
Mroźny zimowy dzień na obrzeżach Petersburga. Na moście stoi Jelena Patiajewa, w zziębniętych dłoniach bez rękawiczek trzyma plakat z napisem: „Gdzie jest Seda Sulejmanowa?”.
Przez 10 miesięcy władze Czeczenii nie były w stanie odnaleźć jej ani żywej, ani martwej. Ten most wybrała nieprzypadkowo: nosi on imię Achmata Kadyrowa, ojca obecnego przywódcy Czeczenii.
Seda w 2022 r. uciekła ze swojej surowej muzułmańskiej rodziny na Północnym Kaukazie. Jak informuje organizacja praw człowieka „SK SOS”, próbowano ja przymusowo wydać za mąż, nie pozwalano pracować ani utrzymywać kontaktu ze znajomymi.
25-letnia Czeczenka próbowała rozpocząć nowe życie w Petersburgu. Początkowo mieszkała w schronisku „SK SOS”, ale niedługo spotkała Patiajewą i postanowiły wynająć razem mieszkanie. Później Seda znalazła pracę jako baristka w kawiarni, poznała chłopaka, który niedługo potem jej się oświadczył. Jeździła na longboardzie, chodziła do kawiarni z przyjaciółmi i przygotowywała się do ślubu z ukochanym – robiła więc rzeczy zupełnie zwyczajne dla dwudziestolatków. Tyle iż dopóki mieszkała z rodziną, były one dla niej niemożliwe.
Jednak rok po ucieczce krewni odnaleźli Sedę i przy wsparciu petersburskiej policji wywieźli ją z powrotem. Kilka tygodni później czeczeński rzecznik praw obywatelskich Mansur Soltajew opublikował nagranie z dziewczyną, by pokazać, iż Seda jest „w dobrym nastroju” i „cieszy się z pobytu wśród bliskich”. Na filmie trudno rozpoznać dawną, radosną dziewczynę. W towarzystwie Soltajewa wychodzi z domu bez słowa: jej włosy zakrywa chusta, wzrok ma spuszczony, ręką przytrzymuje długi czarny płaszcz.
To ostatni ślad życia Sedy – od tamtej pory nic o niej nie wiadomo.
— Uważamy, iż niestety już nie żyje. Według naszych źródeł została zabita przez krewnych w ramach tzw. zabójstwa honorowego – mówi Aleksandra Mirosznikowa, rzeczniczka „SK SOS”.

Jelena Patiajewa na moście Kadyrowa
Ofiary „honoru” i plotek
Zabójstwa „honorowe” zwykle kojarzą się z konserwatywnymi krajami muzułmańskimi. Rosja praktycznie nie pojawia się w raportach międzynarodowych organizacji praw człowieka. Jednak tego rodzaju morderstwa nie są rzadkością na południu Federacji Rosyjskiej, szczególnie na Północnym Kaukazie. Najczęściej ofiarami są młode kobiety, a zabójcami – ich najbliżsi krewni: ojcowie, mężowie, bracia. Postrzegają oni zachowanie kobiet jako „hańbę” dla rodziny, a morderstwo staje się sposobem na „oczyszczenie” rodu ze wstydu. Co więcej, często do zabójstwa wystarczą zwykłe plotki.
Według obliczeń rosyjskiej organizacji „Inicjatywa Prawna”, w latach 2008–2017 miały miejsce 33 przypadki zabójstw „honorowych”, w których zginęło 36 kobiet i trzech mężczyzn. Do sądu trafiło zaledwie 14 z tych spraw. To jednak jedynie wierzchołek góry lodowej – w rzeczywistości takich przypadków jest znacznie więcej. Zebranie dokładnych danych jest jednak niezwykle trudne, ponieważ zabójstwa „honorowe” uznaje się za zamkniętą „sprawę rodzinną”, a społeczeństwo woli się nie wtrącać.

