Śmierć dziennikarki TVP. Miesiąc przed porodem znaleziono ją martwą. Na twarzy miała dziecięcą kołdrę

1 tydzień temu
Zdjęcie: Zdjęcie ilustracyjne , istock/@udra


30 lipca 1990 roku dziennikarkę wrocławskiego oddziału Telewizji Polskiej, Martynikę Ł. znaleziono martwą w wannie. Była w ósmym miesiącu ciąży, a jej śmierć poruszyła całą Polskę. Morderca do dziś nie wyjawił powodów, dla których zabił.
25-letnia Martynika pracowała w lokalnym oddziale TVP i to właśnie tam poznała starszego o 13 lat realizatora Jana Sz. Oboje byli w związkach małżeńskich, ale wspólna praca w końcu zakończyła się romansem. Jan miał żonę i dwoje dzieci, ale przekonywał kochankę, iż niedługo zakończy związek.


REKLAMA


Zobacz wideo Policjanci z "Archiwum X" doprowadzili do zatrzymania podejrzanego o popełnienie morderstwa sprzed 23 lat.


Miała jechać do koleżanki. Znaleziono ją w wannie z dziecięcą kołderką na twarzy
Mijały miesiące, a mężczyzna wciąż zwodził i zwlekał z odejściem od żony. Na początku 1990 roku okazało się, iż Martynika jest w ciąży. Wtedy podjęła decyzję o rozwodzie i wynajęła mieszkanie przy ulicy Macedońskiej we Wrocławiu. Jan w końcu zdecydował, iż także złoży pozew.


Ciało w wannie istock/@nito100


28 lipca Martynika miała wyjechać na weekend do koleżanki, jednak kiedy nieobecność się przedłużała, Jan powiadomił rodziców dziewczyny. Wspólnie z nimi udał do wynajmowanego mieszkania. Nikt nie otwierał, więc wyłamał zamek, a kiedy weszli do środka, odnaleźli Martynikę martwą. Leżała w wannie, na ciele miała widoczne ślady pobicia, a na jej twarzy leżała dziecięca kołderka.


34 lata temu odebrał jej życie. Został ułaskawiony. Nie odsiedział choćby połowy wyroku
Śledczy uznali, iż Martynika została zamordowana. Najpierw sprawca ją pobił i dusił, a potem utopił w wannie z pomocą dziecięcej kołdry. Podejrzanym stał się Jan, ale nie przyznawał się do winy. Wielokrotnie zmieniał zeznania. Początkowo przekonywał, iż ostatni raz widział kochankę przed wyjazdem do koleżanki, innym razem twierdził, iż ślady na ciele dziennikarki powstały, dlatego, iż próbował ją ocucić. W końcu stwierdził, iż Martynika wcale nigdzie nie wyjechała, a weekend spędzili razem. Kiedy zasnął, obudziły go odgłosy w łazience. Poszedł tam, ale kobieta była już martwa, więc w panice wybiegł z mieszkania.


Zeznania mężczyzny nie trzymały się kupy. W jego opowieści pozostawało wiele luk, a śledczy nie wierzyli w wersję wydarzeń, jaką przedstawiał. Podczas śledztwa okazało się także, iż żona nie miała pojęcia o planach Jana, a on sam wcale nie zamierzał brać rozwodu. 13 marca 1992 roku sąd skazał go na karę 25 lat więzienia, a motywem zbrodni miał być strach przed ujawnieniem romansu przed żoną. Jan Sz. wyszedł po 11 latach odsiadki. W 2001 roku ułaskawił go prezydent Aleksander Kwaśniewski.Dziękujemy za przeczytanie naszego artykułu.Zachęcamy do zaobserwowania nas w Wiadomościach Google.
Doświadczasz przemocy domowej? Szukasz pomocy? Możesz zgłosić się na przykład do Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia". Bezpłatna infolinia czynna jest całodobowo pod numerem telefonu 800 12 00 02. Więcej informacji znajdziesz na tej stronie.Jeśli występuje zagrożenie życia - dzwoń na numer alarmowy 112.
Idź do oryginalnego materiału