Ostrzeżenie ze snu: historia, która zmieniła wszystko
Barbara zajmowała się przetworami – właśnie wekowała grzyby, gdy niespodziewanie rozległ się dzwonek do drzwi. Jej mąż, Krzysztof, był w pracy i zabrał ze sobą klucze. W domu, oprócz niej, była tylko ich córka Zosia.
— Któż to może być? — mruknęła pod nosem, wycierając ręce i idąc do drzwi.
Na progu stał chłopiec, około dziesięciu lat. Nieznajomy. Ubrany schludnie, z plecakiem na ramionach, a w jego oczach było coś dorosłego, poważnego.
— Dzień dobry — powiedział uprzejmie. — Czy twój mąż jest w domu? Muszę z nim porozmawiać.
Barbara zmieszała się.
— Witaj. Niestety, go nie ma… A o co chodzi? Mogę ci jakoś pomóc?
— Nie. Tylko on. To ważna sprawa.
Serce Barbary ścisnęło się. Nie wiedziała nawet, co odpowiedzieć.
— Wpadnę później. Kiedy zwykle wraca do domu?
— Czasem wcześniej, czasem później… Ale powiedz mi, kim jesteś? Co się stało?
— Na razie nic. Ale może się zdarzyć. Do widzenia.
Barbara śledziła chłopca wzrokiem. Co to za dziwna historia? Po co jej mężowi ta rozmowa? I skąd dziecko go zna? Cały dzień nie mogła znaleźć sobie miejsca. A wieczorem, gdy Krzysztof wrócił, natychmiast wszystko mu opowiedziała.
— Dzisiaj przyszedł do ciebie jakiś chłopiec. Miał z dziesięć lat. Mówił, iż musisz z nim pilnie porozmawiać. Nic więcej nie powiedział.
— Co za bzdury? Nie znam go. Może pomylił mieszkanie?
— Nie, wymienił twoje imię. Twierdził, iż potrzebuje właśnie ciebie.
Krzysztof wzruszył ramionami i poszedł pod prysznic. Ale Barbary nie opuszczało uczucie niepokoju. Kim był ten chłopiec? Może… jego syn? Nieznane dziecko z przeszłości? Przecież Krzysztof miał wcześniej inne związki… Przez myśl przemknęło jedno imię – Kinga. Kiedyś byli blisko małżeństwa. Może zaszła w ciążę i nigdy mu nie powiedziała?
Następnego dnia delikatnie zaczęła pytać:
— Krzysiu, pamiętasz tamtą dziewczynę, z którą prawie się ożeniłeś? Jak miała na imię?
— Barbaro, po co to? Dawno skończone. Kinga.
— Tak tylko pytam. O moich byłych wiesz wszystko, a ja o twoich prawie nic.
Barbara od razu zaczęła szukać Kingi w mediach społecznościowych. Ale nazwisko pewnie się zmieniło i niczego nie znalazła. Pozostało tylko czekać, czy chłopiec znów się pojawi.
Kilka dni później Krzysztof oznajmił, iż wyjeżdża w delegację.
— Do sąsiedniego miasta. Nikt nie chciał, a szef nalegał, żebym to ja pojechał.
Barbara się zaniepokoiła. Krzysztof już od dawna nie jeździł w delegacje. Wciąż miała w uszach słowa chłopca: „Może się coś stać”. Instynkt podpowiadał, iż coś jest nie tak.
I wtedy, w przeddzień wyjazdu, chłopiec znów zapukał do drzwi. Barbara gwałtownie wpuściła go do środka.
— Słuchaj, powiedz mi, o co chodzi. Jestem jego żoną. Na pewno mu przekażę. Jak się nazywasz?
— Tomek. Pani rozumie… Mama mi we śnie powiedziała, żebym natychmiast przekazał twojemu mężu – nie może jechać. Inaczej go zabraknie.
— Tomek, co ty mówisz? Jaka mama?
— Moja mama zmarła pięć lat temu. Ale śni mi się. I zawsze ostrzega. Babcia mówi, iż jesteśmy połączeni… Bardzo mnie kochała. Taty nigdy nie poznałem. Mamę widzę tylko na zdjęciach. Ale ostatnio często mi się śni. Podaje adresy. Mówi, iż tylko jemu mogę to przekazać…
Barbara milczała. Czuła, jak zimny dreszcz przechodzi jej po plecach.
— Wiesz, kim on jest dla twojej mamy?
— Nie. Ale powiedziała – nie może jechać. Żadną drogą.
Barbara wyprowadziła Tomka, a zamykając drzwi, poczuła narastającą panikę. Nigdy nie wierzyła w nadprzyrodzone rzeczy… Ale to było zbyt realne.
Następnego dnia Krzysztof wyjechał. Barbara próbowała zająć się domem, by się uspokoić. A po południu zadzwonił telefon.
— Barbaro, nie martw się… Wszystko w porządku. Ale… Stała się dziwna rzecz.
— Co?! Co się stało?
— Jechałem. Słuchałem muzyki. I nagle, prosto na drogę, wyszła kobieta. Nagle. Skręciłem, uderzyłem w barierę… A auto przede mną wyleciało w powietrze. Wypadek. Ludzie zginęli… To ja powinienem tam być.
— Boże…
— Nie wiem, kim ona była. Pojawiła się znikąd i zniknęła. Gdyby nie ona – nie byłoby mnie.
Wieczorem Krzysztof wrócił do domu.
— Nie myślisz, iż to mogła być… tamta kobieta? Mama Tomka?
— Barbaro… To zbieg okoliczności. Jakaś magia.
— Nie, Krzysiu. To nie przypadek. Czuję to.
Następnego dnia Krzysztof powiedział:
— Już wiem. Przypomniałem sobie. Pięć lat temu przechodziłem koło płonącego domu. Ludzie stali i bali się wejść. A ja nie wytrzymałem – wbiegłem do środka. Wyniosłem chłopca. Ale jego mama nie zdążyła…
Postanowili pójść pod wskazany adres. Przywitała ich babcia Tomka.
— Tak, on tu mieszka. To mój wnuk. Jego mama zginęła wtedy w pożarze. Pan go uratował. Jestem panu tak wdzięczna… On nie wszystko pamięta. Zostały tylko zdjęcia. Ale ona mu się śni. A mnie już nie.
— Kinga uratowała mnie…
— Zawsze była wyjątkowa. Chce pan zobaczyć zdjęcie? Proszę…
Na fotografii była ona. Ta sama. Krzysztof poznał ją od razu.
Do drzwi wszedł Tomek.
— Dzień dobry. Mama powiedziała, iż pan jest cały. Cieszy się. Ale mówi też – nigdy więcej nie wolno panu jechać tą drogą. Już pana nie uratuje. Musicie to zapamiętać.
— Dziękuję, Tomek. I podziękuj swojej mamie. Chcesz się z nami zaprzyjaźnić? Mam córeczkę, ale z nią nie mogę łowić ryb. A z tobą bym poszedł. I na mecz, i gdzie chcesz. Zgoda?
Tomek cicho skinął głową. A Barbara płakała. Z wdzięczności, iż los dał im drugą szansę… i iż choćby sen może czasem uratować życie.