Zgodnie z polskim prawem nazwiska podejrzanych należy skracać, a wizerunek chronić, z oczywistych względów nie dotyczy to jednak poszukiwanych i ściganych. Policja próbowała ustalić miejsce pobytu byłego wiceministra sprawiedliwości Marcina Romanowskiego, ale nie była w stanie tego zrobić. W konsekwencji do prokuratury wpłynął wniosek o wydanie listu gończego i w dniu 12 grudnia 2024 roku prokurator Piotr Woźniak do wniosku się przychylił. Z tą chwilą Marcin Romanowski jest oficjalnie ścigany, jednak tylko na terenie Polski.
Obojętnie z jakiej strony patrzeć na tę sytuację, choćby z tej najbardziej korzystnej dla posła Romanowskiego, jego postawy nie da się w żaden racjonalny sposób wytłumaczyć. Linia obrony ściganego jest w najlepszym wypadku naiwna, bo twierdzenie, iż mamy do czynienia z polityczną zemstą to standardowa reakcja polityków. Doświadczeni przez wymiar sprawiedliwości obywatele mogą w części przyznać rację, iż sądy mamy w Polsce upolitycznione, ale jednocześnie każdy obywatel musi się przed takim sądami stawić.
Ponieważ Marcin Romanowski najpierw udawał umierającego, chociaż przeszedł zwykły zabieg prostowania przegrody nosowej, a teraz jeszcze się ukrywa to i sądom trudno się dziwić, iż przychylają się do wniosku o areszt. Tak też wygląda pierwsza cześć kompromitacji, w końcu nie co dzień się zdarza, iż nie tylko poseł, ale i były wiceminister sprawiedliwości unika odpowiedzialności karnej salwując się ucieczką. Druga część kompromitacji należy do prokuratury i Policji, jednak nie odnosi się do tego, co powszechnie krytykuje spora część opinii publicznej. Uciekający, zwłaszcza taki, który się chowa za immunitetem i doskonale zna realia prokuratorsko-policyjne, zawsze będzie miał przewagę.
Nie jest w związku z tym niczym nadzwyczajnym, iż policja w Polsce i na świecie tygodniami, miesiącami, a bywa, iż latami poszukuje przestępców, czy osoby zaginione. Wreszcie słusznie zwrócił uwagę jeden z emerytowanych funkcjonariuszy, iż w samym garnizonie warszawskim jest więcej poszukiwanych, niż policjantów i nie ma najmniejszego powodu, aby Romanowskiego traktować w sposób szczególny, tym bardziej, iż nie jest niebezpiecznym przestępcą. I właśnie ta wypowiedź przewodniczącego NSZZ Policjantów Rafała Jankowskiego definiuje drugą cześć kompromitacji.
Wbrew opinii i sugestii emerytowanego policjanta, Adam Bodnar wraz z pozostałymi szefami służb państwowych postawili sobie za punkt honoru, aby posła Marcina Romanowskiego w świetle kamer doprowadzić do aresztu. Problem polega jednak na tym, iż im bardziej się starają, tym śmieszniej im to wychodzi. Zamiast konkretów mnożą się spekulacje na temat miejsca pobytu poszukiwanego. Jednym z kierunków poszukiwań była organizacja Opus Dei, bo rzekomo, w którymś z ośrodków tej organizacji miał przebywać Romanowski. Na tę plotkę natychmiast zareagowało biuro prasowe Opus Dei i stanowczo zaprzeczyło, iż udziela jakiejkolwiek pomocy poszukiwanemu.
Inna teoria głosi, iż Marcin Romanowski uciekł na Węgry, a Victor Orban zagwarantował mu pełne bezpieczeństwo. Polegać ma to na tym, iż „całkowicie podległe Orbanowi sady”, nie zgodzą się na wydanie Romanowskiego w ramach tzw. europejskiego nakazu aresztowania. W przeszłości były już takie orzeczenia wydawane przez sądy UE, ale raczej działało to w przeciwną stronę, czyli nie wydawano podejrzanych „reżimowi PiS”. Tak czy inaczej sprawa Marcina Romanowskiego pokazuje kondycję polityczną i prawną po obu stronach sporu i najłagodniej mówiąc nie jest to obraz, który cieszy oczy.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!