Niebezpieczna kamienica, czyli akcja strażaków w Łodzi

3 tygodni temu

Dla łódzkich strażaków akcja ratunkowa w Turcji była wydarzeniem, które ze względu na rozmiar tragedii będą długo pamiętać. Jednak to zawalona kamienica w Łodzi okazała się miejscem wyjątkowo niebezpiecznym. Życie ratowników wisiało na włosku…

Najtrudniejsza akcja?

– W trakcie działań do pracy napędza adrenalina i chęć osiągnięcia celu – mówi młodszy aspirant Arkadiusz Głowacki. – Często walczymy z czasem, Gdy opadną emocje, zaczyna się chłodna analiza. Po zakończeniu poszukiwań przy ul. Łąkowej, emocje do końca nie opadły. To była kolejna, bardzo niebezpieczna akcja.

Nietypowa specjalizacja

Działająca w Łodzi Grupa Poszukiwawczo-Ratownicza ma swoje centrum w Jednostce nr 9, położonej na łódzkim Złotnie. Brygadier Marcin Płotica jest jej dowódcą od jedenastu lat. Największy rozgłos grupie przyniosła heroiczna walka o ratowanie uwięzionych pod gruzami po trzęsieniu ziemi w Turcji. Zadanie ratowników polega głównie na poszukiwaniach. Te realizowane są albo w terenie, albo na gruzowisku. Poszukiwania gruzowiskowe ze względu na niestabilność konstrukcji są trudne i nieprzewidywalne.

– Inżynierowie pracują nad wytrzymałością konstrukcji – tłumaczy kapitan Sebastian Tomczyk. – My pracując na gruzach nie do końca mamy oparcie w nauce. Działamy tam, gdzie powstają nietypowe obciążenia i naprężenia, których nie mamy jak sprawdzić. Dlatego specjalnymi technikami zabezpieczamy uszkodzone obiekty, bo w ten sposób minimalizujemy ryzyko.

Godzina 11:55

„Na parterze mieszka starsza pani, dziewięćdziesięcioletnia z synem i właśnie runęła cała ściana” – tak brzmi zgłoszenie do centrum powiadamiania ratunkowego.

O godz. 12:03 trzy zastępy strażaków przyjeżdżają na miejsce. O 12:25 na miejscu rozpoznanie pod kątem działań gruzowiskowych przeprowadza jeden z najlepszych fachowców od poszukiwań w Polsce bryg. Marcin Płotica.

Prawdopodobna przyczyna

Kamienica przy ul. Łąkowej w Łodzi była remontowana. Częścią remontu było poprawienie fundamentów. Polega to na ich stopniowym odkopywaniu, a następnie metr po metrze wzmacnianiu konstrukcji. W trakcie prac budowlanych jeden z robotników wykonuje swoje prace przy zewnętrznym obrysie budynku. Drugi wewnątrz, przy kominie. Pierwszy, gdy zawala się część budynku szczęśliwie ucieka i jest lekko ranny. Gdy na miejscu zaczynają swoją pracę strażacy, nie można ustalić, gdzie jest pracujący w środku. Być może jeden ruch łopatą za dużo doprowadził do zawalenia ściany i komina oraz katastrofy budowlanej.

Psy ratownicze

Wielokrotnie bardzo pomagają. Tym razem na miejscu działają trzy psy. Dwa łódzkie i jeden z Poznania. Łódzkie początkowo sygnalizują, iż ktoś jest w gruzowisku. Poznański szukający nieco później, nic nie wskazuje. Ogniomistrz Michał Rajewski tłumaczy, iż psy mogą reagować na świeży zapach, co prawdopodobnie ma miejsce we wczesnej fazie działań. Poznański pies, używając ludzkiego rozumowania, weryfikuje trop. Brak wskazań to nie jest dobry znak.

Życie wisi na włosku

Organizacja akcji poszukiwawczej polega na podzieleniu gruzowiska i na stopniowym przeszukiwaniu. Ratownicy używają kamer wziernikowych oraz geofonów. Kamery można wciskać w niedostępne dla człowieka przestrzenie, a geofony pomagają usłyszeć normalnie niesłyszalnie odgłosy. Następnie cegła po cegle teren jest sprawdzany. Szczególnie przydatnym urządzeniem jest tachimetr. To przyrząd, który nadzoruje stabilność budynku. Gdy budynek się rusza, wysyłany jest sygnał alarmowy, nakazujący opuszczenie strefy działań.

Przy ulicy Łąkowej pierwszy alarm ma miejsce po 90 minutach. Włącza się lampa błyskowa i sygnał akustyczny. Dodatkowo oficer bezpieczeństwa używa swojego alarmu. Strażacy przerywają akcję. Jest zbyt niebezpiecznie.

– Panowie, jeszcze chwila i będziemy mogli działać dalej – tłumaczy oficer bezpieczeństwa kapitan Adam Kolat.

Sytuacja się poprawia. Budynek jest stabilny można kontynuować poszukiwania.

Niestety, sygnał pojawia się jeszcze kilkukrotnie, a więc wkrada się zniecierpliwienie.

Pik, pik, pik, pik – znowu alarm.

– Panowie, to samochód przejechał, dlatego ten alarm. Chodźmy.

– K…a, nie mów mi nic o samochodzie! Ja decyduję! Nikt nie wchodzi!

Mija dwadzieścia sekund i z hukiem wali się kolejna ściana.

Wśród ratowników zapada cisza. Wiedzą, iż tachimetr uratował im życie. Wiedzą, iż gdyby nie wsparcie techniczne, zamiast jednej nieżyjącej osoby, byłoby kilka.

Autor: Piotr Radosław Zawada

Idź do oryginalnego materiału