Jak informowaliśmy w listopadzie 2022 roku, sąd w RPA zdecydował wówczas, iż Janusz Waluś zostanie warunkowo wypuszczony na wolność. Polak odsiadywał tam od 29 lat wyrok dożywotniego więzienia za zabójstwo Chrisa Haniego, lidera Południowoafrykańskiej Partii Komunistycznej.
Waluś ma niedługo przejechać do Polski
Jak jednak ustalił teraz Onet, w najbliższych tygodniach ma on przyjechać do Polski, ale zgodnie z prawem w RPA może opuścić ten kraj nie wcześniej niż dwa lata po warunkowym zwolnieniu. Właśnie mija ten termin.
Portal zapytał o niego polski konsulat RP w Pretorii. "Więcej informacji nie możemy przekazać z uwagi na przyjęte w resorcie procedury obiegu i udzielania informacji, jak również na specyfikę sytuacji pana Janusza Walusia, w tym jego osobistego bezpieczeństwa" – przekazano Onetowi w odpowiedzi podpisanej przez Roberta Rusieckiego, kierownika Wydziału Konsularnego Ambasady RP w Pretorii.
Janusz Waluś urodził się w 1953 roku w Zakopanem, miał także południowoafrykańskie obywatelstwo. W 1981 roku wyemigrował do Republiki Południowej Afryki, gdzie dołączył do ojca i brata, którzy przebywali tam już od kilku lat.
Rodzina Walusiów prowadziła tam niewielką hutę szkła, ale gdy biznes padł, ojciec wyjechał, jego brat znalazł inną pracę, a sam Janusz Waluś został kierowcą ciężarówki. W 1986 roku przyjął obywatelstwo i zaangażował się w działalność polityczną.
Kim jest Janusz Waluś?
O Walusiu było głośno parę lat temu, gdy za sprawą reportażu Superwizjera okazało się, iż stowarzyszenie Duma i Nowoczesność (to, które świętowało urodziny Hitlera i które zostało rozwiązane przez sąd) prowadziło wówczas zbiórkę na rzecz Walusia. Do tego zbiórka była zarejestrowana na Portalu Zbiórek Publicznych należącym do MSWiA.
10 kwietnia 1993 roku Janusz Waluś zastrzelił Chrisa Haniego, czarnoskórego lidera partii komunistycznej. Zrobił to przed jego własnym domem. W efekcie na ulice wyszło 1,5 miliona ludzi, doszło niemal do wojny domowej, a sytuacja została cudem opanowana.
Polak stał się tam synonimem apartheidu, rasizmu i terroryzmu. Sam zainteresowany podkreślał po latach, iż popełnił "grzech ciężki", ale nie wykazał skruchy.
Tak przed sądem mówił o zdarzeniu: "Wychodził ze swojego samochodu. Wsadziłem pistolet Z88 za pasek z tyłu moich spodni i podszedłem do niego. Nie chciałem strzelać w plecy, więc zawołałem: Mister Hani. Odwrócił się, a ja wyciągnąłem pistolet i strzeliłem w niego. Kiedy się przewracał, strzeliłem drugi raz. Tym razem w głowę. Kiedy upadł na ziemię, oddałem jeszcze dwa strzały w skroń. Zaraz potem wsiadłem do samochodu i odjechałem stamtąd najszybciej, jak to było możliwe".