Sklep oskarżył matkę o kradzież. "Tylko dlatego, iż nie wręczyła dziecku komórki"

2 godzin temu
Chyba każdy zna ten krępujący moment, gdy przy wyjściu ze sklepu nagle "odzywa się" bramka. Wystarczy nieodczepiony chip, by poczuć się jak złodziej. O tym, jak upokarzające bywa publiczne oskarżenie o kradzież, przekonała się jedna z mam. A wszystko dlatego, iż jej córka miała przy sobie książkę.
Jedna z mam, Jessica Mendes, zabrała swoją kilkuletnią córkę na zakupy do sklepu Big W. Kobieta nie chciała dawać dziecku telefonu do oglądania bajek i uznała, iż lepszym rozwiązaniem będzie zabranie nowej książeczki z domu. Takie podejście wydawało jej się najrozsądniejszym rozwiązaniem, aż do momentu, w którym przy wyjściu ze sklepu zadziałał alarm.

REKLAMA







Zobacz wideo Kiedy dziecko się zakrztusi. Przede wszystkim nie panikować. Działać!



Na oczach kilkudziesięciu osób pracownicy sklepu poprosili matkę o zatrzymanie się, opróżnienie wózka i pokazanie paragonów. Kobieta przyznała, iż w pierwszej chwili podejrzewano ją o kradzież książki. Była nowa, błyszcząca i wyglądała tak, jakby dopiero wzięto ją z półki. Ostatecznie winowajcą okazał się sweter, który wciąż miał przyczepioną fabryczną metkę i to spowodowało, iż alarm zaczął piszczeć.





Zakupy z dzieckiemInstagram/@@authorjessicamendes


Niewinne zakupy, wielkie upokorzenie
Choć sprawa gwałtownie się wyjaśniła, Jessica nie ukrywała, iż czuła ogromne zażenowanie. Przyznała, iż wszyscy patrzyli się na nią jak na złodziejkę. I stwierdziła, iż lepiej byłoby znosić te spojrzenia za to, iż córka wpatrywała się w Psi Patrol na jej telefonie, a nie dlatego, iż zabrała nową książkę z domu. Jak stwierdziła, nie chodzi już sama do Big W dla własnego spokoju i bezpieczeństwa.


"To się zdarza częściej, niż myślisz"
Pod nagraniem opublikowanym przez kobietę pojawiło się mnóstwo komentarzy innych mam. Wiele z nich pisało, iż spotkały się z podobnym traktowaniem. "Zdarzało się, iż dosłownie proszono mnie o wyjęcie dziecka z wózka, żeby sprawdzić, czy czegoś pod nim nie schowałam. To niedorzeczne" - napisała jedna kobieta. Pojawiły się też historie z zupełnie innych sklepów. "Poszłam do sklepu spożywczego i otworzyłam paczkę chipsów dla moich dzieci, bo zrobiły się głodne. Przy kasie próbowano oskarżyć mnie o kradzież paczki chipsów" - przyznała kolejna.



Takie historie płyną nie tylko z zagranicy. - Raz w supermarkecie poproszono mnie o pokazanie zawartości torebki, bo alarm zapiszczał przy wyjściu, a nie miałam żadnych innych zakupów. Okazało się, iż winna była metka przy nowych butach, taki chip, który miałam na sobie. Było to dla mnie bardzo krępujące. Teraz zawsze sprawdzam, czy zostały odczepione wszystkie zabezpieczenia - mówi pani Agata.
Jak uniknąć podobnych sytuacji?
Takie doświadczenia są nie tylko upokarzające, ale też stresujące, zwłaszcza gdy towarzyszą nam dzieci. Dlatego warto pamiętać o kilku prostych zasadach:

zawsze sprawdzaj, czy nowe ubrania nie mają przypiętych metek zabezpieczających,
przechowuj paragony w jednym, łatwo dostępnym miejscu np. portfelu,
w razie problemów spokojnie poproś pracownika sklepu o dyskretne rozwiązanie sytuacji, zamiast robić to na oczach tłumu.

Takie "kontrole" mogą zdarzyć się każdemu, ale to, jak są przeprowadzane, często decyduje o tym, czy klient wróci do danego sklepu.
Spotkałaś/spotkałeś się kiedyś z taką sytuacją? Masz ochotę podzielić się z nami swoimi spostrzeżeniami? Napisz na adres: [email protected]
Idź do oryginalnego materiału