Środowiska prawicowe nawołują do patrolowania granic i publikują instrukcje, jak robić to (teoretycznie) zgodnie z prawem. Wprowadzają w błąd i narażają "obrońców granic" na kary i mandaty. Oto co wolno robić w domniemanej obronie granic przed najeźdźcami, a czego absolutnie nie można.
Czy "obrońcy granic" działają nielegalnie?
Wszystko zależy od tego, co robią, a granice działań są dość płynne. Samo przebywanie w okolicy granicy, na przykład niemieckiej, przestępstwem nie jest. Można się też przyglądać pracy służb, to nie jest przecież zabronione. A co jest? Jak obywatele mogą troszczyć się o stabilność granicy i odstręczać nielegalnych migrantów od jej przekraczania?
– Samo słowo "nielegalny" powoduje, iż mamy takie skojarzenie, iż ktoś robi coś złego, próbując przekraczać naszą granicę. Ta troska i obawa o wpuszczanie bez kontroli nielegalnych imigrantów w strefie Schengen, z jednej strony może być zrozumiała. Obywatele mają prawo do takiego niepokoju – zaznacza w rozmowie z naTemat.pl dr hab. Piotr Milik, adwokat i wykładowca.
Mecenas dodaje jednak stanowczo, iż ci "zaniepokojeni obywatele" nie mają żadnego prawa do zatrzymywania jadących samochodów, legitymowania kierowców i pasażerów, czy kontrolowania osób w jakikolwiek inny sposób przekraczających granice.
– Nie mają uprawnień do kontrolowania przejeżdżających pojazdów, zaczynając od zatrzymywania, nie mówiąc już o jakimkolwiek kontrolowaniu, czy sprawdzaniu, dokumentów osób będących w samochodzie. Nie mamy takich uprawnień jako obywatele, takie uprawnienia mają tylko służby, czyli przede wszystkim policja. A i to tylko w przypadku, kiedy zachodzi jakieś podejrzenie popełnienia przestępstwa – potwierdza mecenas Milik.
Jak dodaje, choćby na przykład policja nie może tak po prostu zatrzymać kogoś na ulicy i wylegitymować.
– Idzie pan z żoną ulicą, nagle zatrzymuje pana patrol policji i mówią: "dokumenty poproszę". Tak to bywało w PRL. Dzisiaj policjanci muszą mieć podstawę. Muszą na przykład wytłumaczyć, iż w okolicy popełniono przestępstwo i szukają sprawcy podobnego z wyglądu. Czyli, iż mają konkretne podejrzenie i osobę, którą podejrzewają, iż mogła brać udział w jakimś przestępstwie – dodaje mecenas.
Ordo Iuris... radzi?
Specjalny poradnik dla "obrońców granic" wydało też kontrowersyjne ultrakatolickie stowarzyszenie Ordo Iuris. Zawarło w nim dobre rady i tłumaczenia dla osób, które zamierzają łapać nielegalnych migrantów. Sporo w nim nadinterpretacji i niedomówień.
Autorzy poradnika przypominają na przykład, iż "obrona Ojczyzny jest obowiązkiem każdego obywatela i wynika wprost z art. 85 ust. 1 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 roku". Nie dodają, iż ten artykuł odnosi się nie do szukania migrantów, ale do… odbywania służby wojskowej.
Piszą też sporo o tym, by nie przeszkadzać służbom na granicy. Należy – zdaniem autorów poradnika – nie prowokować, nie wyzywać i nie narażać się funkcjonariuszom. A w szczególności nie podszywać się pod służby. A jeżeli ktoś będzie myślał, iż ma do czynienia z prawdziwymi służbami, trzeba go gwałtownie wyprowadzić z błędu. Tak faktycznie mówią polskie przepisy.
"Mimo iż to osoby nielegalnie przekraczające granice naruszają dobra chronione prawem i dopuszczają się czynów zabronionych lub karalnych, to na obywatelach broniących ojczyzny ciąży szczególny obowiązek, aby nie doprowadzić do sytuacji, w której to im, a nie osobom nielegalnie wkraczającym na teren polskiego państwa, przypisuje się popełnienie czynu zabronionego" – zauważają zaniepokojeni autorzy podręcznika.
Ujęcie obywatelskie: to zupełnie nie tak
Specjaliści z Ordo Iuris przypominają też o instytucji tzw. ujęcia obywatelskiego. Zdaniem MSWiA i prawników robią to w sposób naciągany. W poradniku sporo jest ostrożności, ale znajdziemy też zdania niemal wprost zachęcające do łapania nielegalnych migrantów: "Jeżeli ujawniono popełnienie czynu zabronionego w trakcie jego trwania, wówczas można podjąć działania zmierzające do ujęcia sprawcy, jeżeli ten podejmuje działania zmierzające do ucieczki".
