REKLAMA
Rosyjskie siatki i nielegałowie Materiały wykradane z warszawskiego ratusza miały wyjątkową wartość. Znajdowały się tam m.in. księgi parafialne Polaków z dawnych Kresów, akty małżeństwa itp., które po wojnie trafiły do Warszawy jako tzw. mienie zabużańskie. Na ich podstawie rosyjskie służby mogły tworzyć fałszywe życiorysy osób rzekomo polskiego pochodzenia, starających się o Kartę Polaka, a w konsekwencji - o legalny pobyt i obywatelstwo. - Uzyskiwane dane i dokumenty umożliwiały wykonanie dokumentacji legalizacyjnej dla budowania tożsamości tzw. nielegałów - potwierdza prok. Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Krajowej. Zatrzymanie Tomasza L. pociągnęło za sobą wydalenie z Polski 45 rosyjskich dyplomatów, w tym jego oficera prowadzącego. - Jego rola była dla Rosji nie do przecenienia - oceniają funkcjonariusze służb specjalnych.
Zobacz wideo
Agent ABW: Pegasus nie był bezpiecznym systemem dla państwa
W cieniu WSI i Pegasusa Jak ujawniły media, Tomasz L. w 2006 roku był członkiem komisji likwidacyjnej Wojskowych Służb Informacyjnych. W tym czasie miał dostęp do danych agentów i operacji prowadzonych przez wojskowy wywiad. - Nie znałem Tomasza L. Do komisji powołał go minister Sikorski - mówił prof. Sławomir Cenckiewicz, ówczesny szef komisji. Sikorski zaprzeczał, iż miał wpływ na personalia w komisji. Zarzuty nie obejmują tamtych lat. Według ustaleń dziennikarzy wpadkę archiwisty mogło umożliwić wykorzystanie systemu Pegasus. Śledczy nie ujawniają, jakie były motywacje mężczyzny, ani czy jego kooperacja z Rosjanami miała charakter ideologiczny, czy finansowy. Tajemnice z przeszłości Tomasz L. ma dziś 58 lat. Pochodzi z Konstancina, jego ojciec był w PRL działaczem partyjnym. W życiorysie mężczyzny śledczy odkryli kilkuletnią lukę - w latach 90. zniknął z życia publicznego, by powrócić dopiero po 2000 roku i ukończyć studia historyczne. - Nikt nie wie, co się z nim wtedy działo. Ta przerwa jest zastanawiająca - mówi jeden z byłych znajomych na łamach "Rzeczpospolitej". Prokuratura nie ujawnia, ilu rosyjskich agentów mogło skorzystać z materiałów wyniesionych z warszawskiego ratusza. Sam Tomasz L. nie przyznał się do winy. Czytaj także: "Zagadka 40 km". Ujawniono nowe informacje o kierowcy, który miał potrącić dzieci i uciecŹródła: Radio Zet, ABW, rp.pl, IAR