Leczenie depresji opornej na leki to jedno z największych wyzwań współczesnej psychiatrii. Klasyczne terapie zawodzą u wielu osób, a skutecznych alternatyw jest niewiele. Dlatego wyniki nowego badania nad inhalowanym DMT wywołały spore poruszenie – i to nie bez powodu.
Czy możliwe jest, iż jeden krótki, 20-minutowy seans z psychodelikiem może przynieść szybką i trwałą ulgę osobom w głębokim kryzysie psychicznym? Naukowcy z Brazylii mówią jasno: tak – i mają na to konkretne dane.
Czym jest DMT i jak działa?

DMT (N,N-dimetylotryptamina) to naturalny związek psychodeliczny. Występuje w niektórych roślinach (np. używanych do sporządzania ayahuaski), ale również w niewielkich ilościach w ludzkim organizmie.
DMT znane jest głównie jako główny składnik psychoaktywny ayahuaski – naparu stosowanego przez rdzennych mieszkańców Amazonii w celach rytualnych i leczniczych. Jednak tradycyjna ayahuasca działa przez kilka godzin i wymaga połączenia kilku substancji. Inhalowany DMT to zupełnie inna historia.
W formie wziewnej działa gwałtownie i krótko – od 10 do 20 minut. Dzięki temu może być dużo łatwiejszy do zastosowania w warunkach klinicznych:
- nie wymaga długich sesji terapeutycznych,
- jest mniej obciążający dla pacjenta,
- nie paraliżuje logistyki kliniki czy gabinetu.
I właśnie ta forma została przetestowana w nowym badaniu klinicznym.
Nowe badanie – szybka ulga po jednym dniu
W badaniu opublikowanym w renomowanym czasopiśmie Nature wzięło udział 14 dorosłych z depresją oporną na leczenie. To znaczy, iż wcześniej próbowali już co najmniej dwóch leków przeciwdepresyjnych, ale nie zadziałały.
Do badania dostali się poprzez:
- ogłoszenia w internecie,
- polecenia lekarzy,
- metodę „z ust do ust”.
Wszyscy mieli umiarkowaną lub ciężką depresję i nie znaleźli dotąd skutecznej terapii.
Jak wyglądała terapia DMT?
Sesje odbywały się w kontrolowanym, bezpiecznym środowisku szpitalnym.
Każdy uczestnik dostał dwie dawki DMT w ciągu jednego dnia:
- najpierw 15 mg,
- po 90 minutach – 60 mg.
DMT było inhalowane przez medyczny waporyzator. Podczas sesji pacjenci leżeli na łóżku, w przyciemnionym pokoju, z relaksującą muzyką. Cały czas byli pod opieką specjalistów: psychiatry, psychologa i pielęgniarki.
Przed sesją odbywało się przygotowanie, a po – rozmowy integracyjne. Czyli klasyczny protokół terapii psychodelicznej, tyle iż w wersji turbo-skróconej.
Efekty kliniczne – co wykazało badanie?
Wyniki były zaskakująco dobre – i to bardzo szybko.
Już po 24 godzinach:
- Objawy depresji (mierzono je skalą MADRS) spadły średnio o 21 punktów.
- To wystarczyło, żeby wielu pacjentów przeszło z kategorii „ciężka depresja” do „łagodna” lub „brak objawów”.
- 79% pacjentów odpowiedziało pozytywnie na terapię.
- 71% osiągnęło remisję – czyli praktycznie nie mieli już objawów depresji.
Po tygodniu:
- Odsetek odpowiedzi wzrósł do 86%.
- Ponad połowa uczestników przez cały czas była w remisji.
Po 3 miesiącach (bez żadnych dodatkowych dawek DMT!):
- 57% przez cały czas miało znaczącą poprawę,
- 36% utrzymało pełną remisję.
Co ważne – zmniejszyły się też myśli samobójcze:
- Na początku aż 90% pacjentów miało takie myśli.
- U prawie połowy były one poważne.
- Już po jednym dniu nikt nie miał myśli samobójczych w stopniu ciężkim.
- Poprawa utrzymała się przez całą 3-miesięczną obserwację.
