ojcu. Tak nam mawiała, iż renta po ojcu jej, mieszkanie również jej. Jakby na to wszystko zasłużyła sobie. Jakby w ogóle nie zależała jej na ojcu – żalił się Daniel.

Z siekierą do sklepu

Miał wtedy Daniel N. ciężki okres w życiu. To było 18 marca 2017 roku. Poszedł do kolegi, do bloków przy ul. Kwiatkowskiego w Częstochowie. Tam trochę popili.

– A potem, około godziny 18.00, kolega dał mi spis jakichś artykułów żywnościowych i z tym spisem poszedłem na zakupy do sklepów w długim wieżowcu, po drugiej stronie ulicy.

Daniel N. nie wiedział tylko, po co zabrał z sobą od kolegi toporek. Wsadził go sobie za pasek spodni, pod kurtkę.

– Miał trzy reklamówki i do wszystkich wkładał po kolei towar – opowiadała ekspedientka, która tego wieczora pracowała w sklepie. – Nie wyglądał na kogoś, kto mógł być pijany. Zachowywał się normalnie. Potem podszedł do mnie i poprosił o paczkę papierosów. Kiedy mu ją dałam, odwrócił się na pięcie i wyszedł, nie płacąc za nic.

Wtedy kobieta wybiegła za nim i złapała go od tyłu, za kurtkę.

– On odstawił wówczas spokojnie reklamówki pod mur, odwrócił się do mnie i jednym ruchem ręki wyciągnął zza pazuchy siekierę. Machnął ją gdzieś nad moją głową. Uchyliłam się machinalnie i przestraszyłam się. Gdy odskakiwałam od niego, wtedy zamachnął się nią drugi raz. Znowu nad moją głową.

Jedna z przechodzących obok chodnikiem kobiet, przerażona widokiem zajścia przed sklepem, sięgnęła po telefon komórkowy i powiadomiła o wszystkim policję. Ostrzegła zarazem ekspedientkę, by ta nie szła za mężczyzną, który właśnie chował toporek za pazuchę. Podniósł z ziemi reklamówki i spokojnie oddalił się.

Na wszelki wypadek kobiety schowały się jeszcze do sąsiedniej klatki schodowej, nim napastnik zniknął im zupełnie z oczu.

Daniel N. z zakupami, w tym z alkoholem oraz papierosami, szedł tymczasem wzdłuż tak zwanego długiego bloku, nie zatrzymywany przez nikogo. I w końcu przez następne dwie klatki schodowe przeszedł na drugą stronę ulicy. Został jednak utrwalony na monitoringu sklepu, którego nagranie przekazano w ręce policjantom. Policja zarządziła poszukiwania. Z czego Daniel N. nie zdawał sobie jeszcze wtedy sprawy.

Złe wspomnienia

Minął niecały miesiąc, a Daniel N. przez cały czas przebywał na wolności, i poruszał się swobodnie po mieście, nie zatrzymywany przez nikogo. Odwiedzał matkę.

– Matka nie pozwalała mi pić w domu, więc wlewałem alkohol do plastikowej butelki, by tego nie widziała, i z tą plastikową butelką wychodziłem na zewnątrz mieszkania, na korytarz bloku, w którym mieszkaliśmy.

Mówił wtedy, iż wychodzi na papierosa.

To było 16 maja 2017 roku, tuż po 9.00 rano był u matki. Był wtedy trzeźwy, tak przynajmniej twierdzi. 12-letni Marcin przygotowywał się do wyjścia do szkoły. O 9.30 Małgorzata N. wyszła jeszcze do pobliskiego sklepu.

– Gdy wróciła, coś do Marcina jeszcze mówiła, a ja już chciałem wyjść z domu. Miałem choćby ubrane buty. I wtedy matka zaczęła niespodziewanie ubliżać Marcinowi, krzyczeć na niego. Chłopak wybiegł zapłakany do szkoły.

Daniel N. nie potrafił potem wytłumaczyć tego w żaden rozsądny sposób.

– Ale chyba wtedy właśnie znowu wróciły te wszystkie złe wspomnienia o matce.

Pozostał jeszcze w mieszkaniu, stał w pokoju. Wtedy matka podeszła do stołu zabrać klucze, które tam leżały. Była do niego tyłem odwrócona.

– I w tym momencie coś we mnie wstąpiło.

Podszedł do matki. Chwycił ją mocno za szyję i zaczął dusić. Upadli razem pomiędzy fotele a ławę. Kobieta zaczęła się szarpać. Coś choćby chciała do niego wykrzyczeć.

– Zabij mnie, dam ci jeszcze. Coś takiego chyba do mnie charczała. Nie pamiętam dokładnie.

Zatkał jej dłonią usta oraz nos, a drugą zaciskał szyję tak długo, aż przestała oddychać. Mniej więcej po 15 minutach, jak zeznawał, dla pewności zacisnął jeszcze mocno na szyi matki apaszkę, którą nosiła na sobie. I użył jeszcze potem dezodorantu, żeby nie śmierdziało. Po wszystkim poszedł do sąsiada i mu powiedział, aby ten skoczył do sklepu po jakąś butelkę, bo zaraz będą pili.

Sąsiad pobiegł, a on wrócił do mieszkania matki.

– Apaszki nie wyciągałem. Odciąłem ją scyzorykiem. Nie chciałem matce spojrzeć w oczy.

Po czym wsadził zwłoki kobiety do wersalki i przykrył je kołdrą.

