Niemcy w szoku po ataku Polaka na sąsiadkę. "Bił mocno, potem zrzucił ze schodów"

2 tygodni temu
Na początku maja niemieckie media żyją bulwersującymi doniesieniami z Mönchengladbach, gdzie 48-letni imigrant z Polski miał brutalnie zaatakować swoją 33-letnią sąsiadkę. Niemka w poważnym stanie trafiła do szpitala.


"Eva doświadczyła, jak to jest, gdy własny dom zamienia się w brutalny koszmar. Po miesiącach ataków słownych jej sąsiad Grzegorz B. miał napaść 33-latkę" – informuje najpoczytniejszy niemiecki dziennik "Bild".

– Właśnie otworzyłam drzwi do mieszkania i nie widziałam, jak nadchodzi. Wtedy poczułem pierwszy cios. Uderzył mnie mocno co najmniej dziesięć razy, krzycząc: "teraz cię zabiję!". Potem zrzucił mnie ze schodów i zemdlałam – relacjonuje mieszkanka Mönchengladbach.

Polak pobitą sąsiadkę miał zostawić na pastwę losu. Fakt, iż kobieta przeżyła atak przybysza z kraju nad Wisłą dziennikarze "Bilda" nazywają "cudem".

– Z powodu zatorowości płucnej, która wystąpiła u mnie w 2023 roku, do końca życia muszę brać leki rozrzedzające krew, w związku z czym bardzo krwawię. Wystarczy, iż pęknie mi żyła w głowie i umrę – wyznała pokrzywdzona.

Imigrant z Polski bezkarny? Grzegorz B. ma odpowiadać z wolnej stopy


Niemieccy dziennikarze wskazują, iż w tej sprawie bulwersuje nie tylko brutalność Grzegorza B., ale i pobłażliwe podejście, jakie wobec imigranta z Polski zaprezentowały niemieckie organy ścigania i wymiar sprawiedliwości.

Za pobicie 33-latki ma on odpowiadać z wolnej stopy. Polaka obowiązuje jedynie tymczasowy zakaz zbliżania się do Evy (lub miejsca jej zamieszkania) na odległość mniejszą niż 20 metrów. o ile Grzegorz B. złamie te ustalenia, może zostać obciążony grzywną wysokości do 250 tys. euro.

Niemka obawia się, iż to go jednak nie powstrzyma przed kolejną napaścią. – przez cały czas żyje tam spokojnie. Robi mi się niedobrze na myśl o tym, iż za kilka dni będę musiał wrócić do domu. Tego człowieka trzeba zamknąć. Następnym razem może faktycznie zabić mnie i moje dziecko – alarmuje Eva.

Po wyjściu ze szpitala i uzyskaniu niezbędnej dokumentacji medycznej kobieta zamierza złożyć na policji nowe zeznania i donieść o usiłowaniu zabójstwa.

Przemoc domowa, kradzieże aut i zabójstwa, czyli Polacy na celowniku niemieckich służb


Sprawy, w których imigranci z Polski okazują się być sprawcami przemocy, nie są niestety w Niemczech rzadkością. Jak wspominaliśmy w naTemat.pl, ostatnimi czasy po zachodniej stronie Odry opinia publiczna żyła m.in. przypadkiem brutalnego morderstwa w Horneburgu dokonanego przez Tomasza S., czy zbrodni w Kaarst, której sprawcą był Waldemar R.

Sporym wyzwaniem dla niemieckich służb jest też skala przestępstw związanych z kradzieżami aut lub części samochodowych, w przypadku których sprawcy okazali się Polakami lub nad Wisłę wiodą wszelkie tropy.

– Każdy, kto rano wychodzi z domu i stwierdza, iż jego pojazd zniknął, musi niestety spodziewać się, iż od kilku godzin znajduje się on w Europie Wschodniej – stwierdził niedawno Thomas Susebach, który kieruje wydziałem ds. międzynarodowej kradzieży aut w berlińskiej policji.

Od lat 90. obecną sytuację odróżnia tylko to, iż wówczas złodzieje z państw bloku wschodniego kradli auta najnowocześniejsze. Klientelą była bowiem rodząca się w ich krajach nowobogacka "elita", która marzyła o audi, bmw czy mercedesie.

Dzisiaj najbardziej obawiać muszą się Niemcy posiadający auta 5- lub 10-letnie, a już szczególnie właściciele starszych pojazdów dostawczych. W Polsce lub Ukrainie sprowadzane są one do hal demontażowych, aby pozyskane części gwałtownie trafiły do warsztatów i na aukcje internetowe.

Idź do oryginalnego materiału