MSWiA podkreśla w komunikacie, iż jedyną dopuszczalną formą obywatelskiej interwencji jest ujęcie obywatelskie. Ale ono musi mieć podstawy, ściśle ujęte w Kodeksie postępowania karnego.
I podkreśla, iż działania wykraczające poza ten przepis są nielegalne.
– Weźmy taki przykład: ktoś widzi, iż jakiś samochód jedzie zygzakiem. To sugeruje, iż kierowca może być pod wpływem alkoholu. Wtedy zatrzyma go policja, ale też zatrzymanie obywatelskie byłoby możliwe. Mamy przecież ewidentnie sytuację, w której podejrzewamy, iż ktoś dopuszcza się czynu zabronionego – tłumaczy mec. Piotr Milik.
I dodaje, iż sytuacja, gdy ktoś zatrzymuje auto, sprawdzając, kto jest w środku czy żąda od kogoś dokumentów, w scenariusz zatrzymania obywatelskiego się nie wpisuje.
– Obywatel nie może prewencyjnie zatrzymywać samochodów, zaglądać i sprawdzać, kto w tym samochodzie się znajduje. Nie ma takiego prawa. Prawo do zatrzymania obywatelskiego jest wtedy, kiedy mamy dowody z ewidentnym przestępstwem. Na gorącym uczynku można wówczas, będąc osobą fizyczną, zatrzymać takiego sprawcę – dodaje nasz rozmówca.
Podaje praktyczne przykłady. Możemy (o ile czujemy się na siłach!) zareagować gdy jacyś ludzie napadają na innego człowieka, gdy widzimy włamanie. W takich przypadkach trzeba powiadomić policję, można też zatrzymać sprawcę i niezwłocznie oddać go w ręce policjantów. Dodajmy, iż nikt nie ma prawnego obowiązku zatrzymywania przestępców lub sprawców wykroczeń. Wystarczy powiadomienie odpowiednich służb.
Jest w tym wszystkim jeszcze jedna niezwykle istotna sprawa, zwracają na nią uwagę prawnicy, a także Rzecznik Praw Obywatelskich prof. Marcin Wiącek.
Dodaje, iż osoba taka może być w procedurze azylowej lub korzystać z ochrony międzynarodowej, czyli na przykład być uchodźcą. A wtedy jej "obywatelskie zatrzymywanie" może być bezprawne.
Osoba fizyczna patrolująca granice nie ma żadnego pojęcia o tym kogo spotyka, nie ma też żadnych uprawnień, by to sprawdzić. A o zatrzymywaniu na gorącym uczynku nie ma mowy, bo nie ma "gorącego uczynku".
A co robić, gdy zatrzyma cię samozwańczy obrońca granicy?
MSWiA podkreśla, iż kierujący pojazdem nie ma obowiązku zatrzymania się na wezwanie tzw. patrolu obywatelskiego.
Obecnie, po serii mandatów, kar i skierowaniu do prokuratury spraw o podszywanie się pod funkcjonariuszy, obywatelskie patrole zdają się nieco hamować swoje zapędy. Teraz skupiają się na zaznaczaniu swojej obecności i starają się nie wchodzić w szkodę służbom. Z nieoficjalnych informacji wynika, iż nie wpłynęło to na ich bezkarność. Sypią się mandaty za zaśmiecanie, nielegalne ogniska i tym podobne sprawy.
To może być niebezpieczne
O sprawę zapytaliśmy też policjantów, doświadczonych w walce z przestępczością m.in. migrantów.
– Potrzeba uszczelnienia granicy to jedno, ale próba robienia tego dzięki jakichś obywatelskich patroli to czysta głupota. Grupy przestępcze przedostają się w o wiele skuteczniejszy sposób, niż szturmując granicę. A wyobraź sobie sytuację, gdy taki patrol obywatelski faktycznie trafi na groźnych, zdeterminowanych przestępców? Będzie tragedia dla "obrońców". Podjęcie jakiejkolwiek interwencji przez obywatela zawsze wiąże się z niebezpieczeństwem – mówi nam oficer CBŚ pragnący zachować anonimowość.
Dodaje, iż może się zdarzyć, iż ktoś zatrzymywany przez samozwańczych obrońców granic może się przestraszyć, spowodować wypadek, dodać gazu na widok jakichś przebierańców. "Cmentarze są pełne takich, co chcieli pomóc" – dodaje.
Druga sprawa to czystość intencji.
– No bo co ja mam myśleć o tzw. środowiskach kibicowskich broniących granic, jeżeli wiem, iż gangi kiboli zajmowały się handlem ludźmi i przerzucaniem ich przez granice? O co chodzi? A może o skierowanie sił i środków na granicę z zachodem i ujęcie tych sił na kierunku wschodnim, z którego naprawdę trafiają do nas nielegalni? – pyta.