Zamknął wersalkę, napił się w domu szampana, zamordowanej matce zabrał z portfela jeszcze 316 złotych i wrócił do sąsiada. I znów się napił, tym razem z sąsiadem.

Gdy mu zabrakło pieniędzy na picie, pożyczał. Sąsiadowi powiedział jeszcze, iż pije, bo mu matkę zabrało właśnie do szpitala pogotowie, a on się o nią bardzo martwi.

Zaskoczony i osaczony

O tym, iż matkę zabrało pogotowie, poinformował też 12-letniego Marcina G., gdy ten wrócił ze szkoły do domu. Chłopak miał się choćby ucieszyć, iż będzie miał trochę swobody. Marcin biegał potem po boisku, gdy Daniel N. pił w domu. Pił w mieszkaniu matki i poza nim. Pił sam i razem z kolegami, którzy w tym czasie odwiedzali mieszkanie Małgorzaty N. Nie przypuszczali, iż w wersalce leżą jej zwłoki.

– Marcin nie musiał choćby chodzić przez tych parę dni do szkoły – chwalił się wszystkim Daniel.

Dni mijały, a on przez cały czas pił. Powiedział potem w sądzie, iż pił, bo zabił matkę. Mijał już kolejny tydzień, a Daniel ciągle przebywał na wolności, nie zatrzymywany przez policjantów. W mieszkaniu matki zrobił się bałagan, cuchnęło sikami i psimi odchodami.

W końcu 24 maja 2017 roku 12-letni Marcin G. powiadomił Marcina N. – młodszego brata Daniela N. – iż matki ciągle nie ma w domu. Gdy młodszy skontaktował się ze starszym bratem, ten nie potrafił określić, w którym szpitalu przebywa ich matka. Więc młodszy z braci skontaktował się z wujkiem i razem zaczęli poszukiwać kobiety w częstochowskich szpitalach. Ale w żadnym jej nie było. Więc wrócili pod jej mieszkanie. Marcin G. gdzieś wyszedł wtedy, ale młodszy z braci posiadał zapasowe klucze do mieszkania matki. Nie zastali w nim Daniela. Szukali torebki Małgorzaty N. Zajrzeli choćby do sąsiada, który im również oznajmił, iż kobieta przebywa przecież w szpitalu. W mieszkaniu było już czuć nieprzyjemny fetor rozkładającego się ciała. Im bliżej wersalki, tym smród był większy. Więc zajrzeli do wersalki. Zobaczyli rozkładające się ciało Małgorzaty N. Natychmiast powiadomili policję.

Ciało kobiety, jak ustalili potem śledczy, leżało 8 dni schowane w wersalce, na której to Daniel sypiał.

Gdy Marcin N. wraz z bratem Małgorzaty N. wchodzili do mieszkania Małgorzaty N., Daniel N. przebywał właśnie u swej dziewczyny w Częstochowie. Rodzice dziewczyny Daniela byli bardzo zdziwieni, gdy o 22.00 wracając z pracy do domu, zastali przed klatką schodową policjantów i całą grupę antyterrorystyczną wraz z mediatorem.

W pobliżu stała też zapłakana i przerażona ich córka.

Okazało się, iż funkcjonariusze gwałtownie wpadli na trop Daniela N. Ustalono, iż przebywa w mieszkaniu rodziców swej dziewczyny. I tam go zaskoczono i osaczono. Negocjacje z nim trwały aż do późnych godzin nocnych. Groził, iż użyje noża i zrobi sobie krzywdę.

Dopiero następnego dnia, po zatrzymaniu okazało się, iż Daniel N. jest tą samą poszukiwaną od miesiąca osobą, która nie zapłaciła w sklepie spożywczym za towar, i zaatakowała toporkiem ekspedientkę.

Po zatrzymaniu przez policjantów mężczyzna od razu przyznał się do winy, ale dodał: – Z tym sklepem, to była chyba pijacka moja jakaś fantazja.

I zaprzeczał, jakoby machał toporkiem. Natomiast w sprawie napadu na ekspedientkę sklepu o wszystko obwiniał policję: – Pytania do mnie były po prostu źle sformułowane. Piłem alkohol, to prawda, ale czułem się wtedy trzeźwym.

Wykluczono u Daniela N. chorobę psychiczną. Jego poziom intelektualny określono choćby w granicach inteligencji ponadprzeciętnej. I w momencie popełnienia zabójstwa był w pełni poczytalny i świadomy tego, co uczynił. „Miał zdolność rozpoznania i znaczenia swego czynu i mógł kierować swoim zachowaniem”.

Podczas prowadzonego śledztwa i w czasie rozprawy sądowej 12-letni Marcin G. nie potwierdzał, aby jego przybrana matka kiedykolwiek znęcała się nad nim, i wyrządzała mu jakąkolwiek krzywdę. Nie potwierdzali w sądzie zeznań Daniela N., w tym również o napaść na ekspedientkę sklepu, inni świadkowie. Daniel N. przepraszał w sądzie za swe zachowanie ekspedientkę sklepu, a o zamordowaniu matki powiedział, iż czuł się wtedy podle i teraz bardzo żałuje swego czynu: – Wiem, iż zrobiłem rzecz straszną i niewybaczalną – dodawał. – Zabiłem człowieka najważniejszego dla mnie, moją matkę.

22 marca 2018 roku Sąd Okręgowy w Częstochowie skazał Daniela N. za zamordowanie Małgorzaty N. i za napad na ekspedientkę sklepu na łączną karę 25 lat pozbawienia wolności.

Idź do oryginalnego materiału