Samochodowy terroryzm w obronie status quo. Od strajków robotników po Charlottesville

6 dni temu

Dokładnie osiem lat temu, 12 sierpnia 2017 roku w Charlotesville, amerykański neonazista wjechał w tłum, raniąc 35 osób i zabijając jedną, 32-letnią Heather Heyer, aktywistkę na rzecz praw człowieka. Zdarzenie wywołało szok w całych Stanach – ale prawicowy terroryzm przy użyciu pojazdów ma tam długą tradycję.

W prawicowych przestrzeniach internetowych popularne są żarty z zabijania „lewaków” samochodami. Sugestie, iż dzieciaki z Ostatniego Pokolenia należy rozjechać (można je znaleźć nie tylko na X czy Facebooku, ale też w sekcjach komentarzy pod artykułami w polskich mediach); memy z białym amerykańskim pick-upem z maską ochlapaną czerwoną farbą, tak by przypominała krew po dokonaniu drogowej masakry, z podpisem „Dodge Ram: Protester Edition”; pojawiające się w komentarzach w social mediach hasło „All lives splatter” („wszystkie życia się rozbryzgują” – nawiązanie do sloganu „All lives matter”, czyli „wszystkie życia mają znaczenie”) – w takiej atmosferze ataki na wzór tego z Charlotesville stają się dużo bardziej prawdopodobne.

„Rozjechać te aktywiszcza!”. Tłumy i sądy po stronie kierowców

W Stanach Zjednoczonych podjęto choćby próby wprowadzenia przepisów chroniących kierowców samochodów przed pozwami cywilnymi w przypadku zranienia lub zabicia blokujących drogę demonstrantów, jednak na razie żaden z projektów ustaw (w Dakocie Północnej, Karolinie Północnej, Tennessee, Florydzie czy Teksasie) nie przeszedł. Nie trzeba chyba zaznaczać, iż wszystkie były sponsorowane przez polityków Partii Republikańskiej.

Podobne inicjatywy z pewnością poparłoby wielu Polaków. Nie przypadkiem wezwań do rozjeżdżania jest dużo mniej, kiedy przejścia graniczne są blokowane przez nielegalny „Ruch Obrony Granic” lub gdy drogę blokują rolnicy, niż kiedy robią to nastolatki z Ostatniego Pokolenia. Ci, którzy mieszczą się pod rozległymi skrzydłami prawicy i gotowi są walczyć o podtrzymanie status quo, mogą dokonywać zamachów na świętą wolność wciśnięcia pedału gazu. Tych, którzy je podważają, według brunatnych internetowych bojówek należałoby zmienić w krwawą plamę na jezdni.

Nie potrzebujemy jednak specjalnych ustaw, by folgować sprawcom terroryzmu przy użyciu pojazdów. Podczas protestów przeciwko zaostrzeniu przepisów antyaborcyjnych w 2020 roku funkcjonariusz ABW w cywilu wjechał w tłum protestujących. Został ukarany mandatem, a postępowanie sądowe prokuratura umorzyła w 2021 roku „z powodu braku znamion czynu zabronionego”. Dopiero cztery lata później Prokuratura Okręgowa w Warszawie skierowała do sądu akt oskarżenia za narażenie czterech osób na bezpośrednie niebezpieczeństwo uszczerbku na zdrowiu.

Nie dość iż łamistrajk, to jeszcze terrorysta

Zgodnie z powszechnie przyjętą narracją dotyczącą ataków z użyciem pojazdów jest to relatywnie nowa taktyka, stosowana przez terrorystów od 2010 roku. Można o niej przeczytać w mediach, badaniach naukowych, a choćby na Wikipedii.

Jednak, jak ustaliła dziennikarka śledcza Molly Conger, prowadząca podcast Weird Little Guys, do mających podłoże polityczne ataków przy użyciu samochodów dochodziło w każdej dekadzie zeszłego wieku. Pierwszy zidentyfikowany przez nią przypadek miał miejsce prawie sto lat temu.