Seda Sulejmanowa
Nawet jeżeli sprawa morderstwa trafia na policję, sądy często uznają motyw „honoru” za okoliczność łagodzącą. Przykładem jest sprawa z 2020 r. z Inguszetii, regionu sąsiadującego z Czeczenią. Magomedbaszir Moguszkow zasztyletował swoją siostrę Lizę po tym, jak przypadkowo znalazła się na nagraniu z zatrzymania członka lokalnego gangu. Policjant opublikował wideo w mediach społecznościowych, a Moguszkow rozpoznał swoją siostrę i tego samego dnia ją zabił, aby „zmyć hańbę z rodziny”. Sąd w Inguszetii uznał, iż działał „w stanie afektu” i skazał go jedynie na dwa lata ograniczenia wolności. Moguszkow został uwolniony jeszcze na sali sądowej.
Obrońcy praw człowieka walczą o to, by motyw „honoru” stał się okolicznością obciążającą w przypadku morderstwa.
— Ale na razie tak nie jest. Chociaż wszyscy wiedzą, iż zabójstwo „honorowe” to świadoma i zimna decyzja, a nie stan afektu. Zwykle decyzję podejmuje cała rodzina. Rzadko zdarza się, by to była inicjatywa jednego mężczyzny – ojca czy brata. A potem rodzina chroni zabójcę – mówi Swietłana Anochina, założycielka „Marem”, projektu pomagającego kobietom z Północnego Kaukazu.
Tymczasem władze regionów kaukaskich zaprzeczają istnieniu problemu. Po publikacji raportu „Inicjatywy Prawnej” władze Czeczenii stwierdziły, iż w regionie nie dochodzi do zabójstw „honorowych”, ponieważ „nie ma tam niemoralnych kobiet”. W Inguszetii oznajmiono, iż raport „nie ma podstaw”, ponieważ „mieszkańcy regionu nie są ludźmi z epoki kamienia”.
Statystyki organizacji praw człowieka pokazują jednak zupełnie inny obraz. W Rosji działa kilka organizacji pomagających kobietom uciec z Północnego Kaukazu. W 2024 r. projekt „Marem” otrzymał 250 zgłoszeń, a „SK SOS“ – 267. Większość osób, które się zgłosiły, to kobiety, z których wiele potrzebowało pomocy w ewakuacji.
„Kaukaskie wychowanie”: przemoc i prześladowania
Kaukaskie kobiety uciekają przed przemocą domową, pobiciami i przymusowym małżeństwem. — Na przykład dziewczyna nie może wybrać, gdzie chce się uczyć i trzyma się ją w domu aż do wydania za mąż. Nietrudno sobie wyobrazić, iż nie każdy się na to godzi – mówi Aleksandra Mirosznikowa.
O przeżytej przemocy domowej opowiada niemal każda kobieta zwracająca się o pomoc do organizacji praw człowieka. Wiele z nich doświadcza przemocy fizycznej od wczesnego dzieciństwa. — To jest uważane za „kaukaskie wychowanie”, kiedy dostaje się kuksańca, chłostę miotłą albo szmatą. Bić mogą wszyscy członkowie rodziny, choćby młodszy brat, którego za to jeszcze pochwalą, bo „prawidłowo” wychowuje siostrę – podkreśla Swietłana Anochina. W przeciwieństwie do innych rosyjskich rodzin, gdzie przemoc domowa również nie jest rzadkością, sytuacja na Kaukazie pozostało trudniejsza – dziewczyny nie mają komu się poskarżyć i nie mają gdzie szukać ochrony.

Seda Sulejmanowa z chłopakiem
Dla wielu z nich jedynym wyjściem pozostaje ucieczka. Ale to nie jest proste. Po pierwsze, wiele kaukaskich dziewcząt nie jest przygotowanych do samodzielnego życia – potrafią wykonywać prace domowe, ale rodzina nie uczy ich żadnych umiejętności społecznych. — Wiele z tych, które się do nas zgłaszają, zostało zabranych ze szkoły po 7. lub 9. klasie, wiele nigdy nie pracowało, bo rodzina im nie pozwalała — wylicza Swietłana Anochina. — Nie znają podstawowych rzeczy. Miałyśmy dziewczynę, która nie wiedziała, jak korzystać z taksówki, gdzie usiąść, czy się zapinać pasami. Chociaż uczyła się w technikum, to jeździła tylko autobusem z domu do szkoły. Kiedy musiała wsiąść do taksówki, a potem do pociągu, kompletnie się pogubiła.
