**Ostrzeżenie ze snu: historia, która zmieniła wszystko**
Siedziałem w kuchni, patrząc, jak moja żona, Ewa, krząta się przy słoikach z marynowanymi grzybami, gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Nie było mnie wcześniej w domu – wyjechałem na sprawy służbowe i zabrałem klucze. Oprócz Ewy, w mieszkaniu była tylko nasza córka Ania. „Kto to może być?” – mruknęła Ewa, wycierając ręce w ścierkę i idąc do drzwi.
Na progu stał chłopiec, może dziesięcioletni. Nieznajomy. Ubrany schludnie, z plecakiem na ramionach, ale miał spojrzenie starsze, poważne.
„Dzień dobry” – powiedział grzecznie. „Czy pan jest w domu? Muszę z nim porozmawiać.”
Ewa zmieszała się.
„Nie, nie ma go teraz… A o co chodzi? Może mogę pomóc?”
„Nie. Tylko on. To ważne.”
Serce Ewy się ścisnęło. Nie wiedziała nawet, co odpowiedzieć.
„Zajrzę później. Kiedy zwykle wraca?”
„Różnie… Ale kim ty w ogóle jesteś? Co się stało?”
„Na razie nic. Ale może się zdarzyć. Do widzenia.”
Ewa odprowadziła go wzrokiem. Co za dziwna sytuacja? Po co temu dziecku jej mąż? I skąd go zna? Cały dzień nie mogła znaleźć sobie miejsca. A wieczorem, gdy wróciłem, od razu mi o tym opowiedziała.
„Przychodził dziś do ciebie chłopiec. Dziesięć lat, może. Mówił, iż musisz z nim pilnie porozmawiać. Nie chciał powiedzieć nic więcej.”
„Co za bzdury? Nie znamzę dziecka. Może pomylił mieszkanie?”
„Nie, wymienił twoje nazwisko. Twierdził, iż tylko ty możesz mu pomóc.”
Wzruszyłem ramionami i poszedłem pod prysznic. Ale Ewę nie opuszczał niepokój. Kim był ten chłopiec? Może to… mój syn? Nieznany, z poprzedniego związku? Przecież przed Ewą miałem inne kobiety… W myślach przemigotało jedno imię – Kasia. Kiedyś byłem z nią niemal, iż po ślubie. Może zaszła w ciążę? I nigdy mi nie powiedziała?
Następnego dnia Ewa zaczęła delikatnie wypytywać:
„Marek, pamiętasz tamtą, z którą prawie się ożeniłeś? Jak miała na imię?”
„Ewo, po co ci to? Już dawno wyparłem tę historię. Kasia.”
„Tak tylko pytam. Przecież ty znasz moich byłych, a ja o twoich ledwo co wiem.”
Ewa natychmiast zaczęła szukać Kasią w mediach społecznościowych. Ale nazwisko pewnie zmieniła i nic nie znalazła. Pozostało czekać, czy chłopiec znów się pojawi.
Kilka dni później oznajmiłem, iż jadę w delegację.
„Do Lublina. Nikt nie chce, a szef uparł się, żebym to ja jechał.”
Ewa się zaniepokoiła. Od dawna nie jeździłem służbowo. Nie mogła zapomnieć słów chłopca: „Może się coś stać.” Intuicja podpowiadała jej – coś jest nie tak.
I rzeczywiście, w przeddzień wyjazdu ten sam chłopiec znów zadzwonił do drzwi. Ewa gwałtownie wpuściła go do środka.
„Zaraz, powiedz mi, co chciałeś przekazać mojemu mężowi. Jestem jego żoną. Na pewno mu wszystko powtórzę. Jak masz na imię?”
„Tomek. Proszę pani… Mama mi się przyśniła i kazała mu przekazać, iż nie może jechać. Inaczej go nie będzie.”
„Tomek, co ty mówisz? Jaka mama?”
„Moja mama umarła pięć lat temu. Ale czasem mi się śni. I zawsze mnie ostrzega. Babcia mówi, iż jesteśmy połączeni… Bardzo mnie kochała. Taty nigdy nie poznałem. A mamę widuję tylko na zdjęciach. Ale ostatnio zaczęła mi się pokazywać częściej. Dała adres. Powiedziała, żebym tylko jemu przekazał…”
Ewa zamilła. Przeszedł ją dreszcz.
„Wiesz, kim on jest dla twojej mamy?”
„Nie. Ale powiedziała, iż nie może jechać. W żadnym wypadku.”
Ewa odprowadziła go do drzwi i gdy je zamykała, poczuła rosnącą panikę. Nie wierzyła w duchy… Ale to było zbyt konkretne.
Następnego dnia pojechałem. Ewa próbowała się uspokoić, zajmując się pracą. A po obiedzie zadzwonił telefon.
„Ewo, nie martw się… Nic mi nie jest. Ale… stało się coś dziwnego.”
„Co?! Co się stało?”
„Jechałem. Słuchałem radia. Nagle na drogę wyszła kobieta. Zelektryzowało mnie. Skręciłem, uderzyłem w barierę… A samochód przede mną wyleciał w powietrze. Była straszna kraksa. Zginęli ludzie… Ja miałem być na ich miejscu.”
„Boże…”
„Nie wiem, kim była. Pojawiła się znikąd. I zniknęła. Ale gdyby nie ona – nie byłoby mnie.”
Wieczorem wróciłem do domu.
„Nie myślisz, iż to mogła być… tamta kobieta? Mama Tomka?”
„Ewo… To przypadek. Jakaś mistyka.”
„Nie, Marku. To nie przypadek. Czuję to.”
Następnego dnia powiedziałem:
„Już wszystko rozumiem. Przypomniałem sobie. Pięć lat temu szedłem koło jednego domu. Był pożar. Ludzie stali i bali się wejść. A ja nie wytrzymałem – wbiegłem w ogień. Wynieśliłem chłopca. Ale jego matki już nie uratowałem…”
Poszliśmy pod wskazany adres. Przywitała nas babcia Tomka.
„Tak, on tu mieszka. To mój wnuk. Jego mama zginęła wtedy, w pożarze. Pan go uratował. Jestem panu bardzo wdzięczna… On wiele nie pamięta. Zostały tylko zdjęcia. Ale ona mu się śni. A mnie – nie.”
„Ona mnie uratowała…”
„Kasia zawsze była wyjątkowa. Chcecie zobaczyć zdjęcie? Proszę, popatrzcie…”
Na fotografii była ona. Ta sama. Poznałem ją od razu.
W drzwiach pojawił się Tomek.
„Dzień dobry. Mama mówi, iż pan żyje. Jest zadowolona. Ale powiedziała – nigdy już nie może pan jechać tą drogą. Tym razem nie zdąży pana uratować. Ma pan to zapamiętać.”
„Dziękuję, Tomek. I podziękuj swojej mamie. Chcesz się ze mną zaprzyjaźnić? Mam małą córeczkę, z nią nie mogę na ryby. Ale z tobą pojadę. I na mecz, i gdzie zechcesz. Chodź ze mną?”
Tomek cicho skinął głową. A Ewa płakała. Z wdzięczności dla losu… i z myślą, iż czasem choćby sen może ocalić życie.
**I tak nauczyłem się, iż śmierć nie zawsze przychodzi na zawsze – czasem zostawia kogoś, by nas ostrzec.**Śmiałem się w duchu, bo choć nigdy nie wierzyłem w duchy, teraz wiedziałem, iż niektórzy ludzie odchodzą tylko na chwilę.