To bardzo istotny sygnał: inhalowany DMT może działać nie tylko przeciwdepresyjnie, ale też przeciwsamobójczo – i to błyskawicznie.
Jak pacjenci przeżywali sesję DMT?
Sesje z inhalowanym DMT były intensywne, ale – jak zgodnie relacjonowali uczestnicy – głównie pozytywne. Pacjenci doświadczali żywych obrazów (tzw. vivid imagery), zmienionej percepcji rzeczywistości i głębokiego poczucia wglądu emocjonalnego. Wiele osób mówiło o „przełomach” i poczuciu zrozumienia samego siebie, które trwało długo po zakończeniu sesji.
Jeśli chodzi o skutki uboczne – były łagodne i przejściowe:
- kaszel i podrażnienie gardła (efekt samej inhalacji),
- ból głowy następnego dnia,
- czasem lekki dyskomfort fizyczny.
Nie zgłoszono żadnych poważnych zdarzeń niepożądanych.
Co ciekawe, badacze zauważyli, iż siła przeżycia psychodelicznego nie była jednoznacznie powiązana z poprawą kliniczną.
Innymi słowy – to, czy ktoś miał „mistyczne doświadczenie”, nie przesądzało o efekcie terapeutycznym.
Jednak zauważono pewną korelację między złożonymi wizjami wzrokowymi a skutecznością terapii – co jest zgodne z wcześniejszymi obserwacjami z badań nad ayahuaską i psylocybiną.
Dlaczego ta metoda może zrewolucjonizować leczenie depresji?
Obecnie większość terapii psychodelicznych (np. z użyciem psylocybiny) wymaga wielu godzin – jedna sesja może trwać choćby 6–8 godzin. To oznacza:
- wielodniowe przygotowania,
- długi czas obecności personelu,
- wysokie koszty dla pacjenta lub systemu opieki zdrowotnej.
Inhalowany DMT to zupełnie inna liga.
Działa szybko (10–20 minut), a cały proces – od przygotowania, przez sesję, po integrację – można przeprowadzić w ciągu jednego dnia.
To ma ogromne znaczenie:
- dla pacjentów – mniej obciążenia psychicznego i logistycznego,
- dla systemu – większa dostępność, niższe koszty, łatwiejsza organizacja.
W krajach o ograniczonych zasobach – jak Brazylia, gdzie prowadzono badanie – to może być przełom w leczeniu depresji na poziomie publicznej służby zdrowia.
Ograniczenia badania i co dalej?
Choć wyniki są imponujące, trzeba pamiętać, iż to dopiero wczesna faza badań (Phase 2a).
I jak przy każdym nowym podejściu – warto zachować ostrożność.
Ograniczenia tego badania:
- mała liczba uczestników (14 osób),
- brak grupy kontrolnej i placebo – wszyscy wiedzieli, iż otrzymują DMT,
- jedna osoba doświadczyła nawrotu myśli samobójczych – pokazuje to, iż potrzebne jest wsparcie po sesji,
- efekty nie były u wszystkich stabilne przez 3 miesiące – pojawiały się wahania nastroju.
Konieczne są kolejne badania:
- z większą liczbą uczestników,
- z grupą placebo,
- z różnymi dawkami i cyklami podania,
- z lepszym monitorowaniem skutków ubocznych, zwłaszcza w obrębie układu sercowo-naczyniowego.
Podsumowanie – nowa nadzieja dla pacjentów
Inhalowany DMT może być nową nadzieją dla osób z depresją, które nie znalazły pomocy w klasycznych metodach.
Działa szybko, głęboko i – przynajmniej u części pacjentów – trwale.
To skraca czas terapii z wielu godzin do jednego dnia, a jednocześnie otwiera drzwi do szerszego zastosowania psychodelików w psychiatrii.
Czy to cudowny lek? Nie.
Ale może być silnym narzędziem w rękach lekarzy i terapeutów, szczególnie wtedy, gdy liczy się czas – np. przy zagrożeniu samobójstwem.
Jeśli przyszłe badania potwierdzą te wyniki, możemy być świadkami początku nowej ery w leczeniu depresji.
Ery, w której jedna wdechnięta cząsteczka może pomóc odzyskać nadzieję.