Po drugie, uciekinierki są ścigane – zarówno przez krewnych, jak i przez służby. — Zawsze ogłaszają je jako osoby zaginione, choć rodzina doskonale wie, iż nie zaginęły, tylko odeszły z własnej woli — mówi Aleksandra Mirosznikowa.
Z tego powodu obrońcy praw człowieka doradzają kobietom, by zostawiały list dla rodziny, w którym wyjaśniają, iż odchodzą dobrowolnie, a także by nie zabierały ze sobą żadnych rzeczy – choćby tych, które do nich należą. Powszechną praktyką jest składanie przez krewnych zawiadomień o kradzieży, by sfabrykować sprawę karną i zmusić kobietę do powrotu. — Za każdym razem, gdy stosowano ten schemat, wszystkie oskarżenia znikały, gdy tylko wracały do domu — dodaje Mirosznikowa.
Właśnie w ten sposób 23 sierpnia 2023 r. uprowadzono Sedę Sulejmanową. Do jej mieszkania wtargnęła policja, a na komisariacie powiedziano jej, iż jest podejrzana o kradzież biżuterii należącej do jej matki. Później dziewczynę przesłuchano — przy czym jej status zmieniono z podejrzanej na świadka — a następnie wypuszczono — prosto w ręce jej wujka i ciotki. Następnego dnia Sedę przewieziono do Czeczenii. Od tamtej pory o jej życie walczy jej przyjaciółka Jelena Patiajewa.
„Nie uważam, iż to walka z wiatrakami”
Jelena stała na moście z transparentem w rękach prawie trzy godziny, aż przyjechała policja i zabrała ją na komisariat. Tam pojawił się problem: w dzisiejszej Rosji protestowanie jest zabronione, ale choćby w takich przypadkach funkcjonariusze muszą znaleźć formalny powód zatrzymania. Zajęło im to dwa dni – ostatecznie sąd skazał Jelenę Patiajewą na 20 godzin prac społecznych za „uczestnictwo w jednoosobowej pikiecie na moście”, co rzekomo jest zakazane.
Opowiadając tę historię, Jelena dużo żartuje i nie wygląda na zastraszoną. W końcu to nie była jej pierwsza akcja domagająca się odnalezienia Sedy. Pierwszy samotny protest był przerażający, ale z czasem człowiek przyzwyczaja się do wszystkiego. — Moja najsilniejsza cecha to upór — mówi Jelena. — Nie uważam, iż to walka z wiatrakami. Wiem, iż mogę coś osiągnąć.

Jelena Patiajewa i Seda Sulejmanowa
Przez półtora roku poszukiwań, dzięki staraniom Patiajewej i obrońców praw człowieka, udało się doprowadzić do wszczęcia śledztwa w sprawie zaginięcia Sulejmanowej przez Komitet Śledczy Czeczenii. W kwietniu 2024 r. Jelena pojechała do Czeczenii, by zostać przesłuchana jako świadek. Ale od tego czasu sprawa tkwi w martwym punkcie.
Mimo to Jelena się nie poddaje – jej głównym celem jest odnalezienie Sedy, żywej lub martwej. Chociaż sama przyznaje, iż szanse na to, iż Seda jeszcze żyje, są znikome. Jednak nagłaśnianie tej sprawy jest ważne niezależnie od wszystkiego – Jelena wierzy, iż w końcu władze będą zmuszone przeprowadzić rzetelne śledztwo i ukarać winnych. A przy okazji może to pomóc zapobiec kolejnym zabójstwom „honorowym”.
— Inne rodziny, które mogłyby zrobić coś podobnego swoim córkom, dziesięć razy się zastanowią, zanim to zrobią. Ta sprawa i tak pomaga zwrócić uwagę społeczeństwa na problem czeczeńskich uciekinierów i na to, co dzieje się z dziewczynami w Czeczenii – podsumowuje Patiajewa.