16 maja 1929 autobus wiozący łamistrajków staranował pikietę strajkujących pracowniczek przemysłu tekstylnego w Tennessee. Ciężko ranna Evelyn Heaton po wyjściu ze szpitala oskarżyła kierowcę o próbę morderstwa, a dowódcę stanowej Gwardii Narodowej, generała adiutanta W.C. Boyda, o sprawstwo polecające, ponieważ to właśnie Gwardię Narodową sprowadzono do stłumienia strajku i to generał W.C. Boyd wydał kierowcy autobusu polecenie przebicia się przez pikietę. Mimo iż generał przyznał się do wydania feralnego rozkazu, wielka ława przysięgłych nie wniosła przeciwko niemu aktu oskarżenia. W.C. Boyd dowodził Gwardią Narodową w swoim stanie przez kolejne dwie dekady.

Z kolei od 1989 roku tradycją amerykańskiego związku pracowników komunikacji jest noszenie czerwonych ubrań w czwartki, aby upamiętnić śmierć Gerry’ego Hogana, związkowca zabitego przez innego łamistrajka, który staranował samochodem zorganizowaną przez pracowników pikietę.

Zamachy samochodowe na protestach antyrasistowskich, ekologicznych i antywojennych

W 1963 roku walczący o równouprawnienie rasowe Congress of Racial Equality zorganizował okupację parku na Long Island, blokując drogi prowadzące na plażę. W sprawozdaniu z demonstracji opublikowanym w „New York Times” czytam, iż samochody „stuknęły lub ocierały się o demonstrantów”, ale trzy ranne osoby zostały ranne w wyniku policyjnej przemocy, a nie agresji kierowców.

Kilka lat później, 4 kwietnia 1968 roku, podczas spontanicznego marszu po zabójstwie Martina Luthera Kinga Jr w Battle Creek w stanie Michigan, wiceprezes lokalnego Krajowego Stowarzyszenia na rzecz Popierania Ludności Kolorowej został zraniony przez samochód, który wjechał w tłum. Będący świadkami zdarzenia policjanci odmówili wezwania karetki. Trzy lata później, w 1971 roku, czarna Amerykanka Margarett Knot została zabita w Alabamie, kiedy pod koniec marszu na rzecz równouprawnienia rasowego wraz z grupą ponad dwudziestu osób usiadła na skrzyżowaniu dróg (po uzgodnieniu tego z lokalnym szeryfem), by się pomodlić. Kierowca został aresztowany, ale nie pociągnięto go do odpowiedzialności – wystarczyło, iż zeznał, iż bał się o swoje życie.

Ofiarami zamachów terrorystycznych przy użyciu pojazdów bywali też obrońcy środowiska. W 1969 roku kanadyjscy studenci zorganizowali blokadę przejścia granicznego pomiędzy USA a Kanadą w Kolumbii Brytyjskiej, w ramach protestu przeciwko amerykańskim testom jądrowym. Zostali staranowani przez samochód, a prowadzącej go kobiety nigdy nie oskarżono. W 1981 roku podczas blokady elektrowni jądrowej Diablo Canyon w Kalifornii ciężarówka z Gwardią Narodową prawie staranowała pikietę demonstrantów, którzy rozpierzchnęli się w ostatniej chwili.

Obrywało się też demonstracjom antywojennym. W 1972 roku podczas konwencji Partii Republikańskiej w Miami limuzyna wioząca jednego z delegatów wjechała w tłum protestujących przeciwko wojnie w Wietnamie, raniąc co najmniej jedną osobę.

Czym (nie) jest terroryzm?

Amerykańskie agencje badawcze w opracowaniach omawiających historię „aktów taranowania pojazdem” sugerują, iż jako narzędzie terroryzmu zostały one rozpowszechnione na przełomie wieków przez islamskich terrorystów, wcześniej zaś stosowanie samochodu jako łatwo dostępnego narzędzia do zabijania i okaleczania przypadkowych ludzi występowało incydentalnie i zwykle wynikało z problemów psychicznych.

Islamskim terrorystom bez wątpienia zdarzały się wyjątkowo spektakularne ataki z użyciem pojazdów, jak ten w Nicei, w którym zginęło 86 osób oraz zamachowiec – ale jeżeli poszukać, to okaże się, iż rozjeżdżanie ludzi z przyczyn politycznych ma w USA ponad stuletnią tradycję.

Obrona status quo i zysków klasy posiadającej po prostu nie jest uznawana za terroryzm.

Ostatni wpis Heather Heyer na Facebooku brzmiał: „Jeśli nie jesteście wściekli, to znaczy, iż jesteście nieuważni”.

**

Leszek Karlik – tłumacz pracujący m.in. dla sektora energetyki, członek partii Razem i inicjatywy Fota4Climate.

Idź do oryginalnego materiału