Ostrzeżenie ze snu: historia, która zmieniła wszystko
Anna zajmowała się przetworami – robiła marynaty z grzybów, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi. Jej mąż, Marek, był w podróży służbowej i wziął ze sobą klucze. W domu oprócz niej była tylko ich córka Zosia. „Kto to może być?” – mruknęła Anna, wycierając dłonie i idąc do wejścia.
Na progu stał chłopiec, może dziesięcioletni. Nieznajomy. Ubrany schludnie, z plecakiem na ramionach, a w jego oczach było coś poważnego, dorosłego.
— Dzień dobry — powiedział grzecznie. — Czy pani mąż jest w domu? Muszę z nim porozmawiać.
Anna zmieszała się.
— Witaj. Nie, go nie ma… A o co chodzi? Może ja mogę pomóc?
— Nie. Tylko on. To ważna sprawa.
W głębi serca Anny zrodził się niepokój. Nie wiedziała nawet, co odpowiedzieć.
— Wpadnę później. Kiedy zwykle jest w domu?
— Ciągle gdzieś jeździ… Ale kim ty adekwatnie jesteś? Co się stało?
— Na razie nic. Ale może się stać. Do widzenia.
Anna odprowadziła chłopca wzrokiem. Co to za dziwna sytuacja? Po co jej mężowi ta rozmowa z dzieckiem? I skąd on go zna? Cały dzień nie mogła znaleźć sobie miejsca. A wieczorem, gdy Marek wrócił, natychmiast mu wszystko opowiedziała.
— Dziś przychodził do ciebie chłopiec. Dziesięć lat może mieć. Powiedział, iż musisz z nim pilnie porozmawiać. Nic więcej nie wyjaśnił.
— Co za bzdury? Nie znam żadnego chłopca. Może pomylił mieszkanie?
— Nie, wyraźnie wymienił twoje nazwisko. Mówił, iż potrzebuje tylko ciebie.
Marek wzruszył ramionami i poszedł pod prysznic. Ale Annę nie opuszczały niepokojące myśli. Kim był ten chłopiec? Może to… jego syn? Nieznane dziecko z przeszłości? Marek miał przecież przed nią inne związki… Przypomniała sobie jedno imię — Katarzyna. Kiedyś byli zaręczeni. Może zostawiła po sobie ślad? Może nigdy mu nie powiedziała?
Następnego dnia zaczęła delikatnie pytać:
— Marku, pamiętasz tę dziewczynę, z którą prawie się ożeniłeś? Jak miała na imię?
— Aniu, po co ci to? Dawno to było. Kasia.
— Tak tylko pytam. Ty wiesz o moich byłych, a ja o twoich niewiele.
Anna natychmiast zaczęła szukać Kasi w mediach społecznościowych. Ale nazwisko pewnie zmieniła i nic nie znalazła. Pozostało tylko czekać, czy chłopiec znów się pojawi.
Kilka dni później Marek oznajmił, iż jedzie służbowo.
— Do Łodzi. Szef nalega, żebym to ja pojechał.
Anna zaniepokoiła się. Marek od dawna nie jeździł w delegacje. Słowa chłopca wciąż dźwięczały jej w uszach: „Może się stać”. Instynkt podpowiadała jej, iż coś jest nie tak.
I oto, w przeddzień wyjazdu Marka, chłopiec znów zapukał do drzwi. Anna gwałtownie wpuściła go do mieszkania.
— Słuchaj, powiedz mi, co chciałeś mu przekazać. Jestem jego żoną. Na pewno wszystko mu powtórzę. Jak masz na imię?
— Tomek. Proszę pani… Mama mi we śnie kazała ostrzec pana męża. Nie może jechać. Inaczej go nie będzie.
— Tomek, co ty mówisz? Jaka mama?
— Moja mama umarła pięć lat temu. Ale teraz często mi się śni. Babcia mówi, iż jesteśmy połączeni… Mama bardzo mnie kochała. Ojca nigdy nie poznałem. Ale ostatnio we śnie pokazała mi adres. Kazała przekazać tylko jemu…
Anna zamilkła. Przeszedł ją dreszcz.
— A wiesz, kim on był dla twojej mamy?
— Nie. Ale powiedziała, iż nie może jechać. To bardzo ważne.
Anna odprowadziła chłopca, a gdy zamykała drzwi, poczuła narastający lęk. Nie wierzyła w niesamowite historie… Ale to było zbyt realne.
Następnego dnia Marek wyjechał. Anna próbowała się uspokoić, zajmując się pracą. A po południu zadzwonił telefon.
— Aniu, nie martw się… Wszystko w porządku. Ale… coś dziwnego się stało.
— Co?! Co się stało?
— Jechałem autostradą. Nagle kobieta wyszła na drogę. Skręciłem gwałtownie i uderzyłem w barierę… A auto przede mną wyleciało w powietrze. Był wypadek. Ludzie zginęli… Gdyby nie ona, byłbym na ich miejscu.
— Boże…
— Nie wiem, kim była. Pojawiła się znikąd. I zniknęła. Ale gdyby nie ona, nie byłoby mnie już tu.
Wieczorem Marek wrócił do domu.
— Nie myślisz, że… to mogła być ta kobieta? Mama Tomka?
— Aniu… To zbieg okoliczności. Taka mistyka.
— Nie, Marku. To nie przypadek. Czuję to.
Następnego dnia Marek oznajmił:
— Już wiem. Przypomniałem sobie. Pięć lat temu szedłem ulicą. Wybuchł pożar. Ludzie stali i bali się wejść. A ja nie wytrzymałem – wbiegłem do środka. Wyniosłem chłopca. Ale jego mama… nie zdążyłem.
Postanowili odnaleźć dom Tomka. Przywitała ich babcia.
— Tak, Tomek tu mieszka. To mój wnuk. Jego mama zginęła w tamtym pożarze. Pan go uratował. Jestem panu tak wdzięczna… On wiele nie pamięta. Zostały tylko zdjęcia. Ale ona mu się śni. Mnie już nie.
— Ona uratowała mnie…
— Kinga zawsze była wyjątkowa. Chce pan zobaczyć zdjęcie? Proszę, niech pan spojrzy…
Na fotografii była ona. Ta sama. Marek poznał ją natychmiast.
Do drzwi wszedł Tomek.
— Witam panów. Mama powiedziała, iż pan żyje. Jest zadowolona. Ale kazała przekazać, iż już nigdy nie może pan jechać tą drogą. Tym razem pana nie uratuje. Musi pan o tym pamiętać.
— Dziękuję, Tomek. I podziękuj swojej mamie. Chcesz się zaprzyjaźnić? Mam małą córeczkę, z nią nie mogę iść na ryby. A z tobą pojedziemy. I na mecz, i gdzie tylko zechcesz. Zgoda?
Tomek cicho skinął głową. A Anna płakała. Z wdzięczności dla losu… i z wrażenia, iż choćby sen może czasem ocalić życie.