Józef Myrek z Krakowa pracuje jest kierowcą TiR-a. Prowadzi jednoosobową firmę spedycyjną. Pół roku temu wymienił ciężarówkę na nową – wartą około 700 tys. zł scanię.
– Jestem kierowcą, transport międzynarodowy. Jeżdżę od 25 lat. Co trzy lata wymieniam auto na nowe. I przed emeryturą chciałem po prostu ulżyć sobie, żeby już nie robić nic z autem – opowiada Józef Myrek.
ZOBACZ: „Interwencja”. Pokazał, jak działają oszuści. Prowadził z nimi grę
– Chciał spokojnie jeździć nowym samochodem, poczuć frajdę z tej pracy w ostatnich latach przed emeryturą. Chciał fajne auto, lubił scanię, miał wcześniej, chciał z tą marką dokończyć swój biznesplan na życie – tłumaczy Krzysztof Myrek, syn pana Józefa.
Ciężarówka popsuła się po kilku minutach
Niestety euforia z zakupu nie trwała długo, bowiem już kilka minut po opuszczeniu salonu sprzedaży, samochód się zepsuł. Awarii uległa elektronika, a to uniemożliwiło dalszą jazdę.
– Wyjeżdżając, od razu zadzwoniłem do przedstawiciela salonu, iż coś jest nie tak z tym autem, bo nie mogę wypoziomować poduszek powietrznych, dokonać stabilizacji auta. Powiedział, iż wszystko ok, iż to się zmieni, jak podepnę naczepę. Pojechałem po nią i ruszyłem w drogę za granicę. Po wjeździe do Niemiec wszystko mi znikło. Jeden z ekranów przestał całkowicie działać. Jakby trzeba było odpiąć naczepę czy coś, to nie byłem w stanie, bo nie było poziomowania, nie było nic. Po prostu przestał całkowicie działać tablet, był czarny – relacjonuje pan Józef.
– W tablecie są wszystkie funkcje samochodu. Wszystkie przyciski fizyczne zostały zastąpione tabletem, choćby do poziomowania się zawieszenia samochodu. Wszystkie funkcje z fizycznych przycisków są „wciśnięte” w tablet. Tablet się zawiesi i nie ma funkcji, nie da się samochodem sterować – dodaje Krzysztof Myrek, syn pana Józefa.
Nowy samochód ciągle się psuje. Nie można go zwrócić
Kierowca uznał, iż jazda kilkunastotonową ciężarówką, nad którą nie do końca ma kontrolę, nie jest bezpieczna. Auto trafiło więc do autoryzowanego serwisu.
– Przyjechałem do nich i zostawiłem auto na dwa tygodnie. Było w serwisie. Za pierwszym razem nie dostałem samochodu zastępczego, bo to miała być dwudniowa naprawa. Tak mi powiedzieli, iż wgrają coś i będzie wszystko ok. Później nie umieli odpowiedzieć na pytanie, kiedy będzie auto – mówi pan Józef.
ZOBACZ: „Interwencja”. W kilka miesięcy miał kupić 27 aut. Nie ma pojęcia, o co chodzi
Serwis zwrócił kierowcy auto, ale sytuacja wciąż była taka sama: scania psuła się od razu albo po przejechaniu kilku kilometrów. Od lipca zeszłego roku powtórzyło się to tyle razy, iż pan Józef nie jest już choćby w stanie tego policzyć.
Materiał wideo „Interwencji” można zobaczyć TUTAJ.
Sytuacja jest o tyle trudna, iż nie może on auta zwrócić, gdyż jest ono w leasingu. Bank nie chce włączać się w sprawę, dopóki mężczyzna płaci co miesiąc ratę. To ponad 10 tys. zł. Dodatkowym problemem jest to, iż pan Józef w tej chwili nie ma jak zarabiać.
– Pierwsza droga polubowna, której ewentualne rozważenie bym sugerowała temu użytkownikowi samochodu, to jest prośba do banku o to, żeby wystawili cesję uprawnień z tytułu umowy kupna-sprzedaży, tak aby ten leasingobiorca mógł dochodzić ewentualnego odszkodowania z tytułu wad ukrytych. Natomiast bank de facto nie ma żadnego interesu w tym, żeby cesję tych uprawnień dokonać z racji tego, iż dla nich liczy się to, iż umowa leasingu trwa. Można jeszcze spróbować złożyć zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa do prokuratury. Natomiast znowu tu jest małe zastrzeżenie, iż prokuratura niechętnie wchodzi w kompetencje sądów cywilnych – tłumaczy adwokat Eliza Kuna.
Pan Józef dostał auto zastępcze. Też nie działało
O sytuację pana Józefa ekipa „Interwencji” zapytała firmę Scania.
„Nasz zespół techniczny ustalił, iż pojawiające się w pojeździe usterki mają charakter błędów programowych, które mogą zostać rozwiązane jedynie przy pomocy aktualizacji, które przygotowuje i udostępnia fabryka Scania CV AB w Szwecji. Problem pojawiał się kilkukrotnie, każdorazowo dokładaliśmy wszelkich starań, aby móc zaproponować panu Józefowi odpowiednie rozwiązanie. (…) W ramach wsparcia w tej trudnej sytuacji, zaproponowaliśmy klientowi możliwość skorzystania z pojazdu zastępczego, na co przystał. (…) W tym konkretnym przypadku przyznajemy, iż doszło do błędu po naszej stronie. Przyjmujemy pełną odpowiedzialność za tę sytuację i zapewniamy, iż podjęliśmy wszelkie działania, aby ją naprawić. (…) Problem został rozwiązany, a pan Józef Myrek odebrał dziś sprawny pojazd” – brzmi treść oświadczenia Pawła Palucha, dyrektora ds. marketingu i komunikacji Scania Polska SA.
ZOBACZ: „Interwencja”: Zapłacili za działkę, ale nie mogą zbudować domu
Niestety – pan Józef przekazał nam, iż pojazd był sprawny tylko przez siedem kilometrów od wyjazdu z serwisu. Auto pana Józefa znów musi tam wrócić. Nie wiadomo na jak długo i jaki tym razem będzie efekt.
– Ten cały proces zrujnował mnie. Psychicznie, fizycznie i finansowo. Nie wiem, z czego mam żyć. Nie wiem – wyprzedawać po kolei majątek swój? Nie wiem, co mam zrobić – komentuje Józef Myrek.
red./ / „Interwencja”